Strona główna ZdrowiePsychologia Filmy, które wprawiają w dobry humor – podpowiadamy, co obejrzeć, by nie dać się jesiennej chandrze

Filmy, które wprawiają w dobry humor – podpowiadamy, co obejrzeć, by nie dać się jesiennej chandrze

autor: Portal NoZ Data publikacji: Data aktualizacji:
Data publikacji: Data aktualizacji:

Są takie dni, kiedy najchętniej przykryłabyś się ciepłym kocem i z kubkiem gorącej herbaty czekała na wiosnę. Znamy sposób, by przegonić jesienne smutki i wywołać uśmiech na twarzy. Wieczorny seans filmowy! Co obejrzeć, by poczuć się lepiej i z optymizmem popatrzeć na otaczający nas świat? Polecamy ulubione filmy naszych dziennikarek. Mają sprawdzone działanie terapeutyczne!

Strona główna ZdrowiePsychologia Filmy, które wprawiają w dobry humor – podpowiadamy, co obejrzeć, by nie dać się jesiennej chandrze

Miłość z nutką egzotyki

Jeśli ktoś potrzebuje wsparcia duchowego przez dłuższy czas, popłakania szczerymi łzami nad niesprawiedliwością losu, który jednak pomimo wszystko w końcu nagrodzi dobro i szczerą miłość, polecam serial koreański „Hometown cha cha cha”.

Romantyczne seriale koreańskie są świetną odskocznią dla osób zmęczonych agresywnym seksem i przemocą, które są charakterystyczne dla wielu europejskich czy amerykańskich produkcji, a stęsknionych za romantycznymi uczuciami i czułą relacją między dwojgiem bohaterów. Małe nadmorskie miasteczko, gromada dalekich od ideału, ale pełnych dobrych intencji i poczucia humoru mieszkańców. Na tym tle rozwija się opowieść o rodzącym się uczuciu bogatej dentystki i miejscowego „pana złotej rączki”, który skrywa smutną tajemnicę.

Egzotyczne dla nas zwyczaje, potrawy, obrzędy i zaskakująco bliska i identyczna jak za naszą miedzą ludzka dobroć i bezinteresowność. Serial lekki jak różowa wata cukrowa, przywołujący najlepsze wspomnienia z dzieciństwa i wiarę w to, że nie ma takich tarapatów, z jakich nie dałoby się wyjść. (Dorota)

W pogoni za marzeniami

coda
materiały prasowe Apple TV

„CODA” idealnie wpisuje się w jesienny klimat. To obsypana nagrodami (m.in. Oscar w 2022 r.) opowieść o uzdolnionej muzycznie nastolatce, która jest jedyną słyszącą osobą w rodzinie. Takie dzieci zwane są właśnie CODA (skrót od angielskiego: Child of Deaf Adult). Ruby jest nieśmiała, pełna kompleksów i zahamowań. Nie odnosimy wrażenia, że jako osoba słysząca wygrała los na loterii. Dziewczyna dzielnie niesie na barkach ciężar niepełnosprawności całej rodziny, stawiając ją ponad swoje potrzeby. Praktycznie w każdej sytuacji jest tłumaczką bliskich (nawet podczas intymnej wizyty rodziców u lekarza). Każdego dnia usiłuje pogodzić naukę w szkole z pracą na kutrze z ojcem i bratem.

Nadchodzi moment, gdy Ruby zyskuje niebywałą szansę: może dostać stypendium i uczyć się śpiewu. Tyle że bez niej rodzinny interes jest zagrożony. Młoda kobieta dryfuje więc między swoimi marzeniami a poczuciem obowiązku i lojalnością wobec rodziny. Czuje się niezrozumiana, ale jak może być inaczej, skoro świat dźwięków dla jej najbliższych to abstrakcja. Oni i tak nigdy nie usłyszą jej śpiewu.

