Jest sobie ona i on, bo załóżmy, że bohaterami naszej rozmowy jest heteroseksualna para po ślubie. Pewnego dnia ona dostaje miłosny SMS od męża, ale twarz jej tężeje, bo widzi, że jest pisany nie do niej. Lub szukając czegoś w komputerze odkrywa pikantne maile adresowane do innej kobiety. Albo rozpakowując walizkę męża po jego powrocie ze służbowego wyjazdu, znajduje damską kosmetyczkę. Bywa, że po prostu czuje, że zaszła zmiana w ich związku – on nagle zaczął inaczej się z nią kochać, jak nigdy wcześniej.
Zdrada pojawia się wtedy, gdy ktoś ma niezaspokojoną potrzebę bliskości, akceptacji, atrakcyjności. Jeśli nie dostaje w życiu słodyczy, a wie, że dobrze smakują i że są gdzieś na półce, to prawdopodobnie w końcu po nie sięgnie. Zdrada jest pokusą, której ktoś się nie oparł. Najczęściej – bo nie zawsze – do zdrady dochodzi, gdy związek przeszedł w tryb zarządzania codziennością: jedyne, co do siebie mówimy, to: „Kup cukier”, „Odbierz dzieci ze szkoły”, a bliskość się rozmyła. I nagle pojawia się ktoś, kto zamiast mówić do naszego męża: „Czemu nie poszedłeś z kotem do weta?”, szepcze mu: „Jesteś taki cudowny”.
Spis treści
Czemu zdrada tak boli?
Anna Augustyn-Protas: Czemu zdrada tak boli?
Joanna Godecka: Bo weryfikuje nasze oczekiwania i wyobrażenia. Burzy nasze poczucie bezpieczeństwa. Choć przecież – może wydam się cyniczna – nic i nikt w życiu nie może nam dać pewności bezpieczeństwa. Wchodząc w związek, owszem, możemy oczekiwać wierności i szczęścia, ale nie dostaniemy na nie gwarancji.
To, co też boli, to fakt, że zaczynamy się porównywać, zastanawiać: „Co ona ma, czego nie mam ja, co jest powodem, że on mnie odrzucił? Ja mu się już nie podobam, opatrzyłam się, ktoś ze mną wygrał – czyli ja jestem przegrana”. To nas prowadzi do poczucia bycia gorszą. Kobiety też często obwiniają się w takiej sytuacji: „Czegoś nie umiałam, nie zrobiłam”.
Ile trwa żałoba po zdradzie?
Anna Augustyn-Protas: Gdzieś przeczytałam zdanie, że żałoba po zdradzie – jak to żałoba – trwa rok i po bólu serca nie ma już śladu. Jest tak?
Etapy po zdradzie
Joanna Godecka: Nie zawsze rok, to zależy, jak tę zdradę traktujemy. Trzeba dać sobie prawo do przeżycia smutku. Brać głębokie oddechy i przyznawać przed sobą: „Tak, jest mi smutno”. Ale też wiedzieć, że będzie lepiej, choć czeka nas tak zwana krzywa zmiany. Najpierw zawsze jest szok, niedowierzanie („To niemożliwe, coś mu się stało, jutro przyjdzie i przeprosi” – no, nie zawsze tak jest).
Jako druga pojawia się faza oskarżycielska: wylewamy żale, złość, drzemy fotografie, palimy pamiątki. Potem przychodzi czas równowagi i zaczynamy adaptować się do nowej sytuacji, choć jeszcze boli. Po czym przychodzi ostatni etap: zaczynamy dopuszczać, że możemy być szczęśliwe.
Edyta Zając: co niszczy miłość?
Co robić, żeby jak najmniej cierpieć?
