Izabela Nowakowska-Teofilak: Neofobia żywieniowa to zaburzenie czy naturalny etap w rozwoju dziecka?
Małgorzata Tchurz: Neofobia żywieniowa to postawa nacechowana niechęcią lub lękiem wobec produktów, które są nowe albo postrzegane przez dziecko jako nieznane, obce. W zależności od nasilenia może być tzw. normą albo kwalifikować się jako zaburzenie. W jakimś stopniu posiada ją każdy z nas. Z badań wynika, że neofobia żywieniowa nasila się u dzieci ok. 18 miesiąca i stopniowo maleje do 6 roku życia. A później ponownie wzrasta u osób w podeszłym wieku.
– Czyli nie trzeba się martwić tym, że dziecko je wybiórczo, bo kiedyś z tego wyrośnie?
– Może tak być, ale nigdy nie ma gwarancji, że problem samoistnie zniknie w trakcie rozwoju dziecka. Nawet jeśli neofobia żywieniowa dotyczy tylko kilku produktów, bez których teoretycznie można się obejść, warto zaobserwować, jak zachowanie żywieniowe wpływa na dziecko, jego relacje z otoczeniem i najbliższymi opiekunami.
Jeśli fakt, że nie je ono na przykład masła, nie jest dla niego powodem do stresu, dieta w przedszkolu lub szkole może być dopasowana do jego potrzeb, a rodzice czy dziadkowie nie czują niepokoju i potrzeby, żeby nakłaniać go do spróbowania tego produktu, to oczywiście nie ma problemu.
Ale jeśli niechęć dziecka do jedzenia pewnych rzeczy powoduje napięcie w opiekunach, to w nim samym będzie wywoływać podobne emocje i wpływać na jego poczucie własnej wartości, relacje z otoczeniem i z jedzeniem. Jeśli neofobia żywieniowa utrzymuje się latami, to staje się bagażem, który dźwigamy później jako dorośli. Warto więc pamiętać, że za każdym zachowaniem dziecka idą jakieś emocje.
– O zaburzeniach odżywiania u dzieci mówi się jednak niewiele. To problem marginalny czy bagatelizowany – ot, zwykły niejadek?
– Dr Agnieszka Kozioł-Kozakowska badała zwyczaje żywieniowe dzieci w wieku przedszkolnym i wyniki były dość szokujące. Okazało się, że dieta większości z nich jest niezgodna z normami odżywczymi. To nie znaczy oczywiście, że wszystkie te dzieci mają jakieś zaburzenia, ale postawa nacechowana niechęcią jest wśród nich powszechna. W przedszkolu może to oczywiście wynikać z wielu czynników. W placówkach dzieci często są rozregulowane, bo jest tam sporo emocji, zadań, atrakcji i jedzenie schodzi na drugi plan. To naturalne.
Jeśli dziecko ma dużo nowych bodźców, nie jest już zainteresowane eksperymentowaniem w jedzeniu, woli to, co oswojone i znane. Posiłek pełni wtedy rolę bezpiecznej przystani. Ale bez wątpienia wśród tych przedszkolaków są też takie dzieci, którym brakuje różnych kompetencji. Jedzenie, wbrew temu, co nam się wydaje, nie jest darem, z którym się rodzimy. To umiejętność, którą zdobywamy w trakcie rozwoju.
Rodzice zazwyczaj z uwagą śledzą postępy pociech w nauce rysowania, pisania czy liczenia. Wiadomo, że trzylatkom wychodzi to jeszcze kiepsko, ale sześciolatkom powinno już całkiem dobrze. Jeśli tak nie jest, zaczynamy szukać przyczyn. Z jedzeniem jest dokładnie tak samo. Jeśli dziecko nie rozwija jakichś umiejętności, to dobrze jest się tym zainteresować, poobserwować, zastanowić, z czego to wynika.
Co powinno jeść niemowlę – nowy schemat żywienia niemowląt 2021
– Synek znajomych po odstawieniu od piersi jadł wyłącznie chleb z białym serem, w dodatku tylko jednej marki. To już chyba ewidentne zaburzenie i neofobia żywieniowa?
– Jeśli pojawia się jakieś niepokojące zachowanie dziecka, rolą rodzica nie jest w pierwszej kolejności ocenianie, szukanie kryteriów i norm, tylko zrozumienie, co tym zachowaniem komunikuje dziecko. Samo nazwanie tego zaburzeniem może tylko wzbudzić niepokój opiekunów, ale nie sprawi, że zrozumieją oni, dlaczego tak się dzieje.
