Strona główna Wellbeing Kobieca złość – kiedy nam służy, a kiedy szkodzi? Jak nauczyć się nad nią panować?

Kobieca złość – kiedy nam służy, a kiedy szkodzi? Jak nauczyć się nad nią panować?

autor: Agata Brandt

Nasze prababki nie miały do niej prawa. My już wiemy, że złość może oczyszczać i zmieniać świat – ale także go zatruwać. O tym, kiedy kobieca złość jest zdrowa, prawdziwa i transformująca, a kiedy staje się toksyczną maską, pod którą ukrywamy niechciane uczucia, rozmawiamy z psycholożką i psychoterapeutką Violettą Nowacką.

Strona główna Wellbeing Kobieca złość – kiedy nam służy, a kiedy szkodzi? Jak nauczyć się nad nią panować?

Przez tysiąclecia złość nie przystawała kobiecie, która miała być cicha, uległa i bez własnego zdania. Złościć się mamy prawo od niedawna – zarówno prywatnie, jak i publicznie. O ile jednak manifestacje wściekłych kobiet – jak wiemy – mogą zmienić świat, o tyle ciągłe życie w złości jest nie do zniesienia, zarówno dla kobiety, która jej doświadcza, jak i dla jej otoczenia. Skąd bierze się złość, po co nam ona i jak sobie z nią radzić?

Skąd bierze się kobieca złość?

Agata Brandt: Amerykański psycholog Paul Ekman w latach 70. XX wieku opisał sześć podstawowych ludzkich emocji, które w każdej kulturze są wyrażane i odbierane tak samo. Obok strachu, smutku, radości, wstrętu i zdziwienia jest wśród nich i złość [1]. Po co nam właściwie ta złość?

Violetta Nowacka: Najkrócej mówiąc, do obrony naszych granic. Adekwatna, pierwotna złość stanowi sygnał o naruszeniu granic, mówi o tym, że ktoś bez naszej zgody wkroczył na nasze terytorium – psychiczne czy fizyczne. Podnosi nam się energia, czujemy, że tak nie może być, chcemy się bronić – zadziałać werbalnie albo fizycznie się przeciwstawić. To jest zdrowa, atawistyczna złość. Zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet.

– A kiedy złość jest „niezdrowa”?

– Wtedy gdy – co dzieje się bardzo często zwłaszcza w przypadku kobiet – jest maską przykrywającą inne, trudniejsze do przeżycia uczucia. Na przykład strach, smutek, niskie poczucie własnej wartości, rozczarowanie sobą. Te emocje kojarzą nam się ze słabością, odbierają siły do życia. A kiedy nie pozwalamy sobie na słabość, nie chcemy się do niej przed sobą przyznać, pojawia się przykrywająca te niepożądane emocje złość. Wolimy ją, bo w niej jest energia. Złość daje jakieś poczucie mocy.

– Smutna nie mam siły stawić czoła dniowi, zła – już prędzej?

– Tyle że energia złości jest pomocna pozornie. Bo po pierwsze ukrywanie tych podstawowych uczuć dużo nas kosztuje, a po drugie życie w ciągłej złości nie jest fajne – ani dla nas, ani dla naszego otoczenia. Kobiety potrafią jednak żyć tak latami, zanim nie zobaczą, że ta wtórna złość przynosi więcej złego niż dobrego. Dopiero wtedy zaczynają się nią zajmować i sprawdzać, co ta złość w nich przykrywa. Często frustrację, poczucie zawodu w odniesieniu do swojego życia, niespełnienie.

– Można powiedzieć, że złość pierwotna jest ochroniarzem, który ma nas bronić przed rzeczywistym atakiem świata, a złość wtórna jest jak najeżony szkłem mur, którym na wszelki wypadek oddzielamy się od świata, żeby nikt nie zobaczył tego, co w nas bezbronne, zranione, skrzywdzone?

