Joanna Zakrzewska: Dlaczego przestaliśmy doceniać medycynę naturalną? Nierzadko wręcz bywa lekceważona przez lekarzy konwencjonalnych.
Prof. dr med. Andreas Michalsen: Nie jest tak prosto odpowiedzieć na to pytanie, które zresztą sam sobie często zadaję. Myślę, że są dwa wyjaśnienia. Po pierwsze medycyna konwencjonalna po drugiej wojnie światowej bardzo mocno się rozwinęła. Faktycznie odnosiła wielkie sukcesy, zwłaszcza w radzeniu sobie w stanach ostrych. Naturalne metody leczenia zostały więc nieco zapomniane…
Drugi powód wiąże się z czymś, co nazywamy ekonomiką zdrowia. Żyjemy w gospodarce kapitalistycznej, a na medycynie naturalnej specjalnie dobrze nie da się zarabiać – przynajmniej nie tak dobrze, jak na lekach czy technologiach medycznych. Lekarze też są ludźmi i też chcą mieć zyski ze swojej pracy, myślę więc, że to może też się z tym wiązać.
– Chyba też sami sobie trochę zawiniliśmy, bo chcemy szybkich efektów leczenia…
– Faktycznie, gdy zachorujemy, chcemy żeby nam się poprawiło i to od razu, jak najszybciej. Znam jednak wiele przypadków, gdzie medycyna naturalna też dobrze i szybko sobie radzi – między innymi z różnymi zespołami bólowymi, np.w ortopedii.
Kiedy przychodzą do mnie pacjenci – oczywiście nie w ostrym stanie, gdzie trzeba reagować od razu jakimiś lekami – to chętnie sugeruję im, żeby zacząć od naturalnych metod, wypróbować je na przykład przez sto dni i zobaczyć co się wydarzy. Często objawy faktycznie po takim leczeniu znikają, ale to nie jest coś, do czego jako pacjenci jesteśmy przyzwyczajeni. Wolimy szybkie efekty.
– Pana przykład pokazuje, że połączenie medycyny konwencjonalnej i naturalnej jest możliwe.
– Joga, ajurweda, rośliny lecznicze, wegetarianizm – cieszą się coraz większą popularnością. Wiele osób dzisiaj chce, żeby w przypadku choroby stosowano u nich także metody leczenia oparte na medycynie naturalnej. Tradycyjne metody leczenia przez tysiąclecia ratowały ludziom życie i skutecznie przywracały im zdrowie. Teraz znów stają się dyscypliną opartą na naukowych podstawach. Zawsze uważałem, że tradycyjna wiedza nie musi stać w opozycji do nowoczesnej medycyny, lecz że te dziedziny mogą się idealnie uzupełniać.
Muszę jednak przyznać, że dla lekarza jest to duży wysiłek – jeżeli chcę być dobry w obu tych dziedzinach, to w obu muszę się ciągle doszkalać, poszerzać wiedzę o to, co jest najbardziej aktualne. I muszę powiedzieć, że jestem w stanie zrozumieć moich kolegów, którzy zajmują się medycyną konwencjonalną i są świetni w swojej dziedzinie, ale nie mają już czasu ani ochoty żeby dowiadywać się, co tam nowego w akupunkturze albo ziołolecznictwie.
– Pacjenci często sięgają po naturalne środki, kiedy te konwencjonalne już nie skutkują – tylko czy wtedy nie jest już na to za późno?
– Ja uważam, że najlepiej jest od naturalnych metod leczenia zaczynać. Oczywiście, nie dotyczy to przypadków, kiedy ktoś trafia do mnie w stanie ostrym, np. z zawałem – wtedy od razu wkraczamy z medycyną konwencjonalną. Chociaż zawał to jest akurat dość dobry przykład – u jego podstaw często leży miażdżyca. Gdybyśmy odpowiednio wcześnie zaczęli działać medycyną naturalną, zmianą diety, aktywnością fizyczną, to prawdopodobnie ostrego stanu można by uniknąć.
Kiedy przychodzi do mnie pacjent, pierwszym pytaniem jakie sobie zadaję, jest – czy mamy do czynienia ze stanem ostrym i trzeba od razu reagować konwencjonalnie. Jeżeli nie, to zawsze najpierw sugeruję pacjentowi naturalne metody. Moją zasadą jest traktowanie dolegliwości czy objawów, z jakimi zgłasza się pacjent, jako pewnych sygnałów organizmu, które należy odpowiednio odczytywać.