By przygotować się do roli Ruby, aktorka Emilia Jones spędziła dziewięć miesięcy na nauce amerykańskiego języka migowego, lekcjach śpiewu i uczeniu się obsługi rybackiego trawlera. Wypadła znakomicie! „CODA” to film spokojny, ciepły, krzepiący, idealny na jesienną aurę. Obejrzycie go w Apple TV. Zapewniam, że miło spędzicie przy nim czas, być może snując refleksje o własnych – i tych wykorzystanych, i tych straconych – szansach. (Ola)

Kino familijne

Narzekacie czasem na swoje dzieci, że mogły by być bardziej ogarnięte, bardziej odpowiedzialne, no i podchodzić do obowiązków szkolnych z większą powagą? Jeśli tak, to koniecznie obejrzyjcie na HBO choć kilka odcinków (są krótkie, zaledwie 20-minutowe) serialu „Młody Sheldon”. Najlepiej razem z waszymi dziećmi. Szybko przekonacie się, że życie rodziców młodego geniusza wcale nie jest usłane różami (a jego samego tym bardziej).

młody sheldon
materiały prasowe HBOMax

Główny bohater, Sheldon Cooper, ma dziewięć lat i dorasta we wschodnim Teksasie. Ma ponadprzeciętne zdolności w zakresie nauk ścisłych i niełatwe relacje z rodzeństwem, rówieśnikami, nauczycielami oraz miejscowym pastorem, a także całą listę fobii. Rodzice, mimo wielkich chęci, z trudem ogarniają sytuację. Na szczęście zwykle z nieocenioną pomocą przychodzi Bunia, czyli babcia Sheldona, która ma duże doświadczenie życiowe i znacznie większy dystans do świata niż jego rodzice. Świetne kino familijne!

Jeśli poczujecie sympatię do Sheldona i zapragniecie poznać jego dalsze losy, to możecie je śledzić, oglądając inny komediowy serial dostępny na HBO pt. „Teoria wielkiego podrywu”, który został nagrodzony dziesięcioma statuetkami Emmy. Przedstawia perypetie grupy młodych naukowców (jest wśród nich Sheldon), którzy świetnie sobie radzą w świecie nauki, ale w kontaktach społecznych – już znacznie gorzej… (Kasia)

teoria wielkiego podrywu
materiały prasowe HBOMax

W prowansalskim słońcu

Chętnie byśmy się w nim powygrzewali, zwłaszcza gdy za oknem panuje listopadowa aura, prawda? Ale znam film, który na jakiś czas przeniesie nas do Prowansji i ogrzeje nam serca. To „Dobry rok” (ang. tytuł: A good year). Film dość „leciwy”, bo z 2006 roku, ale wartości, jakie przedstawia, są niezmiennie aktualne i zawsze na czasie.

Gwarancję dobrej zabawy daje przede wszystkim Russel Crowe, odtwórca głównej roli. Doskonale zagrał zapracowanego, skoncentrowanego tylko na wartościach materialnych biznesmena, który przechodzi cudowną metamorfozę. Przemiana następuje nie tylko pod wpływem uroków Prowansji, wspomnień z dzieciństwa i piękna natury. Dużą rolę odgrywa oczywiście atrakcyjna kobieta, zagrana przez uroczą Marion Cotillard.

A więc mamy tu cudne widoki, sporo dobrego humoru, intrygujące tajemnice z przeszłości, nieco wzruszenia i piękną miłość. Cóż więcej jest potrzebne, aby poprawić sobie nastrój w smutne, jesienne wieczory? „Dobry rok” najlepiej oglądać przy desce serów i lampce dobrego, francuskiego wina. Gwarantuję, że film zapamiętacie na długo i z chęcią będziecie powracać w jego klimaty. (Magda)

Randka z Julią Roberts

Są takie dni, kiedy potrzebujemy natychmiastowej dawki pozytywnej energii. Kiedy chcemy, żeby ktoś nas pocieszył, powiedział, że wszystko będzie dobrze. Udowodnił, że inni byli w jeszcze większych tarapatach, a jednak im się udało. Kiedy po prostu chcemy spojrzeć na cudowny uśmiech Julii Roberts, który rozświetla nawet najbardziej ponury dzień. Ja w zanadrzu zawsze mam dwa filmy – koła ratunkowe, które niezmiennie od lat poprawiają mi humor: „Pretty woman” i „Notting Hill”. Filmy stare i wszystkim doskonale znane, ale – o dziwo – nawet oglądane na okrągło, w ogóle nie tracą swojego uroku i mocy podnoszenia na duchu. To bajki dla dorosłych, w których zło zostaje ukarane, dobro nagrodzone, a miłość zwycięża.

