Katarzyna Koper: We wstępie do Twojej książki przeczytałam, że napisałaś ją by zrzucić z serca ciężar, jakim było ukrywanie choroby. Dlaczego się tego wstydziłaś?
Kasia Dziurska: Jestem sportsmenką i trenerką personalną. Na co dzień mówię swoim podopiecznym i obserwatorom co mają zrobić by dobrze wyglądać i być zdrowym. Motywuję ich i dyscyplinuję. Nagle okazało się, że moje metody zawiodły. Wydawało mi się, że to podważy moją wiarygodność. Wstydziłam się tego! Dlatego do momentu wydania książki o mojej chorobie wiedział tylko Emilian, mój narzeczony.
Miałam też ogromny problem z zaakceptowaniem wystającego brzucha i kilku dodatkowych kilogramów, których nie mogłam zrzucić. Dotychczas moje ciało mnie słuchało. Gdy chciałam schudnąć lub nabrać masy mięśniowej, modyfikowałam dietę, zmieniałam program treningowy i efekty przychodziły szybko. Tym razem zderzyłam się ze ścianą. Traf chciał, że to się zdarzyło w najmniej odpowiednim momencie, bo podczas mojego udziału w „Tańcu z Gwiazdami”.
Walczysz z kilogramami, a waga ani drgnie? Zobacz, co zrobić, żeby schudnąć
– Myślisz, że to był przypadek?
– Teraz, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, wiem, że nie. To był dla mnie bardzo trudny okres. Już będąc nastolatką wystawiałam swój organizm na stres i próbę sił, drastycznie się odchudzając. Później łączyłam pracę z intensywnymi treningami i przygotowaniami do zawodów, byłam załamana najpierw ciężką chorobą, a potem śmiercią mamy. Do tego żyłam na walizkach przeprowadzając się ciągle z jednego wynajętego kąta do drugiego. Gdy do tego wszystkiego dołożyłam intensywne treningi taneczne związane z udziałem w programie, mój organizm powiedział: dość!
– Jak się zorientowałaś, że coś jest nie tak?
– Najpierw poczułam odpływ energii. Sądziłam, że jestem po prostu przemęczona. Było jednak coraz gorzej. Rano byłam do niczego, mimo, że przesypiałam 8-9 godzin. W przerwie między treningami kombinowałam jak tu się zdrzemnąć w samochodzie na parkingu, a wieczorem padałam z nóg i zasypiałam w ubraniu na kanapie. Nie było mowy, żeby wyjść do kina czy spotkać się z przyjaciółmi.
To było dla mnie niepojęte, bo dotychczas byłam wulkanem energii i duszą towarzystwa. W dodatku stałam się strasznie drażliwa. Płakałam lub awanturowałam się z byle powodu. Na początku myślałam, że to stres. Miałam nadzieję, że gdy odpocznę i wyśpię się, to wszystko jakoś się ułoży. Niestety, było coraz gorzej.
Z każdym odcinkiem przygotowania do programu robiły się coraz cięższe fizycznie, ale także psychicznie. No i ten koszmarny wystający brzuch! Ciągle coś mi się w nim przelewało, miałam biegunki, i nieprzyjemne skurcze jelit. Jak w takim stanie występować przed trzymilionową publicznością w dramatycznie obcisłej sukience uszytej z kilku pasków materiału albo obcisłym body? Zrobiłam sobie badania, standardowy panel obejmujący morfologię, glukozę, hormony. Mój trener rzucił okiem na wyniki i od razu wiedział, że chodzi o tarczycę. Kazał mi iść do endokrynologa.
10 kroków do zdrowia w Hashimoto
– Dostałaś leki hormonalne?
– Nie. Pani doktor obejrzała wyniki i stwierdziła, że pewnie mam Hashimoto, ale nie mam jeszcze niedoczynności tarczycy, więc do leczenia hormonalnego się nie kwalifikuję. Dostałam garść ogólnych rad: zdrowo się odżywiać, mniej stresować, więcej odpoczywać i zgłosić się, gdy będzie gorzej. Byłam też kilka razy u gastrologa. Kolejne badania nie ujawniały żadnych nieprawidłowości, a pani doktor nie miała pomysłu jak mi pomóc. Światełkiem w tunelu była dopiero wizyta u fantastycznej internistki dr Weroniki Walęcik-Kot.
Po przeprowadzeniu bardzo szczegółowego wywiadu lekarskiego i obejrzeniu wyników badań, stwierdziła, że oprócz Hashimoto prawdopodobnie mam także SIBO. Według niej choroba Hashimoto oraz inne choroby autoimmunologiczne bardzo często zaczynają się w brzuchu. Podobno SIBO występuje się nawet u 50 proc. osób z chorobą Hashimoto.
– Czym dokładnie jest SIBO?