Joanna Godecka: Przede wszystkim zdradę trzeba zauważyć jako coś, co się naprawdę wydarzyło. Spójrzmy na nią realnie. Nie mówmy, że to tamta kobieta go zmusiła do seksu, a on nie chciał, co może i jest plastrem przeciwbólowym, ale nie prawdą. Nie przypisujmy też partnerowi najgorszych cech, że nigdy nas nie kochał, że jest złym człowiekiem, jeśli tak nie jest w istocie. To są zniekształcenia, które utrudniają radzenie sobie z sytuacją.
Po drugie, powiem coś niepopularnego. Przyjmijmy, że pewne rzeczy się po prostu zdarzają, a będzie nam łatwiej się z nimi uporać. Myślenie, że da się przeżyć życie i nigdy nie zostać odrzuconym, jest życzeniowe. Tak że nie ma co traktować każdego odrzucenia jako godzenia w nas.
Grząski grunt: czy partner ma prawo nas odrzucić? No nie ma prawa, bo nam ślubował! Ale jak widać – może. I teraz czy ja uważam, że to jest niedopuszczalne, czy że takie rzeczy mogą się zdarzyć? Jeśli uważamy, że to coś niemożliwego, to doznajemy ciosu. Ale jeśli uznamy, że ludzie chcą mieć dobre związki, ale czasem im się noga podwinie – to gdy coś takiego się dzieje, to my dajemy sobie wybór, co dalej.
Jeśli zdarzył się skok w bok, on przeprasza, to możemy potraktować to jako wypadek. Jak jechanie z partnerem samochodem, który wpadł w poślizg i wylądował na drzewie. Możemy nigdy już z tym kierowcą nie wsiąść do auta, a możemy powiedzieć sobie: stało się. Wyklepujemy karoserię i zakładamy, że mąż wyciągnął wnioski. Zdrada to często kraksa nieoczekiwana.
Anna Augustyn-Protas: Według badań prof. Zbigniewa Izdebskiego opublikowanych w książce „Seksualność Polaków na początku XXI wieku”, 51 proc. skoków w bok to sprawy jednorazowe, 39 proc. dokonanych zostało pod wpływem alkoholu.
Joanna Godecka: Bo oczywiście nie mówimy o patologii. Jeśli jesteśmy z kimś, kto zdradza stale, wraca z kwiatami, płacze, a potem „w długą” i w nowy romans, to komuś takiemu nie ma co wybaczać, trzeba zwijać żagle i uciekać. Ale jeśli to wypadek? Czemu nie mamy traumy po samochodowej kraksie? Bo zakładamy, że takie rzeczy się zdarzają.
Anna Augustyn-Protas: Wiele z nas nie umie wybaczyć „wypadku”. Psycholog Shirley Glass, zajmująca się tematyką związków, porównała zdradzoną osobę do żołnierza, który wrócił z frontu i cierpi z powodu stresu postraumatycznego. Jest wrażliwa na każdy bodziec przypominający o traumie. Cały czas boi się, że znów zostanie zraniona.
Joanna Godecka: Nigdy nie będziemy mieć gwarancji, że to się nie powtórzy.
Kiedy warto wybaczyć zdradę?
Joanna Godecka: Kiedy partner wyraża skruchę i chce wrócić – ale niech uwiarygodni powrót. Niech pokaże, że kocha, że będę szczęśliwsza, gdy zostanie w moim życiu. Niech weźmie na klatę, co zrobił. Ja mogę wybaczyć, dać szansę, bo byliśmy 20 lat razem, ale też nie muszę go przyjąć od razu. Mogę zobaczyć, jak się będę z tym czuła. Może kilka miesięcy później powiem: „Jednak nie, odkryłam, że bez ciebie mi lepiej. Polubiłam spanie na całej powierzchni łóżka”.