„Pretty woman” to historia zagubionej prostytutki, która swoim urokiem, szczerością i ciepłem rozbraja kamienne serce biznesmena, w którego wciela się Richard Gere. W „Notting Hill” role się odwracają – to Julia jest wielką gwiazdą filmową, a rozbrajający Hugh Grant – „szarym myszkiem”, zakochanym w niej po uszy. Jednak nie same opowieści – choć trudno się od nich oderwać – są w tych filmach najważniejsze, ale to, że pokazują ludzi od najlepszej strony. Ludzi, którzy czasami pod maską oschłości czy wyrachowania skrywają czułe serce. Którzy pod wpływem szczerego uczucia potrafią się zmienić i wydobyć z siebie to, co najlepsze. Oba filmy to komedie romantyczne w najlepszym wydaniu – czyli podczas seansu płaczemy i śmiejemy się na zmianę. A czasami jednocześnie. I wracamy do naszej rzeczywistości z lżejszym sercem. (Dorota)

Słodko-gorzki

Taki właśnie smak ma historia opowiedziana w filmie „Czekolada”, który za każdym razem mocno mnie wzrusza, trochę bawi, ciut rozrzewnia. To kolejna, wcale nie najnowsza pozycja, którą tu polecamy (film jest z 2000 r.), ale fakt, że wielokrotnie do tych filmów wracamy, świadczy o tym, że ich magia naprawę działa. Ja w każdym razie zawsze jestem pod urokiem Juliette Binoche i Johnny’ego Deppa, którzy wcielają się w role dwójki bohaterów będących w nieustającej podróży. Ich drogi przecinają się w małym, pozornie spokojnym i cichym francuskim miasteczku, w którym Vianne (w tej roli Binoche) otwiera sklep z czekoladą i wyczarowuje smakołyki, które mają niezwykłe właściwości – osładzają szarą codzienność.

Szybko okazuje się jednak, że mieszkańcy miasteczka tylko pozornie są doskonali, a hipokryzja, brak tolerancji, międzyludzkie niesnaski mają się tu znakomicie. „Nowi”, jak Vianne i Roux, którzy nie chcą dostosować się do obowiązującego porządku, a nawet – o zgrozo! – próbują go zmienić, nie mają łatwo.

W dużym skrócie – „Czekolada” to film, który opowiada o poszukiwaniu szczęścia, na przekór przeciwnościom losu, wbrew ogólnie przyjętym zasadom, mimo napotykanych trudności, a nawet wyraźniej niechęci ze strony innych ludzi. Czy się udaje? Zobaczcie sami.

PS
Smak i zapach łakoci ze sklepiku Vianne niemal czuć z ekranu. Dlatego przed seansem polecam kupić kilka pralinek albo zrobić sobie filiżankę gęstej, gorącej czekolady i popijać ją małymi łyczkami przed ekranem! (Jola)

Co komu w duszy gra?

„Co w duszy gra?” (ang. tytuł:„The Soul”) to film zrealizowany w konwencji animowanej bajki. Jednak nie jest przeznaczony tylko dla dzieci, z ogromną przyjemnością obejrzą go również dorośli. A to dlatego, że jest nie tylko zabawny, ale przede wszystkim opowiada o rzeczach, nad którymi zastanawiają się osoby w każdym wieku. Budzi liczne refleksje, w szczególności na temat sensu życia, naszego powołania i tego, jak ważne jest spełnianie marzeń i życie zgodne z pragnieniami swojej duszy. Jednocześnie przedstawia te ważne kwestie w sposób lekki, ciekawy i czasem zaskakujący.

