Strona główna Zdrowie Nasza zima zła! Jak najchłodniejsza pora roku wpływa na zdrowie?

Nasza zima zła! Jak najchłodniejsza pora roku wpływa na zdrowie?

autor: Katarzyna Koper Data publikacji: Data aktualizacji:
Data publikacji: Data aktualizacji:

Brak światła słonecznego, wysuszone przez kaloryfery powietrze oraz mniejsza niż latem aktywność fizyczna nie sprzyjają zdrowiu. Podpowiadamy, jak mimo wszystko być zimą w formie i nie dać się infekcjom.

Strona główna Zdrowie Nasza zima zła! Jak najchłodniejsza pora roku wpływa na zdrowie?

Taki mamy klimat… Chłód, duże zachmurzenie, porywiste wiatry, deszcz i śnieg towarzyszą nam przez wiele miesięcy w roku. Osłabiają nas, obniżają odporność. Ale nie tylko zimno sprzyja infekcjom i pogarsza nasze samopoczucie. Do „zimowych” dolegliwości przyczyniają się też: nadmierne ogrzewanie pomieszczeń, zanieczyszczone dymem z kominów powietrze, długie przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach. Jak to na nas wpływa i jak sobie z tym radzić? Przeczytaj!

Ciepło – zimno, czyli dlaczego nasze ciało nie lubi gwałtownych zmian

Zimą różnica temperatur na zewnątrz i w pomieszczeniach może być znacząca. Gdy na zewnątrz jest trzaskający mróz, aż chce się podkręcić ogrzewanie w samochodzie albo kaloryfer w domu na maksa. Jeśli to zrobimy, bo chcemy szybko się rozgrzać, różnica temperatur może wynosić… nawet 30 st. Celsjusza! Ale uwaga, to niebezpieczna pułapka. Nagłe wyjście z mocno rozgrzanego pomieszczenie na mróz to będzie dla organizmu szok termiczny, który spowoduje chwilowe obniżenie odporności. Często to wystarczy, by wywołać atak opryszczki lub przeziębienie. Dlatego lepiej unikać tak znaczących różnic temperatury – bezpieczna różnica nie powinna przekraczać 15 stopni Celsjusza.

Suche powietrze sprzyja chorobotwórczym drobnoustrojom

Nadmierne ciepło w pomieszczeniach, w których pracujemy i śpimy, prowadzi do spadku wilgotności powietrza, a to także nie służy zdrowiu. Wdychanie zbyt suchego powietrza powoduje wysuszenie błon śluzowych nosa i gardła. A warto pamiętać, że to właśnie śluzówki stanowią pierwszą linię obrony przed wirusami i bakteriami. Jesienią i zimą patogenów jest w powietrzu szczególnie dużo. Najbardziej niebezpieczne pod tym kątem są duże skupiska ludzkie, takie jak transport publiczny, galerie, kina i teatry. Tylko część drobnoustrojów, które trafiają do naszych dróg oddechowych, wywołuje zakażenie. Reszta zostaje unieszkodliwiona przez mechanizmy obronne obecne w błonie śluzowej. Problem w tym, że te mechanizmy są wydolne tylko wtedy, gdy błona śluzowa jest w dobrej kondycji, czyli odpowiednio nawilżona.

Skutecznym antidotum na przesuszone powietrze jest regularne wietrzenie pomieszczeń oraz korzystanie z domowego nawilżacza. W ostateczności można położyć na kaloryferze wilgotny ręcznik. Warto też pilnować temperatury – szczególnie w pomieszczeniach, w których pracujemy i śpimy, nie powinna przekraczać 20 st. C. W nawilżeniu błony śluzowej nosa i gardła mogą pomóc również nebulizacje z soli fizjologicznej lub nawilżające spreje (do kupienia w aptece bez recepty).

Odwodniona skóra – swędzi, piecze, choruje

Wysuszone przez kaloryfery powietrze powoduje intensywne odparowywanie wody z naskórka. To dlatego zimą potrzebujemy „mocniejszego” kremu do twarzy i większej niż latem dawki nawilżającego balsamu do ciała. To szczególnie trudny czas dla osób z przewlekłymi problemami skórnymi, np. AZS (atopowe zapalenie skóry). Istotą tej choroby jest uszkodzenie bariery hydrolipidowej, która pełni funkcje ochronną. Przebywanie w otoczeniu o niskiej wilgotności dodatkowo nasila objawy choroby. Przesuszona skóra słabiej broni się przed zakażeniami zewnętrznymi patogenami. Ponadto suchość nasila świąd. Pacjenci chorujący na AZS mówią, że to właśnie on jest najbardziej dokuczliwym objawem choroby, który najbardziej obniża jakość ich życia. Świąd powoduje drapanie, a to znacząco zwiększa ryzyko zakażeń, które często trzeba leczyć antybiotykami. Regularne nawilżanie powietrza i wietrzenie pomieszczeń pozwala zapobiegać przesuszeniu skóry.

