Myślisz, że tylko ty nie ogarniasz wystarczająco dobrze swojego życia? Że tylko ty jesteś wiecznie z siebie niezadowolona? Mylisz się!
Spis treści
Warsztaty z samowspółczucia Oli Potykanowicz
Kobiece spotkania w kręgu wśród wielu zalet mają także i tę, że kiedy siedzimy ze sobą razem, przeglądamy się w innych kobietach jak w lustrze. Szybko orientujemy się, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne. Mamy takie same problemy, niepokoje, pragnienia… Uświadomiłam to sobie szczególnie dobitnie podczas jednego z takich kobiecych wyjazdów zorganizowanych przez firmę Kneipp.
Jest chłodny wieczór. Siedzimy w pięknie odrestaurowanej, przeszklonej „stodole” na matach na podłodze. Otulone kocami, popijamy herbatę, gadamy, płaczemy i przytulamy się, próbując dać sobie wsparcie. Wszystkie jesteśmy szczęśliwe, bo na chwilę uciekłyśmy od codzienności, od codziennego zmęczenia, rutyny, problemów w domu i pracy. I wtedy jedna z nas mówi na głos: – Ja to naprawdę jestem mistrzynią w dowalaniu sobie! Nic nie robię dobrze! – O, kochana, nie tylko ty! Ja to dopiero jestem beznadziejna! – pada z drugiego końca sali. – Ty? W życiu! Kobieto, udaje ci się wszystko, czego się tkniesz… Ja za to…
Dziewczyny, w naszym bliskim i przyjaznym gronie, wyrzucają z siebie: – Jestem brzydka, jestem gruba, nikt mnie nie kocha, nawet posprzątać porządnie nie umiem, jestem fatalną matką… itd. Na środek wychodzi jedna z naszych wykładowczyń, psycholożka pracująca w nurcie psychologii pozytywnej (znacie ją pewnie z naszego filmiku na YouTube, który możecie obejrzeć poniżej), Ola Potykanowicz. – Dziewczyny, która z was jest mistrzynią w krytykowaniu siebie? Zapraszam na środek – mówi. Podrywamy się wszystkie. Stajemy twarzą w twarz i… zaczynamy się śmiać. Wszystkie jesteśmy beznadziejne? Naprawdę???
Jesteśmy w różnym wieku, przyjechałyśmy z najodleglejszych miejsc w całej Polsce, jesteśmy mamami lub nie, żyjemy w związkach lub nie. Nie ma znaczenia – prawie wszystkie mamy problem z samoakceptacją i poczuciem własnej wartości…
– No dobra, dziewczyny– uśmiecha się do nas Ola. – Wszystkie jesteście ok! Naprawdę. Jeśli jeszcze tego nie zauważacie, to czas na warsztaty o samowspółczuciu. Dzięki tej praktyce poczujecie, jak można być dla siebie lepszą. Z czym kojarzy wam się słowo „samowspółczucie”? – pyta.
– Ze słabością – odpowiadamy. – To najczęstsze skojarzenie. Kiedy słyszymy słowo „samowspółczucie”, zaczynamy postrzegać siebie jako osoby słabe, biedne, godne litości… – dodajemy. Jeśli i Wy macie takie skojarzenia, jeśli jeszcze nie praktykujecie samowspółczucia, posłuchajcie tego, czego nauczyłyśmy się na warsztatach Oli Potykanowicz.
To naturalne, że w pierwszej chwili słowo „samowspółczucie” kojarzy się nam negatywnie – z przyznaniem się do słabości, z samobiczowaniem, z użalaniem się czy roztkliwianiem nad sobą. Niektórzy mają problem z okazaniem sobie współczucia, bo nie chcą się nad sobą litować – jak mówią. Tymczasem zostałyśmy wychowane w poczuciu, że musimy być silne, dawać sobie radę i „nie pękać”. Zagryzamy więc zęby – i cokolwiek by się działo, idziemy do przodu. Ale przyjrzyjmy się bliżej słowu „współczucie”. Oznacza ono, że ja współdzielę czucie czegoś. My, kobiety, mamy niezwykle rozwiniętą empatię i potrafimy przepięknie współodczuwać z drugim człowiekiem.
Przeczytajcie, co o samowspółczuciu mówi psycholożka Ola Potykanowicz.
Ola Potykanowicz o praktyce wdzięczności
Obejrzyj wywiad z psycholożką Olą Potykanowicz na naszym kanale YouTube. Ola opowiada o psychologii pozytywnej i o tym, dlaczego warto praktykować wdzięczność.