Dlatego kiedy trafia do mnie ktoś z bardzo wysokim ciśnieniem, to według mnie pierwszym krokiem nie powinno być sięganie po coś, co może to ciśnienie obniżyć, lecz zadanie pytania skąd może się ono brać – czy powodem jest jakieś schorzenie, stres, niewłaściwa dieta i tak dalej. Podobnie, jeżeli ktoś ma refluks czy zgagę, nie stosuję od razu leków neutralizujących kwasy, tylko zastanawiam się, co można w tym przypadku zrobić – może zmodyfikować dietę, jeść o innych porach, może stosować kleik z siemienia lnianego…
Wydaje mi się, że to często bywa problemem w medycynie konwencjonalnej – objawy czy stany ostre są faktycznie szybko przezwyciężane przy pomocy leków, jednak nie szuka się ich przyczyny. Później okazuje się, że u podstaw leżało coś innego, dolegliwość, która może później przybrać charakter przewlekły. Uważam więc, że leczyć farmakologicznie należy tylko to, co rzeczywiście stanowi zagrożenie lub powoduje duże cierpienie.
Kiedy pracowałem na kardiologii, starałem się zawsze włączać do praktyki moją wiedzę z medycyny naturalnej i odradzałem pacjentom stosowanie często przesadnej terapii farmakologicznej. Zwłaszcza ludzie starsi łykają codziennie średnio osiem do dziesięciu różnych preparatów na przewlekłe dolegliwości. Jednak stosując już trzy lekarstwa naraz, nie mamy z reguły pojęcia, jak one wzajemnie na siebie oddziałują. Dobra medycyna wspiera procesy samozdrowienia, zamiast tłumić je przy pomocy środków farmaceutycznych.
– Wynika z tego, że patrzy pan na pacjenta w sposób holistyczny, co jest raczej rzadkie wśród lekarzy.
– Tak, jest to duży problem – sam znam wiele takich przypadków. Dziś, jeżeli ktoś ma kilka problemów zdrowotnych, z kolanem idzie do ortopedy, z czymś innym do kardiologa, diabetologa, nefrologa, jednak żaden z tych poszczególnych lekarzy nie ma całego obrazu i nie umie tych dolegliwości powiązać. Ważne jest jednak wzięcie pod uwagę całego człowieka. Medycyna naturalna uwzględnia różne sfery życia – naszą kondycję, psychikę, styl życia. To wszystko ma znaczenie.
– Gdzie szukać takiego lekarza jak pan, czy jest Was więcej?
– W Polsce, z tego co wiem, nie ma wielu takich osób. W Niemczech, gdzie pracuję, jest nas już całkiem sporo – mamy pięćdziesiąt tysięcy lekarzy, którzy stosują połączenie obu typów medycyny. W Stanach Zjednoczonych podobnie. Cieszę się że w Polsce wyszła moja książka „Leczenie siłami natury” i mam nadzieję, że ten nurt będzie się rozwijać.
Chociaż muszę przyznać, że jestem zdziwiony tym, że medycyna naturalna nie jest w Polsce bardziej obecna. Z historii wiem, że tutaj niektóre metody, takie jak ziołolecznictwo, mają solidne korzenie. Tradycja jest bardzo silna i myślę, że przetrwała, tylko najwyraźniej nie w gabinetach lekarskich.
– Niektóre sposoby leczenia, o których pisze pan w książce „Leczenie siłami natury”, są dosyć kontrowersyjne – jak stosowanie pijawek (hirudoterapia) czy upuszczanie krwi.
– Tak, ale to są faktycznie tradycyjne metody. Przekonało mnie do nich istnienie solidnych badań naukowych – po części również badania, jakie sam prowadziłem ze swoim zespołem, i które potwierdzają ich skuteczność. Oczywiście nie chodzi o to, żeby wrócić do średniowiecza! Mamy natomiast bardzo poważne dowody na to, że pijawki są pomocne w przypadku zwyrodnienia oraz stanów zapalnych niektórych stawów.