Podrażnione oczy – gdy brakuje łez

Niska wilgotności powietrza przyspiesza również parowanie łez z powierzchni oka. Pojawia się wówczas dyskomfort: uczucie piasku pod powiekami, pieczenie, czasem łzawienie. Pomóc może częste zamykanie oczu na dłuższą chwilę. W tym czasie warto delikatnie rozmasować powieki, popatrzeć na boki. Ulgę przynieść może również użycie nawilżających kropli do oczu, najlepiej z kwasem hialuronowym. Jeśli te zabiegi nie pomagają, trzeba wybrać się do okulisty. Być może przyczyną suchości są zaburzenia hormonalne albo choroby przewlekłe, takie jak cukrzyca, nadciśnienie, choroby reumatologiczne. Ich leczenie reguluje wydzielanie łez i zmniejsza dyskomfort związany z suchością oczu.

Gdy przyczyną przesuszenia nie jest zbyt mała produkcja łez, lecz ich nieprawidłowy skład, nie wystarczą zwykłe nawilżające krople do oczu. Nierzadko w składzie łez brakuje lipidów, które odżywiają oko i spowalniają parowanie łez z powierzchni gałki ocznej. Za produkcję lipidów obecnych w filmie łzowym odpowiadają gruczoły Meiboma, zlokalizowane w brzegach powiek, które mają tendencje do zatykania się – na przykład u osób cierpiących na schorzenia dermatologiczne, takie jak m.in. trądzik zwykły lub różowaty, cukrzyca, a także u pacjentów po radio- i chemioterapii. Gdy w płynie łzowym brakuje lipidów, łzy błyskawicznie parują z powierzchni rogówki i pacjent cały czas odczuwa dyskomfort. W takiej sytuacji trzeba zastosować dostępne na receptę specjalistyczne krople do oczu, które uzupełniają lipidy. Ulgę przynosi także nagrzewanie powiek. Ułatwiają to specjalne okulary, które rozgrzewają okolice powieki do bezpiecznej temperatury 42 stopni C. Pod wpływem ciepła ujścia gruczołów Meiboma rozszerzają się, co ułatwia ich udrożnienie poprzez delikatny masaż.

Efekt rozgrzewający ma także terapia światłem – IPL (Intense Pulsed Light) oraz LED. IPL delikatnie rozgrzewa okolice oczodołu i kości policzkowych, pobudzając gruczoły Meiboma do wytwarzania lipidów oraz stymulując ich skurcze. Natomiast światło LED działa przeciwzapalnie i przyspiesza regenerację. Do zabiegów kwalifikuje lekarz i można się im poddać w specjalistycznym gabinecie.

W przypadku gdy problemy z wydzielaniem łez mają charakter przewlekły, pomóc mogą specjalne preparaty do zakraplania przygotowane z osocza krwi pacjenta. Osocze zawiera wszystkie elementy, które powinny znajdować się w płynie łzowym. Taka kuracja poprawia nawilżenie i odżywienie oka, a także wspomaga regenerację. Przynosi ulgę na kilka tygodni. Potem zabieg można powtórzyć.

Niedostatek światła dziennego obniża nastrój i… sprzyja przybieraniu na wadze

Światło dzienne jest podstawowym regulatorem rytmu snu i czuwania. Zmrok to dla organizmu naturalny sygnał, że czas na odpoczynek. Gdy robi się ciemno, w mózgu wzrasta wydzielanie melatoniny, popularnie nazywanej hormonem snu. Światło dzienne wpływa także na pracę wielu układów w ciele człowieka oraz na wydzielanie hormonów. Dlatego gdy zapada ciemność, stajemy się mniej aktywni. Cóż, gdyby Thomas Edison pod koniec XIX nie wynalazł żarówki, nie mielibyśmy wyboru – chodzilibyśmy spać z kurami i wstawalibyśmy o świcie. Nasi przodkowie zimą wysypiali się dłużej, latem prowadzili zdecydowanie bardziej aktywne życie. Wynalazek Edisona sprawił, że możemy być aktywni, nawet gdy za oknem ciemna noc. Organizm jednak nie do końca daje się oszukać.

Psychologowie i psychiatrzy przyznają, że w okresie jesienno-zimowym z powodu niedostatku światła dziennego mamy prawo odczuwać obniżenie nastroju, brak energii, niechęć do podejmowania aktywności fizycznej. U niektórych niedobór światła dziennego wyzwala objawy depresji (tzw. depresja sezonowa).