Ola Potykanowicz o samowspółczuciu: spójrz na siebie jak na swoją przyjaciółkę
Wyobraźcie sobie taką sytuację: przychodzi do was przyjaciółka, mówiąc, że czuje się głupia i brzydka. Momentalnie wyjmujecie wszystkie potrzebne narzędzia, dzięki którym sprawicie, by przestała tak źle o sobie myśleć. Doskonale wiecie, jak przekonać ją, że wcale nie jest głupia ani brzydka. Co więcej, udowodnicie jej, że jest wspaniała, jest fantastyczną przyjaciółką, siostrą, mamą. I to jest cudowne. Potraficie dać jej wsparcie, pocieszyć ją, sprawić, że poczuje się lepiej.
Ale zupełnie nie potrafimy zrobić tego samego dla siebie! Potrafimy współodczuwać z każdym, tylko nie same ze sobą. Spójrzmy, co się dzieje, jeśli same sobie w głowie mówimy: – Boże, jestem taka głupia – to mi nie wyszło, tego nie zrobiłam. Odpowiadamy sobie: – Jestem do kitu, muszę się postarać i być mądrzejsza! Dokręcę sobie śrubę, nauczę się więcej, doczytam, popracuję bardziej, a może pójdę na ósme studia. Dam radę. Bez względu na koszt, na zmęczenie. Dam? Czy padnę?
Dlaczego więc potrafimy się zdobyć na współczucie wobec przyjaciółki, a wobec siebie nie? W praktykowaniu samowspółczucia wcale nie chodzi o to, że mamy zacząć sobie wmawiać: – Jesteś piękna i wspaniała itd. Nie! Po prostu mamy zatrzymać się i poczuć, co w tej chwili czujemy, powspółodczuwać same ze sobą. Nie chodzi też o to, żeby dokonać jakiejś rewolucyjnej zmiany w życiu, tylko spojrzeć na siebie trochę łaskawszym okiem. Znaleźć takie sposoby, takie metody, czy takie słowa dla siebie samej, jakie dajemy innym ważnym dla nas ludziom.
Jesteś dla siebie najważniejszą osobą w życiu. Jedyną, która będzie z tobą od początku do końca, która nigdy ciebie nie zostawi. I bardzo potrzebujesz tego, żeby w twojej głowie, obok krytycznego głosu, dowalania sobie i dokręcania, pojawił się też głos troskliwy, życzliwy i wspierający.
Self-care (osiędbanie), czyli jak zatroszczyć się o siebie
Skąd bierze się w nas niskie poczucie wartości?
Samowspółczucie jest bardzo powiązane z poczuciem własnej wartości oraz z pojęciem, które ostatnio bardzo często pojawia się w mediach – z „wewnętrznym krytykiem”. Im niższe poczucie własnej wartości, tym ten krytyk będzie mocniejszy. Im niższe poczucie własnej wartości, tym bardziej potrzebujemy samowspółczucia.
Skąd bierze się w nas niskie poczucie wartości? Otóż w naszej kulturze jesteśmy od dziecka wychowywane do tego, że każda z nas musi być w czymś lepsza, mądrzejsza, piękniejsza, bogatsza. Świadomość, że jesteśmy w czymś lepsze, sprawia, że poczucie własnej wartości nam rośnie. Natomiast przeciętność wydaje nam się czymś złym. Zewsząd dociera do nas przekaz, że niedobrze jest być wystarczającym albo przeciętnym. – Ja nie chcę być przeciętna, chcę być dobra, lepsza – myślimy. Bardzo trudno nam powiedzieć sobie: – Jestem OK. Jestem wystarczająca. Mam wszystko, czego potrzeba. Zwłaszcza my, kobiety, mamy z tym problem.
Psycholożka, badaczka, autorka 8-tygodniowego programu nauczania umiejętności współczucia, dr Kristine Neff w swoim bestsellerowym poradniku Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy opisuje ciekawe badania dotyczące poczucia wartości dzieci i dorosłych z podziałem na płeć. Chłopcy i dziewczynki do pewnego wieku mają takie samo poczucie własnej wartości – uważają, że są ładne_i, fajne_i, mądre_rzy, że wiele potrafią itd. Pierwsze rozbieżności zaczynają się pojawiać, gdy kończą ok. 8 lat. Poczucie wartości chłopców zostaje na tym samym poziomie, a dziewczynkom… zaczyna spadać. Dlaczego? Ponieważ pod wpływem otoczenia, komentarzy rodziców i rówieśników dziewczynki zaczynają przykładać coraz większą wagę do swojego wyglądu. Zastanawiają się, czy są ładne czy nieładne, chude czy grube, niskie czy wysokie, takie czy siakie.