Duża dawka humoru, świetna animacja, sympatyczni bohaterowie i wzruszające zakończenie. Po to warto sięgnąć zawsze wtedy, gdy chcecie poprawić sobie nastrój lub po prostu miło spędzić zimowy wieczór przez ekranem. Gorąco polecam jako film, który można oglądać z całą rodziną, a potem jeszcze długo o nim dyskutować, spędzając przy okazji cudowny czas w rodzinnym gronie. (Magda)

Jak dobrze mieć sąsiada

Maruda, gbur, mruk, samozwańczy strażnik osiedla – czy taki bohater zachęci kogoś do oglądania filmu? No, chyba tylko wtedy, gdy będzie go grał Tom Hanks. Ja, choć wcześniej czytałam powieść Fredrika Backmana „Mężczyzna imieniem Ove”, na podstawie której powstał film, bez wahania zdecydowałam się ponownie poświęcić staruszkowi swój wieczór. Bo spotkanie z nim to jak łyk gorącej herbaty w mroźny dzień.

mężczyzna imieniem otto
materiały prasowe HBOMax

Bohater filmu „Mężczyzna imieniem Otto” to człowiek podobny do tych osób, które często miewamy wokół siebie i których staramy się unikać, bo emanują złą energią. Często jednak nie zdajemy sobie sprawy, że pod obronną tarczą, jaką jest nieznośne zachowanie, kryje się wrażliwy, skrzywdzony, nieszczęśliwy człowiek. Kiedy dowiadujemy się, jakie wydarzenia sprawiły, że Otto jest głęboko nieszczęśliwy i nie widzi już dla siebie miejsca w świecie, nie jesteśmy już dla niego tacy surowi. Czy pełen dziwactw, wiecznie naburmuszony i zrzędzący emeryt da się polubić? Porzuci stereotypy, stanie się tolerancyjny? Ponownie odnajdzie sens życia?

Z przyjemnością i wzruszeniem towarzyszymy mu w jego przemianie (choć pierwsze sceny absolutnie jej nie zapowiadają). Mają w niej swój udział wyleniały kot przybłęda oraz hałaśliwi, mało ogarnięci sąsiedzi, którzy ku jego przerażeniu wprowadzają się do domu obok. Nie zrażając się jego niechęcią, stopniowo przebijają się przez jego zbroję. Dużo przy tym śmiechu, a i łezkę można niekiedy uronić.

Ta piękna historia o budowaniu relacji i o radzeniu sobie ze stratą jest niezwykle kojąca, rozczulająca. Szczególnie dla tych, którzy potrzebują nabrać wiary w ludzi. Film w sam raz nie tylko na jesienną chandrę, ale także na seans z dziećmi czy przyjaciółką. Baaardzo polecam! (Ola)

Tryumf empatii

Jeśli ktoś ma ochotę odpocząć od zgiełku życia, ale także głośnej muzyki i efektów specjalnych, jakie zwykle serwuje nam współczesne kino, niech koniecznie obejrzy irlandzki dramat „Cicha dziewczyna”. Na razie nie ma go na żadnej platformie (jest wyłącznie w kinach), ale to zapewne kwestia czasu.

Cicha dziewczyna
materiały prasowe Nowe Horyzonty

Film przedstawia historię 9-letniej dziewczynki Cáit, która żyje w ubogiej wielodzietnej rodzinie w Irlandii w latach 80. ubiegłego wieku. Dziewczynka wyraźnie różni się od reszty rodzeństwa – jest wrażliwa i cicha, zamknięta w sobie. Rodzice nie dostrzegają problemów, jakie Cáit ma w szkole oraz w relacjach z rówieśnikami, i nie próbują pomóc. Tuż przed przyjściem na świat kolejnego dziecka wysyłają Cáit do krewnych mieszkających na wsi. Dziewczynka powoli odnajduje się w spokojnym wiejskim życiu dzięki mądremu wsparciu dorosłych. Między główną bohaterką a opiekunami tworzy się niezwykła więź, choć na początku dla żadnego z nich nie jest to łatwe. To przejmująca, ciepła opowieść o tym, co jest naprawdę ważne w relacji dziecko – dorosły, do tego przeplatana pięknymi obrazami. Szczerze polecam! (Kasia)