Zdradę warto wybaczyć, jeśli wiemy, czym jest. To nie jest wspaniałomyślne darowanie winy, gdzie ja jestem taka dobra. Ani to nie jest wejście w warunkowy układ: jeszcze raz zdradzisz i wylatujesz. Ani to, że teraz będę cię karać. To wszystko nie jest wybaczenie, to wymuszony kompromis. Wybaczenie wymaga odwagi. Niektórzy powiedzą: „Wybaczasz, bo jesteś słaba”. Przeciwnie: wybacza osoba silna. W wybaczeniu jest zaznaczenie: „Wolałabym, żeby się to nie wydarzyło, ale to się stało”, lecz jest i umowa: „Biorę odpowiedzialność za to, że ci wybaczam”. Czyli nie będę cię karać, wypominać ani też siebie nie będę dręczyć.
Zanim jednak wybaczymy, warto wiedzieć, co nami kieruje. Czy przypadkiem nie lęk, że sobie nie poradzę z codziennością? Był taki serial na Netfliksie „The Bold Type” (polski tytuł brzmiał „Dziewczyny nad wyraz”). Jest tam scena, gdy jedna z kobiet dowiaduje się o zdradzie chłopaka, którego kocha (a on kocha ją). Ona jest przed mastektomią, w dużym zamęcie. I ona mówi do niego: „Czuję, że chcę ci wybaczyć, ale nie wiem, czy nie dlatego, że teraz jestem zagubiona, przerażona. A uważam, że to nie jest powód, żeby być razem”. I się rozstają. Co jest ważne: ona umiała zauważyć, że jej zgoda na jego powrót wynikałaby ze strachu przed samotnością, nie z wybaczenia. Bo gdy mówimy: „Wybaczam”, a tak nie jest, to odtąd żyjemy w lęku. A to jest dewastujące dla naszej psychiki.
Anna Augustyn-Protas: Da się pozbyć tego lęku? Swoją drogą to taka emocja, którą – mam wrażenie – kobiety podsycają w sobie nawzajem. Kochamy rozmawiać, plotkować o zdradach.
Joanna Godecka: To nic innego jak sprzedawanie własnego lęku. Kiedy ja się boję, to raźniej mi, gdy wszystkie się boimy. Nie czuje strachu ktoś, kto kocha partnera, ale – uwaga – kocha też siebie. Dochodzimy do kluczowego tematu podnoszenia się po zdradzie: miłości własnej. Uznawania siebie za wartość. Nie, że jestem lepsza od innych, ale że mam szacunek do siebie, bo od tego zaczyna się szacunek dla innych. Gdy czuję się wartościowa, to łatwo mi być też wspaniałomyślną. Bo mnie na to stać.
Co mam zrobić, żeby poczuć się wartościowa?
Joanna Godecka: Trzeba sobie uświadomić, że jestem unikatowym systemem myślowo-uczuciowo-fizycznym. Jest taki cytat, który lubię, z książki coachki Charlie Carter Scott: „Gdyby istniało jedno prawo miłości, to brzmiałoby następująco: to ty pokazujesz innym osobom, ile miłości oczekujesz, przez to, jak opiekujesz się sobą”. Jeśli pamiętasz o swoich potrzebach, masz swoją godność, system wartości, to pokazujesz innym: jestem ważna. „Akceptacja siebie jest odmową bycia swoim własnym wrogiem”. Nie patrzę się w lustro, żeby dojrzeć, że mam za dużo kilogramów.
Anna Augustyn-Protas: No dobrze, a co, jeśli je rzeczywiście mam?
Joanna Godecka: Czas zmienić wzorzec działania albo myślenia. Albo schudnąć, albo się tym nie przejmować. Moja świetna przyjaciółka – niewysoka pani, po sześćdziesiątce, nie o figurze modelki – szła kiedyś na kąpielisko, gdy zauważyła kilku wysportowanych facetów na pomoście. Spojrzała na siebie w kostiumie kąpielowym i pomyślała: „O nie, poczekam, aż sobie pójdą”. Ukryła się w jakimś krzaku i czekała. Aż nagle się zezłościła na siebie: „Co ja robię, jak ja mogę moje ciało obrażać!”. Wskoczyła na pomost, uśmiechnęła się na dzień dobry, oni się rozstąpili, powiedzieli komplement.