Od tego wieku poczucie wartości dziewczynek systematycznie spada i ten trend osiąga apogeum w okresie dojrzewania. Nastolatki są niezadowolone z tego, że mają za duże lub za małe piersi, nogi za długie i chude lub za krótkie i zbyt masywne, figurę zbyt kobiecą lub zbyt chłopięcą.
A teraz zajrzyjmy, co w tym samym czasie dzieje się z poczuciem wartości chłopców. Tadaaaam! Niespodzianka! NIC! Ich poczucie wartości jest stale na tym samym poziomie. Im dalej w las, tym poczucie wartości chłopców, potem mężczyzn, rośnie – uważają, że są coraz lepsi, mają świetną pracę, sukcesy itd. Nawet jeśli spotykają ich porażki – nie przejmują się zbytnio. Ich poczucie wartości nadal jest bardzo wysokie. A nam, kobietom, niestety wciąż spada i spada. Nigdy nie jesteśmy z siebie dość zadowolone, a nasz wewnętrzny krytyk aż zaciera łapy z zadowolenia, dowalając nam raz po raz…
Jesteś wystarczająca z tym wszystkim, co masz
Wróćmy teraz na chwilę do czasów dzieciństwa, gdy jako dzieci wszyscy, zarówno dziewczynki, jak i chłopcy, myśleliśmy o sobie równie dobrze. Czy my stałyśmy się „gorsze”, a oni „lepsi”? Nie! Po prostu pojawiało się w naszym życiu mnóstwo doświadczeń, które sprawiały, że ta nasza relacja samych ze sobą stawała się coraz trudniejsza.
Niestety ponosimy konsekwencje bata, który cywilizacja na nas ukręciła. Musisz być chuda, zgrabna, mieć piękne piersi, od rana do wieczora umalowana i uczesana. Twoje dzieci jedzą rano grzecznie owsiankę i super się uczą, masz ekstra faceta i w nocy miałaś fantastyczny seks… Taki przekaz płynie do nas z mediów, reklam, profili influencerek w mediach społecznościowych.
Która z nas jest w stanie zbliżyć się do tego ideału??? Żadna! To jest kompletnie fałszywy, cukierkowy i nierealny obraz. Ale sprawia, że jesteśmy sfrustrowane i ciągle czujemy się nie dość dobre. Ścigamy się z ideałem, który jest nie do doścignięcia. Jak mamy się więc czuć dobrze ze sobą? Z naszymi dziećmi, które przynoszą do domu jedynki, jedzą słodycze? Co powinnyśmy o sobie myśleć, jeśli nie mamy faceta, a figurę daleką od ideału modelki? Jak siebie zaakceptować?
Lekarstwem na tę nakręcającą się frustrację jest właśnie samowspółczucie. Nie jesteśmy przecież w stanie zmienić świata, w którym żyjemy. Ale możemy, i mamy w tym względzie pełną sprawczość, zmienić język, jakim do siebie mówimy. Dzięki temu możemy spędzić życie, nie starając się na siłę same siebie zmienić, ale akceptując siebie takie, jakie jesteśmy, z tym wszystkim, co mamy…
Pamiętaj o sobie. To najważniejszy człowiek, jakiego masz pod opieką
Jak nauczyć się samowspółczucia?
Badaniem tematu samowspółczucia od prawie 20 lat zajmuje się dr Kristin Neff, profesor nadzwyczajna ds. rozwoju człowieka na Uniwersytecie w Austin w Teksasie. Jej zdaniem samowspółczucie składa się z trzech elementów:
1. Życzliwość wobec samego siebie
Spróbuj być dla siebie taka, jaka jesteś dla ważnych dla ciebie ludzi.
Daj sobie to, co doskonale potrafisz dać innym ludziom. Na przykład: siedziałaś po nocy, oglądając serial z mężem, choć wiedziałaś, że następnego dnia musisz wcześnie wstać i wygłosić ważną prezentację. Co zrobiłabyś, gdyby przyszła do ciebie przyjaciółka, łkając, że zachowała się jak idiotka i teraz pewnie wszystko zawali w pracy? Powiedziałabyś jej: – Dobrze ci tak, trzeba było myśleć o tym wcześniej? Nie! No po co jej jeszcze dowalać? Zrobiłabyś jej pewnie kawę i powiedziałabyś: – Nie z takimi rzeczami dawałaś radę. Jesteś super i niezależnie od tego, czy spałaś, czy nie, wszystkich rzucisz na kolana.
