Poszukiwanie źródła wiecznej młodości nawet za cenę podpisania aktu z diabłem to domena kobiecych postaci w bajkach i legendach. Odczarowanie starości i cofnięcie jej oznak przy pomocy magicznego eliksiru albo rośliny udało się niejednej fantastycznej bohaterce. Tylko, niestety, te historie mają finał zazwyczaj tragiczny. Bo czasu nie da się oszukać, nie da się go zawrócić, zamrozić ani zatrzymać. Może zatem warto by było dla odmiany poszukać źródła mądrości, żeby się z tym, co nieuniknione, pogodzić i niezależnie od wieku cieszyć się życiem, celebrując uroki dojrzałości?
Justyna Moraczewska: Starzejemy się zgodnie z tym samym zegarem biologicznym, jaki tykał dla poprzednich pokoleń, ale czy jesteśmy inni? Ile prawdy jest w stwierdzeniu, że dzisiejsza pięćdziesięciolatka to nowa… trzydziestka czy czterdziestka?
Katarzyna Kucewicz: Czasy się teraz niezwykle dynamicznie zmieniają. Obserwując ogromny postęp technologii i medycyny, naprawdę trudno w tej chwili przewidzieć, jakimi będziemy 70-latkami i jak będziemy w tym wieku wyglądać, czuć się i zachowywać…
Już dziś wiele pięćdziesięciolatek można śmiało wziąć za trzydziestolatki, bo jeśli chodzi o urodę, trend zatrzymywania czasu ma się całkiem dobrze. Wielu kobietom i mężczyznom udaje się wizualnie ten czas „zahibernować” i nie widać po nich efektów starzenia się. Bywa nawet, że w swoich dojrzałych latach wyglądają na młodszych niż wcześniej. Trudno się w tym połapać.
Z drugiej strony pojawia się opozycyjny trend nawołujący do naturalności i spontanicznego, niezakłamanego cyklu życia. Bo dlaczego nie mielibyśmy wyglądać adekwatnie do swojego wieku? Dlaczego mamy farbować włosy, skoro siwizna to naturalny etap naszego rozwoju, naszego dojrzewania i w gruncie rzeczy jest pięknym świadectwem dojrzałości, tak samo jak zmarszczki?
Mam wrażenie, że równolegle mamy obecnie te dwa trendy. Z jednej strony ten „prasujący” każde nasze zagniecenie i to, co uważamy za niedoskonałość, ten, który pozwala na zakrzywienie rzeczywistości. A z drugiej strony słychać głos, który nawołuje: bądźmy naturalne i jeśli mamy 60 lat, to nie udawajmy, że mamy 40, tylko cieszmy się i bądźmy dumne z tej sześćdziesiątki. Ja uważam, że dojrzałości nie ma co się bać, demonizować jej i za wszelką cenę uciekać od niej. To naturalna część cyklu naszego życia.
– Dojrzałość, starość dla kobiety bywa równoznaczna z przekonaniem, że przestaje być ona atrakcyjna. Zupełnie inaczej niż u mężczyzn, którym siwizna atrakcyjności nie odbiera, a nawet często jej dodaje. Czy to znaczy, że kobiety mają społecznie mniejsze przyzwolenie na to wizualne starzenie się?
– Myślę, że mają mniejsze przyzwolenie. I to jest potężny problem, do którego przyczyniają się przede wszystkim media mainstreamowe, ale także te społecznościowe. To one zachęcają do pogoni za młodością za wszelką cenę. Reklamy często bazują na przekazie, że trzeba się odmładzać, upiększać, cofać czas. Młodość, świeżość, witalność – do tego mamy dążyć i o to zabiegać.
– Kobiety zachęca się cały czas do walki o wygląd, jakby to był nasz najcenniejszy skarb. Mamy robić wszystko, żeby zatrzymać urodę, żeby o nią dbać.