– SIBO to skrót od ang. small intestinal bacterial overgrowth, co na polski tłumaczy się jako zespół rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego. Chodzi o zaburzenie równowagi pomiędzy „dobrymi” i „złymi” bakteriami występującymi w jelicie cienkim. U osób z SIBO jest nadmiar tych „złych” bakterii, które wywołują nadmierną fermentację. W wyniku fermentacji powstaje mnóstwo gazów, które z trudem przeciskają się przez jelita powodując ból brzucha. To one odpowiadają za wzdęcia, uczucie przelewania oraz wyjątkowo cuchnące „wiatry”.
Często występują także biegunki lub zaparcia. SIBO towarzyszy stan zapalny błony śluzowej jelit, który sprzyja ich rozszczelnieniu. To oznacza, że przez ścianki jelita mogą przedostawać się do krwi substancje, które nie powinny tam trafiać. Ich obecność stawia na baczność układ odpornościowy, który traktuje je jak wrogie białko. Jego długotrwałe pobudzenie sprzyja występowaniu chorób autoimmunologicznych.
Jednym z czynników zaburzających równowagę jelitową może być nadmiar hormonów stresu, a konkretnie kortyzolu. Jego wysoki poziom stymuluje układ odpornościowy, co może być czynnikiem wyzwalającym dla choroby autoimmunologicznej.
Uczucie ciągłego zmęczenia i braku sił witalnych to także element SIBO. Okazuje się, że bakterie jelitowe produkują substancje, które oddziałują na mózg, wpływają m.in. na nastrój i koncentrację.
Dieta w chorobie Hashimoto
– Jak wygląda leczenie obydwu chorób?
– Pierwszym etapem leczenia SIBO jest dieta low FODMAP, która polega na czasowym wyeliminowaniu z menu produktów bogatych w węglowodany wysokofermentujące m.in. strączki, warzywa kapustne, pszenicę, wiele owoców. Z powodu Hashimoto musiałam zrezygnować także z pokarmów zawierających gluten, laktozę, a także jeść więcej ryb zawierających zdrowe tłuszcze. Przy okazji wyszło na jaw, że mam nietolerancję na banany i jajka.
Znakomita dietetyczka Paulina Ihnatowicz pomogła mi ułożyć dietę dopasowaną do tych wszystkich obostrzeń. Przez wiele tygodni żywiłam się głownie ryżem z kozim twarożkiem, cynamonem, kawałkami ugotowanego mango i pomarańczy, warzywnym leczo i łososiem, rosołem na udku kurczaka z cukinią, marchewką, kurkumą oraz bezglutenowymi płatkami z dodatkiem odżywczego białka, gotowanymi borówkami i odrobiną oleju z wiesiołka oraz cynamonem i imbirem.
– Pomogło?
– Sama dieta pomogła tylko trochę, dlatego pani doktor przepisała mi kilkuetapową kurację antybiotykiem, który działa wybiórczo na florę jelitową niszcząc tylko „złe” bakterie. Zaleciła mi także niską dawkę hormonów tarczycowych. To wreszcie przyniosło poprawę. Mój brzuch się wyraźnie uspokoił, ustąpiły biegunki i wzdęcia. Mam więcej energii, lepszy nastrój i lepiej śpię. Waga jeszcze nie wróciła do stanu sprzed choroby, ale już nie tyję.
– Zaakceptowanie faktu, iż Hashimoto będzie z tobą do końca życia było dla ciebie bardzo trudne. Jak sobie z tym poradziłaś?
– Przestałam boksować się z tą myślą. Robię co mogę, żeby czuć się lepiej i widzę, że to przynosi efekty. Pod wpływem choroby zmieniłam swoje podejście do życia. Zrozumiałam, że nie zachorowałam przez przypadek. To była cena jaka zapłaciłam za życie w nieustannym pędzie, przetrenowanie, stres i perfekcjonizm. Dlatego zwolniłam tempo i podjęłam ostateczną decyzję o tym, że nie wrócę już do zawodów.
Ajurweda a Hashimoto – na czym polega leczenie?
– Jak teraz wygląda twoje życie?
– Pracuję jako trenerka personalna, głównie online (www.slimprojekt.pl). Ćwiczę znacznie mniej niż kiedyś. Bywam w siłowni maksymalnie 2-3 razy w tygodniu. Resztę czasu poświęcam na regenerację, bądź inne aktywności, ale mniej intensywne. Miałam krótki epizod z pole dance i stretchingiem. Od dawna chciałam spróbować tych dyscyplin, ale zawsze były ważniejsze rzeczy. Teraz najważniejsze jest dla mnie zdrowie. Przestałam stawać na rzęsach, by być najlepszą we wszystkim i przejmować tym, co o mnie powiedzą lub napiszą.
Wreszcie pozwoliłam sobie na robienie tego, na co nigdy nie miałam czasu: urządzam mieszkanie, porządkuję papiery, powoli realizuje swoje małe cele. Rzadko bywam na celebryckich imprezach. Zamiast tego wolę spotkać się z przyjaciółmi, pośmiać, powygłupiać, albo obejrzeć ciekawy film. Choroba zmieniła moje priorytety. Może to dziwnie zabrzmi, ale myślę, że także uzdrowiła moje podejście do życia.