Ale co, gdybyś ty tak zawaliła… Założę się, że pierwsza myśl o poranku to: – Po co siedziałaś tak długo, wiedziałaś, że jutro masz to i to. Mogłaś pójść wcześniej spać, na pewno moje koleżanki to zrobiły, tylko ty jestem taka beznadziejna. Co czujesz? Czy pomoże ci ta samokrytyka wygłoszona w głowie? Czy dzięki niej lepiej wygłosisz prezentację?
A teraz spróbujmy z pozycji samowspółczucia: – Olu (mówcie do siebie po imieniu, to znakomicie buduje więź z samą sobą), wiem, że spałaś tylko dwie godziny, wiem, że będziesz się źle czuć przez najbliższe klika godzin i wygłoszenie prezentacji będzie trudne. Ale zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Szybko wskakuj pod prysznic, zrobimy sobie śniadanie, napijemy się dużo wody i wszystko się uda.
Co teraz czujesz? Inaczej zaczyna się dzień, prawda?
2. Wspólnota doświadczeń
Nie tylko tobie się TAKIE rzeczy przytrafiają, większość z nas ma tak samo jak ty.
Kiedy uświadomisz sobie, że nie tylko ty tak masz, dzieje się magia. Naprawdę. Doświadczyłam tego na własnej skórze, kiedy było mi najgorzej na świecie, kiedy czułam się najgorszą matką, kiedy wydawało mi się, że tylko moje dziecko na całym świecie przyniosło dziś ze szkoły dwie jedynki.
Napisałam wówczas na Instagramie post, że potrzebuję usłyszeć, że nie jestem najgorszą matką, że gdzieś właśnie teraz jest kobieta na świecie, która – tak jak ja – ma ochotę zamknąć się w łazience i płakać. I stało się coś niewyobrażalnego! Spłynęła na mnie dosłownie lawina wiadomości, w której różne dziewczyny pisały: – Mam tak samo, wczoraj czułam się tak samo, moje dziecko to, moje tamto. Jedna z dziewczyn napisała: – Słyszę cię. To mnie rozwaliło kompletnie.
Zostałam usłyszana, zrozumiana i znalazłam się w grupie. Dało mi to ogromną siłę i przyniosło ulgę. W tym chorym świecie czy systemie, w którym rosłyśmy i żyjemy dalej, bardzo często nie mamy przyzwolenia na tę wspólnotę doświadczeń. Raczej usłyszymy: – Przestań się nad sobą użalać, ktoś tam ma gorzej i nie jęczy. To nie jest wcale takie straszne, co teraz przechodzisz, ktoś jest biedny, ktoś chory, ktoś to, ktoś tamto. Przy takim komunikacie nie możemy wejść we wspólnotę. Zostajemy ze swoją frustracją same, bo „ktoś ma gorzej”. To deprecjonowanie stanu, w którym teraz jesteśmy, jest bardzo obciążające. Ponieważ zawsze znajdzie się ktoś, kto ma gorzej.
To jedna z twarzy naszego wewnętrznego sabotażysty, krytyka, który mówi: – Dlaczego chcesz się teraz nad sobą pochylić, przecież to jest jakiś problemik, ludzie mają poważne problemy, dramaty, tragedie, no przestań. Mówiąc do siebie w ten sposób, odbieramy sobie prawa do czucia.
Tymczasem choć rzeczywiście skala problemów na świecie jest różna u różnych ludzi, KAŻDA z nas ma prawo czuć, że to, co się z nią teraz dzieje, jest dla niej teraz ciężkie. Bez względu na to, czy to jest obiektywnie małe cierpienie, czy duże. Uczucia są subiektywne, są moje.
Cierpimy i często wydaje nam się, że jesteśmy jedynymi osobami na świecie, które tak się beznadziejnie czują. Ludzie tak nie robią, ludzie są lepsi… Ale to przecież nieprawda! Jeśli opowiesz o swoim cierpieniu głośno, odwołasz się do wspólnoty, do doświadczeń innych ludzi, nagle okaże się, że z podobnym problemem zmaga się co druga z nas. Tylko skąd ludzie mają wiedzieć, co czujesz, jeśli im tego nie mówisz. A co równie ważne – skąd ty masz wiedzieć, czego potrzebujesz, jeśli sobie tego nie mówisz? Patrz punkt 3.
3. Uważność
Usłysz i poczuj to, co się z tobą dzieje.