Jak można się wstydzić siebie! Kobiety bardzo często siebie umniejszają, uwłaczają sobie. A przecież nawet jak mówimy coś żartem, to to zostaje. I w nas, i w innych, którzy to usłyszeli.
Bądźmy wrażliwe na to, co o sobie myślimy. Jeśli to są myśli negatywne – czas postawić pytanie, co jest ich źródłem. Często niską samoocenę wyniosłyśmy z domu, gdzie słyszałyśmy: „Nie myśl, że ty taka miss świata”, „Głupoty gadasz”.
Anna Augustyn-Protas: Bardzo wiele kobiet po życiowym dramacie decyduje się na psychoterapię. Mówią potem: „Jak dobrze, że się zdecydowałam. Szkoda, że dopiero teraz”.
Joanna Godecka: Namawiam na psychoterapię. Pomaga wyzwolić się ze szkodzących nam mechanizmów i zrozumieć siebie. Warto szukać pomocy. Do lekarza też chodzimy, bo coś nas boli, prawda?
Teraz pracuję z mężczyzną, został porzucony po 6 latach związku, a jeszcze zainwestował w dom, z którego dziewczyna go wyrzuciła. Czuje się oszukany, nie rozumie, dlaczego wcześniej nie widział, z kim się związał. A ta kobieta wysyłała milion sygnałów, że jest nieodpowiedzialna, że to modliszka! Pod kątem emocjonalnym ten chłopak powinien się cieszyć, że to się rozleciało. Teraz jest na etapie: „Nie chcę nowego związku”. I ja go rozumiem, gdy mówi: „Byłem ślepy przez tyle lat, to znaczy, że ze mną jest coś nie tak. Jestem jak fatalny kierowca, który nie powinien siadać za kierownicę”. A ja widzę, że był niedokochany, zakompleksiony – wyszedł z domu, w którym czuł się nikim, a to była jego pierwsza miłość.
Warto przyglądać się swoim prawdziwym uczuciom, zobaczyć, co nami kieruje. Bywa, że związek stracił dynamikę, mąż od lat tylko się plątał po kuchni bez sensu, ale gdy powiedział: „Odchodzę”, to dostałyśmy wzmożenia uczuć. A tak naprawdę poczułyśmy lęk – ale przed czym? Co mówią nasze emocje? Każda jest informacją. Często do ich odczytania potrzebna jest jednak pomoc kogoś, kto wysłucha i będzie umiał popatrzeć z boku. Nie musi to być od razu psychoterapia, nie każdy sobie może na nią pozwolić – z różnych względów. Można porozmawiać z kimś mądrym.
Anna Augustyn-Protas: Co najczęściej „wychodzi” podczas takich rozmów?
Joanna Godecka: Na przykład, że związek od początku był źle zbalansowany. Bo matkowałam mężowi lub wysyłałam sygnały, że jestem nieatrakcyjna, i od zawsze ustawiałam się w niekorzystnej pozycji. Zobacz: jak chcę stworzyć dobry związek, to będąc na randce, zastanawiam się, czy ta osoba MNIE odpowiada. Ale jeśli jestem w lęku, to chcę zrobić na tej osobie wrażenie, żeby ONA mnie zaakceptowała. I nie działam z miłości własnej. To jest pierwszy fałszywy krok. Potem gdy złapię już ten „skarb”, to trzymam go, by nikt go mi nie zabrał. Nie chodzę z koleżankami, bo a nuż on zadzwoni w tym czasie. Daję sygnał, że mi na sobie nie zależy. I szybko przestaję być też wartościowa dla mężczyzny. Takie związki bardzo często prowadzą do zdrady.