Cicha_dziewczyna
materiały prasowe Nowe Horyzonty

Listopad – słodki, bo pełen olśnień

Każdy z nas ma w swoim życiu momenty, kiedy potrzebuje zmiany. I ona zwykle przychodzi, ale często w taki sposób, że na jakiś czas kompletnie dezorganizuje naszą codzienność. Nie lubimy tego. Bronimy się przed tym. Chcemy, by życie ekscytowało, ale z zachowaniem starego porządku. To jednak dwie wykluczające się jakości. Zwykle bowiem to, czego się boimy, co trudne, nawet traumatyczne – najbardziej popycha nas w kierunku samorozwoju.

O tym jest wspaniały serial „9 nieznajomych” („Nine perfect strangers”), z Nicole Kidman w roli głównej. W skrócie mówi nam, że każdy z nas dźwiga jakąś traumę, która jednak może być wspaniałą trampoliną ku transformacji. To, co początkowo wydaje się kopniakiem od losu, ostatecznie okazuje się startem ku lepszej przyszłości.

Grupa 9 osób wyrusza na kurs samorozwoju na rajskiej wyspie. Każdy ma jakieś oczekiwania, nawyki, ale i tajemnice. Wszystkich przyciągnęła główna bohaterka, tajemnicza terapeutka, która osobiście wybiera tych, którzy będą mogli skorzystać z tego ekskluzywnego wydarzenia. Cała akcja rozgrywa się w przepięknych plenerach, pośród egzotycznej przyrody, ale przede wszystkim między uczestnikami – każdy ujawnia inne nieszczęście, które go tu przywiodło. Rodzice nastolatka, który popełnił samobójstwo, wypalona zawodowo pisarka, przebrzmiała gwiazda futbolu, zdradzana żona, influencerka, która straciła poczucie sensu życia… Każdy z nich zmierzy się z innym wyzwaniem.

Terapia jest co najmniej kontrowersyjna, z elementami mistycyzmu i psylocybiny (to grzyby halucynogenne). Pojawia się suspens, wątpliwości na temat pięknej terapeutki. A na koniec… tego nie zdradzę! Powiem tylko, że film udowadnia, że z kłopotów, nieszczęść i tragedii można wyjść. I znaleźć się w przepięknym miejscu. Takim, o jakim marzyliśmy. Do którego całe życie dążyliśmy. Serial z gatunków tych „procesowych” – bardzo układa nam w głowie. Koniecznie obejrzyjcie! (Dominika)

Jesienny wieczór po włosku

W moim domu jest film, który od lat stanowi jesienno-zimowy must have na wszelkie smutki. To „Wpływ księżyca” z Cher i Nicolasem Cage’em w rolach głównych. Opowiada o potrzebie miłości, ale też o strachu przed codziennością, przemijaniem, rozczarowaniem. Spokojnie – to zdecydowanie raczej komedia, jednak z tych nostalgicznych. A do tego z włoskim twistem! Cher gra niemłodą już mieszkankę Nowego Yorku, Lorettę, która pochodzi z tradycyjnej włoskiej rodziny i… jest starą panną. A raczej pozostaje w wiecznym narzeczeństwie z fajtłapowatym facetem, który boi się z nią ożenić, bo… nie pozwala mu na to jego mamma (mieszkająca na stałe na Sycylii).

Jednak pojawia się ten inny – nieznany brat fajtłapy. Wyklęty z rodziny. Całkowicie wywraca świat bohaterki do góry nogami. W tle kryzys wieku średniego przeżywa jej ojciec, co życzliwie, choć z nutą goryczy, obserwuje mama (niesamowita Olympia Dukakis).

Jest też dziadek, niemy obserwator wydarzeń, wyprowadzający na ulice metropolii swoją zgraję psów. Tylko on dostrzega, że za całym zamieszaniem stoi grande luna, czyli wielki księżyc.