Jeśli nie będziemy uważne na to, jak się czujemy, na to, że coś nas boli, jeśli tego nie zauważymy, to nie ma możliwości, żebyśmy okazały sobie same współczucie. Najpierw musimy to zauważyć. Niestety jest tak, że łatwiej nam jest zauważyć i pochylić się nad bólem fizycznym – boli mnie głowa, idę wziąć tabletkę. Ale emocjonalnego bólu często nie zauważamy – jesteśmy odcięte od siebie. Nie rozmawiamy same ze sobą.
– Hej, Ola, jak się dzisiaj czujesz? – Jestem zmęczona, bardzo bym chciała pospać. I jeśli powiem to do siebie głośno, to może ta druga Ola powie: – To chodź, pośpimy. Natomiast jeśli siebie nie usłyszę, to jeszcze umyję podłogę, wyczyszczę kuwetę, ugotuję mężowi obiad na jutro, sprawdzę dzieciom lekcje…
No wiadomo, wszystkie to znamy. Ale na dłuższą metę to się tak nie da. My robimy tyle rzeczy codziennie, jesteśmy odpowiedzialne za tyle tematów, tyle osób, tak strasznie dużo dajemy światu. Gdybyśmy miały zważyć, ile dajemy światu i sobie, to co by się okazało, jak waga by się ustawiła?
Zadaj sobie pytanie: – Dlaczego tak dokręcasz sobie śrubę? Weź siebie na spacer i pogadaj sobie ze sobą tak od serca. Może przypomnisz sobie rodziców, którzy nie byli zadowoleni z piątki w szkole, woleli szóstkę? To może być brat, siostra, dziadek, nauczycielka, ktoś z klasy, o kim dzisiaj nie pamiętasz. To jest punkt wyjścia. Bo jeśli nie słyszysz swoich potrzeb i sygnałów wysyłanych przez swoje ciało, to nie będziesz mogła sobie samowspółczuć. Dobrze jest w końcu zauważyć i usłyszeć siebie.
Uwaga! To wcale nie jest łatwe. Sama to praktykuję, więc doskonale wiem, jak ciężka jest ta robota. Jeśli od trzydziestu lat słyszysz wewnątrz głos wewnętrznego krytyka, to zanim zaczniesz przebijać się przez ten hałas ze swoim prawdziwym, pełnym samowspółczucia głosem, to trochę potrwa. Ale lepiej jest choć raz okazać sobie trochę samowspółczucia niż w ogóle.
Usłysz siebie! Może tam jest dziewczyna, która potrzebuje pospać, wypłakać się, zostać zauważona. Jeśli jestem uważna na swoje potrzeby, słyszę je i czuję, to po pierwsze mogę zareagować z poziomu samowspółczucia, a po drugie – mogę zakomunikować to innym i otrzymać wsparcie.
To nie jest roztkliwianie ani użalanie się nad sobą. To nie jest też egoizm. To życzliwość i troska w stosunku do najbliższej ci osoby – siebie.
Agnieszka Maciąg: uczmy się patrzeć na siebie oczami miłości
Czy widzisz to, jaka jesteś wspaniała?
Zauważ to, że robisz najlepszą owsiankę, że masz ten talent. Że słuchasz opery – masz w sobie wrażliwość, żeby tam pójść i coś przeżyć. Wiele osób nie ma takiego daru, a ty masz. Albo prowadzisz cudowny pensjonat, ludzie chcą tam przyjeżdżać, czują się w nim szczęśliwi. Pomyśl, kim jesteś i ile robisz każdego dnia. Doceń, ile dajesz innym ludziom, ile robisz. Ja na przykład jestem Olą mamą, córką, partnerką, siostrą, przedsiębiorczynią, przyjaciółką. Ile to roboty! Jaka to odpowiedzialność być w tylu różnych rolach i wykonywać je dobrze.
Jeśli choć trochę poczujesz, że jesteś ok, to wspaniale. Może będzie ci odrobinę łatwiej być dla siebie łagodną lub przynajmniej łagodniejszą.
Zobacz także: Nie zadręczaj się myślami, czyli czym jest ruminacja i jak sobie z nią radzić
……………………………………………
Jedna z uczestniczek warsztatów z Olą Potykanowicz podsumowała je dwoma zdaniami: – Takiej wiedzy wszyscy powinniśmy się uczyć w szkole. Poznanie budowy pantofelka czy rachunku różniczkowego nie sprawi, że nasze życie będzie lepsze, a praktyka samowspółczucia – tak. Jeśli chcecie więcej dowiedzieć się o tej metodzie, polecamy książkę Kristin Neff Jak być dobrym dla siebie. Pod koniec stycznia pojawi się kolejny poradnik tej autorki dla kobiet – Waleczne samowspółczucie. Możecie też posłuchać wykładów Kristin na YT.