– Tak. Ta utajona złość jest taką tarczą kobiet, która pomaga im nie czuć się ofiarami i nie mieć dostępu do tych pierwotnych osłabiających uczuć – strachu czy upokorzenia.

– Jakie są najczęstsze objawy wtórnej kobiecej złości – ślepa furia czy bierna agresja?

– Dla kobiet bardziej typowa jest bierna agresja, ponieważ jesteśmy częściej represjonowane za otwarte wyrażanie złości. Już dziewczynki są o wiele częściej niż chłopcy karcone, gdy się złoszczą.

– „Taka ładna dziewczynka, a tak brzydko się zachowuje”, „Złość piękności szkodzi” – chyba każda z nas, dorastając, słyszała te komunikaty.

– W rezultacie takiego stylu wychowania dziewczynki nie są nauczone, jak bezpiecznie wyrażać wprost złość, i uczą się ją kamuflować. Potem boją się otwartej złości, a bierna agresja jest środkiem, który stosują, żeby się od niej powstrzymać. Bo my nie możemy krzyczeć, tupać, przeklinać – uwolnić energii w sposób pozwalający na ekspresję złości. Skoro od dzieciństwa musimy połykać złość – bo przecież dziewczynki też ją czują, tylko jej nie wyrażają – to nasz układ nerwowy przyzwyczaja się do takiego schematu.

– Połykamy tę pierwotną złość, a potem wtórną dajemy odczuć otoczeniu, komunikując, że jednak coś jest nie tak?

– Dokładnie. Tyle że wtórna złość wyrażona w postaci biernej agresji może dotknąć każdego – nie tylko tego, kto wywołał nasz pierwotny gniew. Bierna agresja może się przejawiać na wiele sposobów – to może być unikanie konfrontacji, gdy jesteśmy w relacji, wzbudzanie w bliskich osobach poczucia winy, bycie ironicznym czy sarkastycznym. Także sabotowanie czyichś działań – robienie tak, żeby tej osobie się nie udało, lub celowe niewywiązywanie się ze zobowiązań, kiedy się z kimś na coś umówiliśmy. Bierną agresją jest też to, co często mężczyźni zarzucają kobietom, czyli pokazywanie innych emocji, niż czują naprawdę.

– W środku się gotuję ze złości, ale na zewnątrz mam przyklejony uśmiech. Przecież jestem dobrą matką i żoną, więc nie mogę się wściekać?

– Nie mogę, ale przy najbliższej okazji na przykład obrażę się o jakiś drobiazg. Obrażanie się to też może być bierna agresja, podobnie jak robienie na złość, uporczywe niedocenianie i niemówienie komuś, że jesteśmy wdzięczni za to, co dla nas robi. Także obgadywanie albo robienie z siebie ofiary lub urządzanie „cichych dni”. W żadnym z tych przypadków uczucia nie są wyrażone wprost.

– To już naprawdę byłoby lepiej wrzasnąć czy walnąć pięścią w stół…

– I tak często robią mężczyźni, ale oni za wyrażanie złości nie są w dzieciństwie tak karani, do tego mogą się bić, przepychać – łatwiej im poczuć złość w ciele i ją od razu wyrazić. Problemem jest także to, że kiedy nie nauczono nas wyrażania złości, a wręcz byłyśmy za nią karane, albo nasza złość była wyśmiewana czy ignorowana, w dorosłości możemy mieć zaburzoną jej percepcję. I nie jesteśmy świadome tego, że łykamy tę pierwotną złość i potem przechodzimy na bierną agresję.

– A kiedy bierna agresja już nam nie wystarcza, pojawia się kobieca furia?