Dla rodzica i dziecka ważniejsze od eksperckich nazw, definicji, diagnoz i kryteriów jest przede wszystkim skupienie się na czynnikach wewnętrznych, bo sposób jedzenia pokazuje to, co jest wewnątrz każdego z nas, czyli umiejętności, pewną gotowość, relacje, emocje. Trudności w jedzeniu, neofobia żywieniowa to zawsze jakiś komunikat. Jeśli potrafimy go odczytać, będziemy mogli dziecku towarzyszyć, stworzyć bezpieczną relację i narrację pełną zaufania, dzięki której samo zrozumie, co się z nim dzieje.
Jeśli rodzic ma problem ze zrozumieniem zachowania dziecka, może poszukać pomocy specjalisty. Oczywiście takie podejście nie wyklucza jednocześnie diagnozowania trudności i sklasyfikowania ich, co może być również potrzebne.
– Kilkulatek lepiej lub gorzej zakomunikuje, z jakiego powodu nie chce jeść określonych produktów, ale od rocznego malucha trudno oczekiwać wyjaśnień, dlaczego od rana do wieczora je tylko biały serek. Co może leżeć u podstaw takich zachowań?
– Znalezienie przyczyny bywa skomplikowane niezależnie do wieku i umiejętności dziecka. Nawet te, które świetnie mówią, często nie są w stanie powiedzieć, dlaczego nie chcą pewnych produktów. Pracuję z osobami dorosłymi, które nie mają pojęcia, czemu od lat jedzą wybiórczo, bo nikt im tego nie wyjaśnił.
Na każdym etapie nauki jedzenia może pojawić się czynnik, który ją utrudni. Mogą to być na przykład niewystarczające umiejętności połykania, gryzienia, żucia, ale też zaburzenia sensoryczne czy trudność dziecka z samoregulacją, wywołana traumatycznym wydarzeniem, jak zabiegi medyczne, ciężki poród lub choroba o gwałtownym przebiegu, choćby zwykła jelitówka połączona z silnym lękiem rodzica. Wszystko to może rozregulować układ nerwowy dziecka i sprawić, że stanie się on mniej elastyczny, a to natychmiast przełoży się na zachowanie w jedzeniu.
Poprzez wybiórcze posiłki dzieci mogą komunikować zarówno różne potrzeby odżywcze, jak i emocjonalne, bo jedzenie jest silnie związane z relacją z samym sobą, opiekunem i otoczeniem. Dlatego wszelkie napięcia, na przykład wynikające z tego, że maluch pierwszy raz idzie do przedszkola albo właśnie został odstawiony od piersi, mogą mieć wpływ na jego menu.
Zmiany są trudne i często nawet jako dorośli ludzie próbujemy poradzić sobie z nimi, wracając do wypracowanych schematów. Tymczasem jedyną namacalną dla dziecka sferą, w której może coś kontrolować, jest jedzenie. Przyczyn trudności w jedzeniu jest naprawdę dużo. A często są one sumą wielu drobnych czynników.
– Do jakiego specjalisty należy więc się zgłosić, kiedy pojawiają się kłopoty z jedzeniem u dziecka: pediatry, psychologa, fizjoterapeuty?
– Najlepiej poszukać terapeuty, który zna i rozumie proces nauki jedzenia. Nie tylko powie, czy konkretne zachowanie jest normą, czy też nie, ale przede wszystkim pomoże je zrozumieć, wyjaśni, dlaczego z punktu widzenia dziecka to postępowanie jest słuszne. A później wskaże odpowiednich specjalistów, z którymi warto się skonsultować, by sprawdzić, jakich umiejętności mu brakuje. Może to być pediatra, neurologopeda, terapeuta SI, laryngolog, dietetyk, fizjoterapeuta – wszystko zależy od źródła problemu.
Z moich obserwacji wynika, że rodziny, które do mnie trafiają, potrzebują przede wszystkim wsparcia psychoterapeutycznego, bo dzieci z trudnościami w jedzeniu i ich rodzice bardzo źle o sobie myślą, mają niskie poczucie własnej wartości, trudną relację z otoczeniem i już bardzo złą z jedzeniem. Wynika to właśnie z braku wzajemnego zrozumienia. To kluczowy obszar w jedzeniu.
Słowa, które wzmacniają poczucie własnej wartości u dziecka
– Kiedy dziecko nie chce jeść, większość z nas sięga po taktyki znane od pokoleń. Najpierw zachęcamy: „Jeszcze jedna łyżeczka”, „Za mamusię, za tatusia”, „Jedz, będziesz mieć siłę, będziesz zdrowy”. A kiedy to nie działa, wkraczają mocniejsze argumenty typu: „Nie wstaniesz od stołu, dopóki nie zjesz” albo „Jeśli nie zjesz obiadu, nie dostaniesz nic innego do jedzenia!”. Czy to dobra droga?