Większość z nas zaraz po zapadnięciu zmroku najchętniej napaliłaby w kominku i położyła się na kanapie pod ciepłym kocem z książką i kubkiem gorącej herbaty. Tylko że zimą ciemno robi się już po godzinie 15, kiedy większość z nas ma jeszcze przed sobą długą listę codziennych obowiązków do wykonania. Lepiej nie poddawać się zimowym smutkom i nie rezygnować z dotychczasowych aktywności. Właśnie ruch pozwala zachować nam wigor i dobry nastrój w długie zimowe wieczory. Może w tym pomóc także odpowiednie oświetlenie. Osoby ze skłonnością do depresji sezonowej mogą skorzystać ze specjalnych lamp, które naśladują światło dzienne (natężenie światła powinno wynosić minimum 10 tys. luksów).

Choć w jesienne i zimowe wieczory znacznie trudniej wybrać się na siłownię, to jednak warto się do tego zmusić. Jeśli nie na siłownię czy basen, to może chociaż na długi spacer. Gdy za oknem plucha, można poćwiczyć w domu, na przykład z trenerem z YouTube’a. Warto też spotkać się ze znajomymi, wybrać się do kina czy teatru. Zarówno spotkania towarzyskie, jak i ruch dostarczają endorfin (popularnie nazywanych hormonami szczęścia), które nie tylko poprawiają nastrój, ale także zwiększają odporność organizmu. Poza tym jeśli przesiedzimy zimę na kanapie pod ciepłym kocykiem, wiosną może się okazać, że waga wskazuje kilka dodatkowych kilogramów.

Deficyt słońca = niedobór witaminy D

Światło słoneczne jest niezbędne do syntezy witaminy D w skórze. W naszej szerokości geograficznej synteza skórna może pokryć zapotrzebowanie organizmu na tę ważną dla zdrowia witaminę (m.in. dla odporności i wchłaniania wapnia do kości) jedynie od kwietnia do września – i to tylko w słoneczne dni, gdy przynajmniej przez pół godziny przebywamy na świeżym powietrzu z odsłoniętą twarzą, nogami i przedramionami bez zastosowania filtrów ochronnych. W miesiącach jesiennych i zimowych nie ma co liczyć na syntezę skórną. Aby nie dopuścić do niedoborów witaminy D (grożą odwapnieniem kości, bólami kostno-stawowymi, osłabieniem odporności, płodności, męczliwością, pogorszeniem apetytu, problemami z gojeniem ran, osłabieniem kondycji włosów i paznokci), konieczna jest codzienna suplementacja.

Smog – jak szkodzi zanieczyszczone powietrze

Przyczyną smogu są przede wszystkim pozostałości ze spalania w domowych piecach węglowych, piecach na drewno, spaliny samochodowe oraz wyziewy z kominów przemysłowych. Do atmosfery trafiają maleńkie cząstki sadzy oraz zanieczyszczenia chemiczne. Wraz z powietrzem, którym oddychamy, trafiają do układu oddechowego. Podobnie jak dym papierosowy mają działanie drażniące i prowokujące stan zapalny. Obniżają odporność na infekcje układu oddechowego, a także wywołują i nasilają ataki alergii wziewnych, astmy i POChP (przewlekła obturacyjna choroba płuc). Naukowcy zwracają tez uwagę, że wdychanie zanieczyszczonego powietrza może przyczyniać się do rozwoju chorób krążenia, sprzyjać zawałom, udarom, a także zwiększać ryzyko zachorowania na nowotwory płuc.

Na działanie smogu szczególnie narażone są dzieci, ponieważ ich układ odpornościowy jest jeszcze nie do końca sprawny. Dlatego w dniach, kiedy smog jest szczególnie nasilony, lepiej unikać spacerów i uprawiania aktywności fizycznej na świeżym powietrzu. Dotyczy to w szczególności osób, które cierpią na choroby płuc, oraz małych dzieci. Aby móc na bieżąco monitorować stan powietrza, warto zainstalować sobie w smartfonie specjalną aplikację (np. Airly).

W poprawieniu jakości powietrza w pomieszczeniach pomóc mogą domowe rośliny oczyszczające powietrze. Rośliny zielone nie tylko produkują tlen, lecz także filtrują powietrze, oczyszczając je ze szkodliwych dla zdrowia lotnych związków chemicznych (takich jak np. bezen, formaldehyd, toluen czy terpeny) występujących w farbach, rozpuszczalnikach, lakierach i nabłyszczaczach. Na liście oczyszczających roślin opublikowanej przez NASA (Amerykańską Agencję Kosmiczną) są m.in.: paprotki, fikus benjamin, aloes, anturium, chryzantema wielkokwiatowa, skrzydłokwiat, draceny, gerbery. Ale roślin powinno być w domu sporo – 1 czy 2 doniczki nie rozwiążą problemu.
Warto też zainwestować w domowy oczyszczacz powietrza z filtrami HEPA i węglowym, które należy regularnie wymieniać. Jednak najważniejsze jest zlikwidowanie „kopciuchów” oraz kontrolowanie emisji zanieczyszczeń, zarówno z kominów przemysłowych, jak i domowych.

Czy ten artykuł był pomocny?
TakNie

Podobne artykuły