– Rzeczywiście tak jest, że mężczyznom wolno więcej. Nawet męskie zmarszczki są dumnym dowodem na sumę życiowych doświadczeń. Siwizna może dodać mężczyźnie seksapilu, o czym świadczy choćby trend „silver fox”, kobiecie raczej go odbiera w mainstreamowym przekazie. Przecież podstawowym atutem większości farb do włosów jest zapewnienie, że w stu procentach pokrywają siwe włosy. Jedna Andie MacDowell, która pokazała się na czerwonym dywanie z siwymi pasmami, to wciąż mało. Dobrze, gdyby to się zmieniło. Dobrze, gdyby kobietom wreszcie pozwolono na bycie takimi, jakie chcą być. I żebyśmy my same zaczęły sobie na to pozwalać.
Przydałoby się zredefiniowanie określenia „sexy”, postrzegając je w sposobie poruszania się, w spojrzeniu, w pewnej nonszalancji, naturalności, a nie w tym, jak wyglądamy, jaki mamy kolor włosów i ile zmarszczek widać wokół oczu. Męski, seksowny, mężczyzna to jest ten, który jest pewny siebie, który ma szelmowski uśmiech, czyli który raczej zachowuje się w określony sposób. Tymczasem kobieta musi sexy wyglądać, a nie się czuć. Głęboko wierzę jednak w to, że my, kobiety, się przebudzamy, że zaczynamy same zmieniać definicję kobiecości i seksowności, idąc w stronę pochwały różnorodności, a nie kanonu.
– Czy dojrzałość jednak nie uwalnia nas trochę od tego stania na baczność w szpilkach, żeby być postrzegane jako atrakcyjne, sexy?
– Dojrzewanie daje faktycznie pewną wolność psychiczną, co potwierdzają wszystkie europejskie badania i raporty, również te przeprowadzane w Polsce. O ile dwudziestolatki, a nawet trzydziestolatki, jeszcze strasznie się przejmują i zabiegają o to, żeby jak najdłużej utrzymać atrakcyjność, to z wiekiem chętniej wrzucamy na luz. Oczywiście, dalej chcemy czuć się atrakcyjnie, ale już bardziej dla siebie, a nie dlatego, żeby się wszystkim innym podobać. Kiedy obserwuję swoje pacjentki po pięćdziesiątce, to widzę, że chcą się czuć komfortowo w swojej kobiecości, ale już bez takiego napięcia. Brak tej pogoni za ideałem i większy dystans do siebie to dowód na to, że możemy przypiąć dojrzałości konkretne atuty.
– W takim razie wyliczajmy dalej te plusy!
– Kobiety, wkraczając w dojrzałość, stają się bardziej świadome swoich potrzeb. Mają w sobie więcej spokoju i częściej słuchają wewnętrznego głosu, a nie dobrych rad wszystkich innych dookoła. Opinia otoczenia przestaje być nadrzędna. Mam wrażenie, że dojrzałe kobiety bazują na swoim własnym doświadczeniu, a nie na różnego rodzaju poradach z Instagrama czy z innych mediów. Zachowują się też tak, jak w danym momencie potrzebują, a nie tak, żeby spełniać oczekiwania innych. Realizują się również, bardziej rozwijając swój potencjał. W pewnym wieku człowiek zaczyna wracać do własnych pasji i potrzeb. To staje się możliwe często dopiero wtedy, kiedy przestaje się skupiać wyłącznie na roli matki czy pracownika miesiąca. Mając dorosłe dzieci i wchodząc w wiek emerytalny, z powrotem warto zacząć zwracać uwagę na siebie i robić tak, żeby nam samym było dobrze.
Emerytura może być bardzo fajnym czasem w naszym życiu poświęconym na to, żeby się spełniać, realizować swoje pragnienia, swoje marzenia i pasje. Nawet jeśli nie stać nas na podróżowanie po świecie, to można wreszcie poczytać książki, na które nie miałyśmy czasu przez wiele lat, albo wybrać się na jakąś wystawę w mieście, założyć sobie na balkonie ogródek, zrobić to, na co wcześniej nie miałyśmy przestrzeni.