– Z punktu widzenia potrzeb rodziców to zachowanie na pewno jest słuszne i uzasadnione, bo kiedy dziecko nie chce jeść, czujemy duży niepokój i próbujemy go zmniejszyć, kontrolując za wszelką cenę zachowanie malca. Rozumiem tę strategię, nie oceniam. Natomiast nie jest ona wspierająca dla dziecka. Tak mu nie pomożemy. Fiaskiem skończy się zresztą każde zachowanie rodziców skierowane na to, żeby zmienić postępowanie dziecka bez zrozumienia, co ono w ten sposób chce zakomunikować.
– A puszczanie bajek przy jedzeniu czy podsuwanie przekąsek w trakcie zabawy? To zazwyczaj działa.
– Słyszę i czytam mnóstwo negatywnych komentarzy na ten temat. Tymczasem dziecko bardzo domagające się bajek podczas posiłków często nieświadomie szuka strategii, która pozwoli mu trochę mniej czuć jedzenie, nie patrzeć na nie, nie analizować, co ma w buzi.
Warto zastanowić się więc, dlaczego potrzebuje ono takiego odcięcia? Jeśli z jakiegoś powodu jedzenie nie jest dla niego łatwe i przyjemne, to te bajki pomagają mu przetrwać czas posiłku. Zabawianie działa podobnie. I czasami jest skuteczne, bo jeśli niechęć dziecka wynika z tego, że jest ono z jakimś produktem nieoswojone, to dzięki „umilaczom” faktycznie ułatwimy mu ten proces.
Jednak stosowanie tych metod na ślepo, bez zrozumienia, nie prowadzi do rozwiązania problemu. Jeśli malec nie je, bo przeszkadzają mu w tym jakieś wady anatomiczne, ma problemy z przełykaniem, boi się, że się zakrztusi, to zabawianie niczego nie zmieni, a może doprowadzić do tragicznego konfliktu.
Dziecko nie będzie wiedziało, czy słuchać swojego ciała, które ma w sobie genialną mądrość i mówi mu „Nie bierz tego, nie jesteś na to gotowy”, czy spełniać oczekiwania opiekunów, bo jeśli tego nie zrobi, mama i tata będą rozczarowani, rozdrażnieni, przestraszeni, sfrustrowani i miła atmosfera pryśnie.
– Jeśli dziecko nie chce jeść surowej marchewki, włóknistego mięsa, twardych kotletów, można podejrzewać, że ma problem z gryzieniem i połykaniem. To ma sens. Ale na przykład mój brat od dziecka nie je masła i pomidorów. Nie zna ich smaku – mimo to, kiedy mama przemycała mu masło na kanapce pod grubą warstwą pasztetu, wymiotował, choć nawet tego masła nie widział. Nie jest alergikiem, nie miał refluksu ani traumatycznych przeżyć. Trudno doszukać się jakiejkolwiek logiki w reakcjach jego ciała.
– Ale ona jest! Jeśli na samym początku nie uszanujemy, że dziecko nie chce czegoś jeść, i nie uda nam się ustalić przyczyny, problem będzie się tylko pogłębiał. Przemycanie nietolerowanych produktów podstępem to tak, jakby wchodzić przez okno do domu kogoś, kto nie chce nas wpuścić drzwiami. Takie zachowanie wywołuje tylko złość i frustrację. A układ nerwowy uczy się wtedy, że te konkretne potrawy są niebezpieczne, bo powodują nie tylko nieprzyjemne odczucia z ciała, ale także negatywne emocje, które zagrażają relacji z najbliższymi. W efekcie uruchamiane są mechanizmy obronne, do których należą m.in. wymioty.
Żeby pomóc takiej osobie, musimy na nowo nauczyć układ nerwowy kontaktu z tym jedzeniem w atmosferze pełnej zrozumienia i szacunku. Na tym właśnie polega terapia. Dorosłe osoby przychodzą do mnie najczęściej z powodu społecznych i emocjonalnych konsekwencji wynikających z trudności z jedzeniem.
Nie martwią się, że ich menu składa się wyłącznie z nuggetsów, frytek, kajzerki i serka waniliowego. Problemem jest natomiast dla nich wyjazd na wakacje z przyjaciółmi, bo obawiają się wspólnego wyjścia do restauracji, zastanawiają się, czy znajdą tam to, co akceptują, i czy ich dieta nie będzie komentowana.