Z badań, które prowadziliśmy w Klinice Medycyny Naturalnej w Essen wynika, że pijawki (hirudoterapia) pomagają leczyć zapalenie stawu kolanowego skuteczniej niż fizjoterapia oraz stosowanie maści o działaniu przeciwzapalnym. Udało nam się także udowodnić skuteczność terapii pijawkami w przypadku tak zwanego łokcia tenisisty oraz w zwalczaniu bólu kręgosłupa. W ślinie pijawek znajduje się ponad dwieście substancji bioaktywnych wspomagających ukrwienie, łagodzących ból oraz stany zapalne!
Upuszczanie krwi z kolei sprawdza się, jeżeli ktoś ma nadciśnienie tętnicze. Choć ma fatalną opinię w nowoczesnej medycynie, wiele badań dowodzi, że ta dawna metoda może pomagać. W mojej klinice prowadziliśmy badania z udziałem pacjentów z nadciśnieniem i nadwagą. Wykonywaliśmy po 2 zabiegi upuszczania krwi w odstępie 4 tygodni (człowiek ma w sobie 5-6 litrów krwi). Wyniki były imponujące. Oczywiście za każdym razem to pacjent decyduje, jaką drogę leczenia wybiera. Ja zawsze daję wybór – w przypadku nadciśnienia mogę przepisać Ramipril, albo zalecić picie codziennie szklanki soku z buraka oraz upuszczanie krwi.
– W swoich terapiach stosuje pan także m.in. bańki i leczenie głodówką.
– Relacje na temat pozytywnego oddziaływania baniek w przypadkach bólu, zawrotów głowy, stanów zapalnych można odnaleźć we wszystkich tradycyjnych systemach medycznych. Stosowano je w Tybecie, Indiach, Chinach, a także w antycznej medycynie grecko-rzymskiej, arabskiej i europejskiej. Zasada ich działania jest dość prosta. Powstające podciśnienie powoduje uniesienie wierzchniej warstwy skóry, poprawiając w ten sposób ukrwienie i pobudzając przepływ limfy. Poprzez drogi nerwowe metoda ta może oddziaływać na partie ciała położone nawet w dalekich regionach.
A jeśli chodzi o głodówki – klasyczny post leczniczy od dawna cieszy się uznaniem w medycynie i posiada szeroko zakrojone skutki terapeutyczne. Oddziałuje na wiele hormonów i reguluje przemianę cukrów i tłuszczy. W 1990 r opublikowano wyniki badań naukowych dowodzących, że poszczenie jest skuteczną terapią w reumatyzmie. Sprzyja także odbywającemu się w organizmie procesowi autofagii – to rodzaj recyklingu, który umożliwia ponowne odbudowanie uszkodzonych białek (za badania nad autofagią Yoshinori Ohsumi w 2016 r otrzymał Nagrodę Nobla).
Jednak okazuje się, że do „recyklingu” dochodzi wtedy, gdy organizm nie wydziela insuliny – a hormon ten wydzielany jest po każdym posiłku. Pozytywny skutek przynosi już rezygnowanie ze spożywania kalorii przez 14-16 godzin (łącznie z nocą) kilka razy w tygodniu. Trzeba jednak zaznaczyć, że leczniczy post nie jest dietą. I musi być prowadzony pod kontrolą lekarza.
– Czy współcześni badacze są zainteresowani sprawdzaniem skuteczności metod naturalnych?
– Tak, choć nie dotyczy to wszystkich badań i metod. Jeśli chodzi o rozwiązania określane jako medycyna mind-body albo zastosowanie głodówek czy też różne sposoby odżywiania, to tutaj wśród badaczy jest duże zainteresowanie. Jeżeli natomiast chodzi na przykład o pijawki, to raczej badania prowadzą tylko ci, którzy zajmują się medycyną naturalną. Pozostałe metody budzą jednak duże zainteresowanie.
– Leczenie, o którym rozmawiamy, musi być prowadzone pod ścisłym nadzorem lekarza. A czy mógłby pan polecić jakieś tradycyjne metody, do których warto wrócić w codziennym życiu, żeby poprawić swój stan zdrowia?