Warto poszukiwać plusów w dojrzałym wieku. Nie skupiać się na tym, że coś się straciło razem z młodością, tylko dostrzegać, ile się zyskuje, dostając dojrzałość.
– Czy kobiety, które przychodzą do twojego gabinetu, mówią, czego się boją? Co spędza im sen z powiek?
– Po pierwsze kobiety boją się niedołężności i utraty sprawności. Boją się, kiedy zauważają pierwsze oznaki tego, że są słabsze, że kondycja nie jest taka jak wcześniej. Irytują je naturalne procesy biologiczne. Bo odkłada się więcej tłuszczu na brzuchu, bo więcej wody się zatrzymuje, bo zwalnia metabolizm i w utrzymanie dobrej kondycji ciała trzeba włożyć więcej wysiłku.
W trakcie procesu starzenia się złościmy się na ciało, że ono nie jest sprawne jak kiedyś. No i martwimy się o to, czy na pewno będziemy zdrowe, bo w okresie pomenopauzalnym pojawia się większe ryzyko chorób przewlekłych. Nawiasem mówiąc, tutaj bardzo ważna jest rola profilaktyki i tego, żeby zachęcać kobiety dojrzałe do korzystania z badań – wciąż gros pań unika wizyt u lekarzy, a wczesne wykrycie wielu chorób naprawdę ratuje życie.
Kobiety ubolewają też nad utratą poczucia kobiecości. W pewnym wieku przestają czuć się kobiece, co staje się nie do uniesienia, zwłaszcza dla tych, które cały swój status budowały na urodzie. Dla kobiet, które były wyjątkowo piękne jako bardzo młode dziewczyny, zderzenie się z procesem starzenia bywa katastrofą. Dojrzewanie osłabia ich pewność siebie, poczucie własnej wartości, skuteczności, może im się wydawać, że są transparentne. Jeśli kobieta dotąd była wychwalana za urodę, a nagle słyszy tylko: „Ale ty masz piękną córkę!”, „ Ale masz piękne wnuczki!”, to bywa to dla niej bolesną szpilką.
Te kobiety, które doceniały siebie za inne atrybuty niż uroda, nie doświadczają natomiast aż takiego poczucia straty. Mają dużo innych zasobów i wiedzą o tym.
– Współczesna babcia może być przecież bardzo sexy!
– Oczywiście! Dzisiaj kobiety koło pięćdziesiątki, które mają wnuki, często śmieją się z tego, że są babciami. „Jestem babcią, ale kiedy jestem w sypialni, to mam już inną rolę! Chcę się czuć seksownie i ponętnie”. Takie słowa słyszę od kobiet. Myślę, że super robotę robią kobiety po pięćdziesiątce czy sześćdziesiątce rozpoznawalne publicznie, które pokazują pewność siebie i to, że fajnie jest być właśnie taką ponętną, apetyczną, atrakcyjną babcią.
Możesz wspaniale się spełniać, spędzając czas z wnukami i jednocześnie prowadzić aktywny styl życia, ćwiczyć pilates, biegać, super się ubierać, malować i mieć mnóstwo zainteresowań. Możesz realizować swoje pasje i z powodzeniem prowadzić konto na Instagramie. Ale też nie musisz. Jeśli wolisz pozostać w tradycyjnym „babciowaniu”, to też nie ma w tym nic złego. Ważne jest to, żeby przeżywać dojrzałość „po swojemu”.
W dojrzałym życiu jest dużo miejsca na przyjemności, a nie na wywieranie na sobie zbędnej presji. To jest przecież czas, kiedy już bardzo dużo wiemy o świecie, już mało co nas zaskakuje. Mamy olbrzymie doświadczenie życiowe, które naprawdę jest na wagę złota. Mamy wreszcie więcej czasu. Nie musimy tak gonić, nie musimy się dorabiać, nie musimy wychowywać dzieci. To jest cudowny czas właśnie na to, żeby rozwijać siebie, żeby robić sobie dobrze w różnych obszarach życia. Oby tylko pozwoliło nam na to zdrowie, dlatego dbanie o nie jest nadrzędne.