– Jeśli jesteśmy skłonne do wypierania i ukrywania złości, to kiedy już jej natężenie jest nie do wytrzymania, wyrzucamy wszystko w jednym wybuchu. Niestety, skutki doświadczania takiej nieopanowanej złości dla bliskich osób, dzieci czy partnerów są bardzo przykre i niejednokrotnie dewastujące relację. Więc nie można powiedzieć, że taki wybuch jest dobry czy pożyteczny. Ale jest szansa, że gdy kobieta przebiła się przez ten mur i wybuchła, to może zobaczyć własną ekspresję i przestraszyć się jej skali – „To ja coś takiego chowam w sobie?”. Wtedy może nad tą złością zacząć pracować – kiedy coś jest wyrażone, można coś z tym zrobić. Można nauczyć się, jak wyrażać swoją złość.

Bezpieczne wyrażanie złości

– Jaki jest zdrowy sposób pokazywania złości?

– Złość powinna być wyrażona wprost i adekwatnie do sytuacji, w której dzieje się coś, co przekracza nasze granice. Przy czym pierwszym krokiem jest w ogóle rozpoznanie w ciele, że jesteśmy złe. Wiele kobiet wypiera nawet symptomy fizyczne złości – to, że krew dudni w skroniach, zaciskają się pięści albo napinają ramiona, oddech przyspiesza, ciało się napina. Jeżeli nie umiemy tego zauważyć i poczuć, warto iść do terapeutów pracujących z ciałem, żeby nauczyć się uważności na siebie.

– No dobrze, a kiedy już poczuję, że jestem zła?

– Gdy zauważymy własną złości, możemy nauczyć się ją bezpiecznie dla siebie i innych wyrażać. Na początek jednak dobrze przyjąć, że mamy prawo odreagować złość – jeszcze zanim nauczymy się ją asertywnie wyrażać. A jak to zrobić? Na przykład iść tam, gdzie nikt nas nie widzi, i walić rękami w miękkie poduchy, kopać w kartony, tupać, wrzeszczeć w poduszkę. To jest zdrowe i dobre, tak robią wszystkie dzieci. Trzy minuty i już nie ma złości – nasze ciało lubi ten rodzaj naturalnej ekspresji. Ale uwaga – wszystko to robimy pod warunkiem, że nikt nas nie widzi, bo nasza złość może wystraszyć innych.

– Mam wrzeszczeć i kopać jak dziecko?

– Dokładnie tak. Moje pacjentki też tak reagują: „Mam tak robić? Ale to niemożliwe, to jest dziecinne”. No tak, tylko dzieci naturalnie wiedzą, że taka ekspresja to prosta droga do opróżnienia się z emocji, uspokojenia. Dorośli są już tak poblokowani, że im się to nie mieści w głowach.

– A co, jeśli wkurzyłam się jakąś sytuacją w biurze? Przecież nie zacznę kopać w automat do kawy…

– Nie, to musi być bezpieczne wyrażanie złości. Bo jeśli uszkodzimy siebie albo jakieś cenne dla nas przedmioty, to będziemy następnym razem takiej ekspresji unikać. W biurze można iść do łazienki czy wyjść na zewnątrz i gdzieś w kącie poprzeklinać – jak wynika z badań, przeklinanie zmniejsza poziom stresu i niepokoju i przynosi nam ulgę. Uważa się, że dlatego człowiek wymyślił przekleństwa – by wyrażać silne uczucia, takie jak złość, bez konieczności reagowania fizycznego. Można też zastosować tzw. oddech ognia. To pochodząca z jogi technika szybkich wydechów przez nos z jednoczesnym napięciem mięśni brzucha. Takie wydechy równoważą współczulny i przywspółczulny układ nerwowy, co sprawia, że uwalniamy napięcia z ciała. Nauczenie się ekspresji złości to podstawowa rzecz, a wielu ludzi wstydzi się lub boi tak wyrażać uczucia poprzez ciało.

– Co dalej?

– Gdy nauczymy się rozpoznawać złość, a potem wyrzucać ją z ciała, na koniec czeka nas nauka jej komunikowania w asertywny sposób. Czyli mówimy o swoich uczuciach i stawiamy granice: „Nie podoba mi się, kiedy się tak zachowujesz, i jestem wtedy wkurzona. Nie zgadzam się, żebyś się tak wobec mnie zachowywał”.