Bywa też, że poznają nowego partnera, który nie zna jeszcze ich zwyczajów żywieniowych i zajada z apetytem potrawy wzbudzające w nich takie obrzydzenie, że nie są w stanie później nawet dotknąć tej osoby. Jeśli jedyną, wypracowaną od dziecka strategią jest unikanie określonych pokarmów, to w relacjach społecznych zawsze będzie to wywoływać napięcie i lęk.
– Jak więc mądrze wspierać dzieci i ich rodziców?
– Mądrym wsparciem jest zrozumienie i uważność. Nieproszone rady, presja czy oceny, zarówno te negatywne, jak i pozytywne, nikomu nie pomagają, więc zachowajmy je dla siebie.
Jak zachęcić dziecko do jedzenia warzyw?
– A na czym polega terapia neofobii żywieniowej?
– W pierwszej kolejności sprawdzam u dziecka podstawowe umiejętności związane z jedzeniem: sensoryczne, motoryczne, medyczne, budowę anatomiczną. Jeśli je posiada, zwracam uwagę na to, czy są one wystarczająco wyćwiczone, zautomatyzowane.
Następnie opowiadam rodzicom o dziecku, ale bez etykiet i diagnoz. Pokazuję, dlaczego z punktu widzenia malca i jego układu nerwowego to, co robi, jest genialne i słuszne. Staram się, by rodzic dostrzegł, docenił, jak mądre jest ciało dziecka, i po prostu mu zaufał. To pomaga opiekunom zrozumieć dzieci, zbliżyć się do nich.
Podobnie postępuję z małym pacjentem. Opowiadam mu o tym, co się z nim dzieje, oczywiście w sposób dostosowany do jego poziomu. Wszystko jest rozłożone w czasie, często podane w formie zabawy.
– Ale czy jeśli dziecko nie chce jeść tego nieszczęsnego pomidora, to w trakcie terapii neofobii żywieniowej mimo wszystko się z nim spotka?
– Tak, i to nawet dość szybko, bo jeśli pokażemy dziecku, że jego zachowanie ma sens, zaopiekujemy się jego lękiem i uszanujemy go, to gotowość do spotkania z unikanym produktem stopniowo wzrasta.
– Ile czasu trwa oswajanie nieakceptowanych potraw?
– To zależy od tego, ile warstw ma problem. Jeśli mamy do czynienia jednocześnie z trudnościami dotyczącymi umiejętności, przeszkodami medycznymi i traumą emocjonalną, która wokół jedzenia narosła, to przerobienie tego wszystkiego będzie kilkuletnim procesem. Jeśli natomiast problem jest tylko z umiejętnościami i nie towarzyszą mu jeszcze negatywne emocje, terapia neofobii żywieniowej z pewnością będzie trwała krócej.
Najpierw pracuję z dzieckiem, ale później skupiam się głównie na opiekunach, uczę ich konkretnych narzędzi, dzięki którym mogą stopniowo wprowadzać wypierane przez malca produkty. To ważne, bo terapia neofobii żywieniowej nigdy nie ogranicza się tylko do gabinetu.
Każdego dnia mamy kontakt z jedzeniem, dlatego rola opiekunów jest kluczowa. A żeby mogli oni mądrze wspierać, sami muszą być objęci opieką. Trudności w jedzeniu dziecka to dla wielu z nich trauma, bo zderzają się z własną bezradnością i negatywnymi ocenami otoczenia.
– Terapia neofobii żywieniowej pomaga im się z tym uporać?
– Nikt nie przygotowuje nas do roli rodzica, wchodzimy z nią często z bagażem, o którym nie mamy pojęcia, z brakiem umiejętności opiekowania się własnymi emocjami. Przez to w momencie, kiedy pojawiają się trudne przeżycia, takie jak te, które towarzyszą trudnościom w jedzeniu, stajemy się bezradni.
Mamy do dyspozycji tylko obiegowe algorytmy postępowania albo przekazy rodzinne, które nijak się mają do rzeczywistości. Jedna z mam powiedziała mi ostatnio, że terapia zmieniła kompletnie jej rodzicielstwo, perspektywę patrzenia na dziecko i siebie jako matkę. Pracując nad trudnościami w jedzeniu, zmieniam często sposób komunikacji i relacje w rodzinie. Jestem przekonana, że najlepszymi ekspertami od każdego dziecka są jego rodzice. Muszą tylko sami w to uwierzyć.
Dieta dla aktywnego dziecka