Psychoterapia pomaga uporać się z tym, co było, żeby też ułożyć sobie nowe życie. Żeby z kryzysu nie wyjść w pozycji ofiary. Spotykając kogoś nowego, nie zaczynać od tego, że mam ciężkie doświadczenie, zostałam oszukana, a ty nie możesz mnie zawieść, bo ja jestem biedna i słaba. Tak się nie uklepuje gruntu pod dobry związek.
Mam wrażenie, że większość kobiet, i to nawet po trudnym rozstaniu, rozkwita. Owszem, najpierw w bólach przemeblowuje swoje życie, ale potem okazuje się, ile plusów ma zmiana. Wszystkie moje znajome po rozwodzie rzuciły się w wir pasji, do których dotąd nie miały głowy lub brakło mężowskiej aprobaty. Zaczęły się wygodniej ubierać, inaczej jeść. Jak powiedziała pewna znana aktorka po odejściu męża: „I w końcu nikt mi nie pryska na lustro w łazience”.
Dobrze, gdy tak się dzieje. Ale jeśli po związku odżyłam, to co mi to mówi: że był kompromisem, nie dawał mi szczęścia. Nie było to dobre małżeństwo, skoro się rozpadło. Często wchodzimy w związek w młodym wieku i trwamy w nim z przyzwyczajenia, siłą inercji. „Kraksa” jest sygnałem, że coś nie działało lub nie działa. Ktoś pewnie powie: „Ależ związek to odpowiedzialność, są dzieci, zobowiązania”. Ale prawda jest taka, że powinniśmy żyć długo i szczęśliwie, a nie tylko długo.
Anna Augustyn-Protas: Hasło „jedna miłość do grobowej deski” dobrze brzmiało w czasach, gdy umierało się, mając lat 40, w połogu lub na wojnie. Dziś dożywamy do dziewięćdziesiątki. Może jest miejsce na nie jedno, a na dwa życia? Może po czterdziestce po prostu jest czas na nowe? Na zmianę partnera, pracy, stylu życia?
Joanna Godecka: My się zmieniamy z biegiem lat! Młodzi mogą pasować do siebie jak ulał, ale potem często ich drogi się rozchodzą. On potrzebuje spokoju, nie chce poznawać nowych ludzi, a ona aż się rwie, chce wyjeżdżać, rozwijać się. Takie osoby mają z czasem coraz mniej wspólnego. Jest bardzo prawdopodobne, że któreś zacznie tęsknić za kimś innym.
Anna Augustyn-Protas: Obserwując znajome kobiety, myślę, że my znacznie częściej odżywamy, rozkwitamy po rozstaniu niż mężczyźni! Jest tak?
Bo nam jest łatwiej, jesteśmy bardziej socjalne i mamy gęstszą sieć znajomych. Nie mówię oczywiście o introwertyczkach.
Anna Augustyn-Protas: Mamy też więcej neuronów w mózgu.
Joanna Godecka: Tak, i dlatego to my częściej uruchamiamy kontakty, koleżanki. Chodzimy na fitnessy, jogę, całymi grupami do teatru. Coraz więcej jest kobiecych kręgów, grup o podobnych doświadczeniach na Facebooku. Tworzymy rady bojowe: trzeba Kaśkę, którą zdradza chłop, wyciągnąć do kina, na wycieczkę.
Anna Augustyn-Protas: Jak najlepiej pocieszać „Kaśkę”? Co jej mówić, a czego nie?
Joanna Godecka: Dobrze okazać otwartość na jej potrzeby. Zapytać: „Co mogę dla ciebie zrobić?”. Jak w żałobie. Mówmy: „Jestem. Jak będziesz mieć ochotę pogadać – dzwoń, chodź na spacer”. Nie dawajmy rad typu: „Nie był ciebie wart, zobaczysz, poznasz kogoś innego”. Bo to jest formułka pusta, nie działa, my w nią w tym momencie nie wierzymy. Nie mówmy też: „Popatrz na to z dobrej strony”, a nas mąż zostawił po 30 latach i z długami.
