Najpierw praca, dzieci, obiad, rozwieszę pranie, rozpakuje zmywarkę… A potem? Potem zapomnę, że miałam odpocząć, bo pojadę po dzieci do szkoły, a zaraz po szkole mają hokeja, po sporcie – kolacja i pakowanie się na bieg. No właśnie: to bieg mnie uratował. Szykowałam się do startu w półmaratonie du Montblanc (do pokonania 23 kilometry, bo w górach trudno tak wymierzyć trasę, żeby dystans naprawdę był idealnie półmaratoński, czyli wynosił 21 kilometrów i 97,5 metra).
Spis treści
Ciało upomina się samo
Półmaraton du Mont Blanc to trudny i wymagający bieg, więc postanowiłam, że dzień przed robię sobie reset. A ponieważ odpoczywanie nie jest moją najmocniejszą stroną, poszłam na spacer z psem, zrobiłam cztery prania, rozwiesiłam je, ogarnęłam chatę. I kiedy już miałam wyciągnąć się na kanapie z książką, przypomniałam sobie o tym tekście. A zaraz potem mądre ciało przypomniało sobie i mi o zmęczeniu. Normalnie pewnie bym to zignorowała (wyśpię się w nocy), ale jutrzejsze zawody to nie przelewki i motyle latają mi w brzuchu od rana.
I wtedy pojawił się kolejny dzwonek: wiadomości od mojej przyjaciółki z dzieciństwa, która od kilku dni pyta mnie, czy już odpoczęłam. Mava sama pracowała kiedyś na pełnych obrotach, reżyserując seriale, reklamy i teledyski, zajmując się domem i dwójką dzieci. I nagle to ona pisze mi o odpoczynku! Mogłabym jej powiedzieć, że mój relaks to ćwiczenia oddechowe, rytuały tybetańskie i bieganie (bo tak jest, głowa się wtedy resetuje), ale gdzieś pod skórą czułam, że chodzi jej o coś zupełnie innego. O inny poziom i wymiar odpoczynku.
– To tylko czternaście minut, kładziesz się pod kocem i już – przekonywała Mava.
I wierzcie lub nie, trudno mi było znaleźć to czternaście minut. Bo przygotowania do biegu, bo LIVE na Instagramie, bo…
Techniki relaksacyjne na stres
Czternaście minut
„OK, spróbuję” – pomyślałam w końcu. Wyskoczyłam z jeansów i weszłam pod kołdrę. Odpaliłam telefon z nidrą, którą przygotowała Mava. I od pierwszej minuty wiedziałam, że to był dobry pomysł. Kojący głos, spokój, relaks, błogość, wreszcie – sen.
Przyszedł nie wiadomo kiedy, żeby spokojnie odpłynąć i pozwolić mi obudzić się na dwa ostatnie zdania Mavy. Obudziłam się… wypoczęta. Brzmi absurdalnie? Być może, ale naprawdę tak było. Spokojna, zrelaksowana, uśmiechnięta. Dokładnie taka, o jakiej mówiła Lisia Matka, bo pod taką nazwą znajdziecie Mavę na Instagramie. To było tylko czternaście minut!
Joga nidra – czyli relaks
Zafascynowana rezultatem, zaczęłam czytać, czym jest joga nidra. Nie, nie wygibasami, asanami i staniem na głowie, choć to wciąż joga. To głęboki relaks, odpoczynek. Stan podobny do medytacji, choć osiągnięcie go jest o wiele łatwiejsze niż siedzenie w jednej pozycji z wyprostowanym kręgosłupem i pilnowanie odpowiedniego oddechu. Zamiast tego jest koc i łóżko. Łatwizna, łagodność, przyjemność, dostępność.
Jak pisze na swojej stronie Mava: „Będziesz robić NIC. Jest to bardzo stara praktyka, ale oni tam dawno mieli łeb na karku – ta praktyka jest w sam raz dla nas, kobiet XXI wieku!”. I wiecie co? Trudno się z tym nie zgodzić. Ja już wiem, że do tego odpoczynku będę wracała regularnie, bo poczułam, ile mi daje, jak jest mi potem dobrze i błogo. I z jak czystą głową usiadłam do komputera, żeby się z Wami tym podzielić.
Wiadomo, nie zostanę teraz tybetańską mniszką i nie będę mieszkała w jaskini i medytowała na kamieniu, ale postaram się świadomiej odpoczywać. Już nie tylko biegając czy ćwicząc. Zobaczyłam, jak prosto wpleść te czternaście minut głębokiego relaksu między zrobieniem obiadu a wyprowadzeniem psa na spacer, przygotowaniem się do wywiadu i poprowadzeniem konferencji. Przecież możesz to zrobić w samochodzie, czekając na dziecko, które kończy właśnie zajęcia na basenie. Albo na ławce w parku, wracając do domu po pracy.
Joga i ajurweda na stres i dobry sen
Nic nie musisz
Niesamowite, jak my, mamy, tak bardzo dbamy o odpoczynek naszych dzieci („Idź już spać, jutro będziesz zmęczony”) i tak bardzo zapominamy zadbać o siebie i swoją regenerację. I choć w kwestii odpoczynku wciąż jestem na kursie dla początkujących, i tak jest lepiej niż było.
Dawno temu obiecałam sobie, że dziennie mogę załatwić jedną dużą rzecz, świat się nie zawali, jak coś poczeka. Uwierzcie mi, nawet z tym było mi trudno. Ja, zosia samosia i wzorowa uczennica dopinająca wszystko na ostatni guzik. Uff, już nie muszę. I już wyzwoliłam się z robienia kilku rzeczy na raz, co kiedyś uważałam za wybitną umiejętność, a dziś za jazdę na autopilocie i bezsensowną próbę udowodnienia światu, że dam radę. Tylko po co i jakim kosztem?
Nową formę odpoczynku zaczęłam już dziś i mam zamiar kontynuować. Mava, dziękuję, że mnie subtelnie zmobilizowałaś i życzliwie pokazałaś, że czas się zatrzymać. A Wam szczerze i serdecznie polecam nidrę i Lisią Matkę. Relaks, który dziś tak bardzo mi pomógł, jest dostępny, łatwy i na dodatek nic nie kosztuje. Bezpłatną nidrę z Mavą znajdziecie tu: lisiamatka.pl/nidradlaciebie
Odpocznijcie. Ty też. Odpocznij, kochana.