– Oczywiście. O tej porze roku bardzo często pojawiają się różne infekcje: grypa, przeziębienia, katar, zapalenie zatok itd. Bardzo dużo da się w tych przypadkach zrobić, stosując różne rośliny i zioła. Są też bardzo pomocne naturalne środki na kaszel czy zapalenie ucha, np. napar z kwiatu lipy albo tymianek czy przyprawy takie jak kurkuma, imbir. Przede wszystkim pracowałbym z nimi w formie naparów. To jest jedna z rzeczy, które można robić samemu i nie jest to ryzykowne.
Dobra jest też hydroterapia, np. stosowanie na zmianę zimnej i ciepłej wody albo wymoczenie nóg w gorącej wodzie na wieczór – to bardzo dobrze robi na sen i wzmacnia odporność. Do wody, w której moczymy nogi warto dodać np. imbir albo sproszkowaną gorczycę (dwie łyżki proszku) – to bardzo fajnie rozgrzewa, a wystarczy 10 minut.
Sauna to kolejna metoda, z której warto rozsądnie korzystać.
– Kluczem do zdrowia jest także sposób odżywiania…
– Żaden inny obszar naszego życia nie ma tak istotnego znaczenia dla zdrowia. Wiele chorób przewlekłych wynika z niewłaściwego sposobu odżywiania (według WHO to ok. 50-70 procent). „Niech pożywienie będzie lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem”, miał powiedzieć Hipokrates. Jeśli podsumujemy badania, wniosek jest taki: powinniśmy jeść bardzo dużo warzyw, owoców oraz zdrowego tłuszczu (z oliwy z oliwek, rzepaku, orzechów, awokado, lnu i innych ziaren).
Zdrowe formy odżywiania łączy też zupełny lub prawie zupełny brak mięsa i wędlin, a spożycie produktów mlecznych i jajek jest niewielkie. Równie ważny, jak zdrowa dieta, jest również ruch. Według danych statystycznych ryzyko zachorowania człowieka o normalnej wadze jest przeciętnie minimalne, ale tylko wtedy, gdy zdrowo się odżywia i uprawia jakiś sport.
Okazuje się, że nawet ludzie z niewielką nadwagą, ale aktywni fizycznie, są zdrowsi niż ci szczupli nieuprawiający żadnej aktywności. Nie trzeba od razu uprawiać treningu wyczynowego. Ważne, żeby aktywność fizyczna była regularna i sprawiała nam przyjemność.
– W swojej książce „Leczenie siłami natury” pisze pan także o roli sił samoleczących organizmu…
– To jest najlepiej chroniony sekret medycyny! Faktycznie tak jest – trzeba sobie jasno powiedzieć, że żaden chirurg nie odważyłby się na zrobienie operacji, gdyby nie wiedział, że rana pooperacyjna się zagoi. To nas odróżnia od maszyn – żadna maszyna nie naprawi się sama. Ciało ludzkie, może nie w każdym przypadku, ale w bardzo wielu, jest w stanie się uzdrowić samo, jeżeli się mu tylko na to pozwoli. „Lekarz opatruje twoje rany. Jednak to twój lekarz wewnętrzny czyni cię zdrowym” – powiedział przed wiekami Paracelsus.
Należy tylko dopuścić zdolność samoleczenia do głosu, zamiast tłumić ją lekarstwami czy wręcz jej zapobiegać. Potrzebna jest także cierpliwość ze strony pacjenta. Powiedziałbym tak: mechanizm samoleczenia działa zawsze, tylko musimy dać mu na to przestrzeń, musimy też mieć odpowiednią wrażliwość na własne ciało, żeby się zorientować, co może być przyczyną naszych dolegliwości i co możemy zrobić, żeby je zlikwidować albo przynajmniej złagodzić.
– Jak duże znaczenie ma nastawienie psychiczne pacjenta w trakcie leczenia?
– Bardzo duże, może nawet największe. Dlatego tak dużą, potwierdzoną skuteczność mają medytacja czy joga – ponieważ działają nie tylko fizycznie na nasze ciało, lecz także na psychikę. Ważna jest również sfera duchowa naszego życia.
Dlatego uważam, że to szkoda, iż kościoły straciły trochę wpływ na społeczeństwo. W tym sensie, że dla człowieka nie jest dobry brak jakiegoś poczucia sensu, duchowości w tym wymiarze medycyny body & mind. Wiara i poczucie sensu często czynią ludzi zdrowszymi.