Zakochana w pojedynkę – dobre życie bez partnera
Co jest ważne w odbudowywaniu życia po zdradzie?
Joanna Godecka: Wybieranie pozytywności. Nurzanie się w smutku jest eskalowaniem negatywności. Jeśli powiem sobie: „Mam prawo szczęśliwie żyć”, to będę. Moja prywatna ciotka trzeci raz wyszła za mąż, a jest po siedemdziesiątce!
Jak powiedział Einstein: „Najważniejsze pytanie, jakie powinniśmy sobie zadać, brzmi: czy uważamy świat za bezpieczne miejsce? Jeśli uznam, że tak, to będę budować mosty. A jak uznam, że nie, to będę budować mury”. Jeśli ja ufam światu i sobie, to taki most na pewno zbuduję.
Pamiętajmy, że miłość jest falą energetyczną o wysokiej wibracji, już się to naukowo mierzy. Nadzieja, szczerość, radość, duma, satysfakcja – mają wysoką częstotliwość. Niską częstotliwość mają lęk, poczucie winy, frustracja, złość, wyrzuty sumienia. Nie bez powodu mówimy: „Mam doła”, albo: „Mam kamień na sercu”. A miłość to energia wyższa, czujemy się wtedy lekko na duszy, prawda? Od nas zależy, jakie rejestry wybierzemy.
Bo miejmy świadomość, że przyciągamy osoby podobne. Jeśli będziemy w lęku – wokół nas zaroi się od osób sfrustrowanych. Albo takich, które widzą w nas łatwą ofiarę. W końcu wiktymologia mówi, że ofiara i oprawca nadają na tych samych falach.
Anna Augustyn-Protas: Czyli my same wybrałyśmy faceta, który okazał się słaby? Tak to trzeba rozumieć?
Joanna Godecka: Czasem warto spojrzeć w szerszym kontekście. Ja na przykład wierzę w reinkarnację i czuję, że wszelkie doświadczenia są elementem losu, naszego planu rozwojowego. Nowe sytuacje – zdrady, wypadki, wszelkie rozczarowania – dają nam impulsy rozwojowe. Być może nie chodzi w życiu o to, żeby uniknąć burz…
Nie ma co analizować, czy jakieś doświadczenie jest czy nie wynikiem naszych błędów. Choć patrząc z szerszej perspektywy, nie ma przypadków – to, że ktoś w nas wjechał, jest elementem większej całości. Jak się rodzimy, to używamy zwykle tylko dwóch kredek, białej i czarnej, z wiekiem uczymy się nowych kolorów, których jest mnóstwo. Trudne doświadczenia uczą nas kolejnych odcieni.
Anna Augustyn-Protas: A jak podnieść się po zdradzie, której my się dopuściłyśmy? I to my jesteśmy winne, my mamy nieczyste sumienie. Wbrew pozorom to chyba gorsza sytuacja, nie mamy wokół siebie chóru przyjaciółek, które by nam współczuły.
Joanna Godecka: Może to niepopularne, co powiem, ale uważam, że jeśli przydarzyło się nam coś incydentalnego i tego żałujemy, to wystarczy. Nie jestem zwolenniczką przyznawania się do skoku w bok partnerowi. Bo czego oczekujemy? Że będzie nam lżej, gdy zrzucimy z siebie ciężar? A on powie: „Dziękuję, jak dobrze, kocham cię, zrobię nam kolację”? Tak się nie stanie, a on już nie „odusłyszy” tego, co usłyszał. Weźmy to na własną klatę, na własną odpowiedzialność. Wybaczmy sobie i żyjmy już dobrze. Ale bogatsze o wiedzę o sobie. Bo trzeba zrozumieć, czemu tak się stało, co to mówi o nas. Potraktujmy to jako okazję do rozwoju.
Zobacz również: Dlaczego boimy się kochać, czyli lęk przed miłością