– W teorii brzmi to świetnie, ale czy w praktyce wiele kobiet nie ma problemów z asertywnością?

– Tak, brak asertywności wśród kobiet to wciąż ogromny problem. Ale można go rozwiązać, bo asertywności w większości przypadków uczymy się z życiu dorosłym. Mało kto z nas ma szczęście wynieść z domu pełny pakiet zdrowych umiejętności komunikacyjnych. Asertywności można się uczyć podczas terapii, na szkoleniach, z książek. Choć ja akurat polecam ćwiczyć ją na zajęciach w grupie, bo wtedy można w praktyce nauczyć się pokonywać lęk przed byciem asertywnym – wiele osób boi się, jak zostaną ocenieni, gdy będą wyrażać swoje uczucia. Obserwuję, jaką ogromną ulgę kobietom daje poznanie narzędzi komunikacji, dzięki którym mogą asertywnie wyrażać złość. Odkrywają, że mogą być złe, ale nie muszą być agresywne – mogą mówić mocniejszym głosem, być stanowcze, ale nie krzywdzić przy tym i nie naruszać bezpieczeństwa innego człowieka.

– A jak radzić sobie ze złością innych kobiet? Choćby tych najbliższych – matki, siostry? Bo na koleżankę mogę się wkurzyć i zerwać z nią kontakt, ale z rodziną?

– Gdy komuś powiemy, że jego złość nas rani i się na nią nie zgadzamy, to jeszcze nie znaczy, że ta osoba będzie chciała zmienić swoje zachowanie. Ale my musimy chronić siebie przed czyjąś złością – zawsze możemy ograniczyć kontakty, nawet z bliską rodziną. Ludzie często myślą, że jak powiedzieli asertywnie, czego nie chcą, i nie ma na to reakcji z drugiej strony, to są już w sytuacji patowej. Nieprawda, zawsze jest wyjście. Można na przykład zagrozić sankcjami. „Mamo, jeżeli nadal będziesz się tak wobec mnie zachowywać, przestaniemy się widywać”. Jestem za tym, by dać takie ostrzeżenie 2–3 razy, a potem wprowadzić je w życie i ograniczyć relację. „Mamo, ostrzegałam cię, że gdy tak się będziesz zachowywać, przestaniemy się kontaktować. I to jest właśnie ostatni raz, kiedy rozmawiamy. Dopóki nie zmienisz swojego zachowania, nie będziemy się widywać”. I zerwać kontakt – na 2, 3 miesiące. Uważam, że jeśli matka nas kocha i jej na nas zależy, to zacznie się zastanawiać nad sobą i spróbuje się kontrolować. Uprzedzam, że krótsze przerwy, np. 2–3-tygodniowe, nic nie dają, bo agresor nie przestraszy się na tyle, żeby rzeczywiście zacząć nad sobą pracować. I trzeba też poczekać, aż to on do nas przyjdzie – a nie samemu nawiązywać kontakt. Mam wiele pacjentek, które tak przetrzymały rodzinę i to poprawiło sytuację.

– Co robić, jeśli po jakimś czasie agresor znowu zacznie atakować nas złością?

– Ponawiamy informację, że nie zgadzamy się na takie zachowanie, i znowu robimy przerwę w kontakcie – już bez trzech ostrzeżeń w tym przypadku. I wtedy jest szansa, że za kolejnym razem do tej osoby wreszcie dotrze, że wylewanie na nas złości równa się automatyczne zerwanie kontaktu. I zacznie się pilnować. A jeśli nie, to znaczy, że wybiera swoją złość, a nie nas – czyli ta relacja nie jest wiele dla niej warta. To może być bolesne, ale wyzwalające doświadczenie, które pokazuje prawdę o naszych relacjach z innymi ludźmi.

Źródła:

1. Ekman, P., Davidson, R.J. (2002). Natura emocji. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.

Czy ten artykuł był pomocny?
TakNie

Podobne artykuły