Film pozwala zobaczyć, że miłość w Nowym Jorku jest taka sama jak w Warszawie – nieoczywista, pełna obaw, ale też nie do powstrzymania. Niezależnie od tego, ile mamy lat. Koniecznie obejrzyjcie. Zobaczycie, że zostanie z wami na kolejną jesień. (Dominika)

Starsi panowie dwaj

Nie, nie chodzi o słynny (i też wspaniały!) polski kabaretowy duet, lecz o bohaterów serialu „The Kominsky Method”. To dwóch zgryźliwych, nieco zgorzkniałych, lecz niezwykle błyskotliwych seniorów, których rozmowy potrafią rozbawić do łez, ale też skłonić do refleksji. Historia Sandy’ego i Normana, dwóch przyjaciół, fantastycznie zagranych przez Michaela Douglasa i zmarłego niedawno Alana Arkina, pokazuje, że – bez względu na to, ile już za nami zawsze jeszcze wiele przed nami i nie wiemy, jaki jeszcze scenariusz napisze dla nas życie.

Nigdy nie jest za późno na miłość, spełnianie marzeń, życie na pełnych obrotach. Nawet jeśli los nas nie oszczędza. Bo życie naszych bohaterów wcale nie jest wolne od kłopotów. Córka z problemem uzależnień lądująca po raz kolejny w klinice odwykowej, śmierć żony, rozliczne problemy zdrowotne typowe dla podeszłego wieku, kłopoty w firmie, zaległe podatki… Niejeden problem spędza im sen z powiek. Ale oni brną wciąż do przodu, w czym niewątpliwie pomaga im wieloletnia przyjaźń i wzajemne wsparcie. A także regularne spotkania, zawsze przy tym samym stoliku, z tym samym drinkiem serwowanym drżącą ręką przez leciwego kelnera.

Żałuję, że serial ma tylko trzy sezony, a odcinki trwają po mniej niż 30 minut, bo wciąga tak, że chciałoby się więcej i więcej! (Jola)

Rozwód po hiszpańsku

Są takie sprawy w życiu, z których nie zwykliśmy żartować. Jedną z nich są rozwody, ale co, jeśli ten rozwód bynajmniej nie smuci partnerów? Taką historię zobaczymy w hiszpańskim filmie pod tytułem „Z mamą czy z tatą”. Flora i Victor to dość wyluzowani, ale troskliwi rodzice, którzy czują, że ich związek wygasł, a ratowaniu go nie pomaga fakt, że każde z nich chciałoby się jeszcze realizować zawodowo. I oto nadarza się ku temu okazja. Wspólnie podejmują decyzję o rozwodzie i o tym, że powiedzą dzieciom o nim jak najszybciej, zapewniając ich jednocześnie, że nadal pozostaną blisko i nadal będą tworzyć zgraną drużynę. Jedyną obawą chcących rozwieść się małżonków jest to, komu sąd przyzna opiekę nad trójką ich dzieci. Co ciekawe (i być może kontrowersyjne), żadne z nich nie chce wygrać tej sprawy i przejąć nad nimi opieki.

Tata (w tej roli Paco León) dostaje propozycję lukratywnego kontaktu w firmie architektonicznej, który wiąże się z czasową zmianą miejsca zamieszkania. Mama (grana przez Miren Ibarguren) staje przed szansą odbycia wolontariatu, o którym marzyła. Jedno z nich musi przejąć opiekę nad dziećmi na kilkanaście tygodni, aby drugie mogło zrealizować swój plan. Oczywiście żadne z nich nie chce zrezygnować ze swojej szansy. Dlatego rywalizacja toczy się nie o to, kto w oczach dzieci jest lepszym rodzicem. Oboje starają się dowieść, że lepiej będzie im z tym drugim. Ich ambicje nakręcają się wraz z biegiem fabuły. Uwaga, wszystkie chwyty dozwolone!

Ta hiszpańska komedia to spora dawka humoru, ale i lekcja o tym, że warto nie oceniać innych i spróbować spojrzeć czasami na sprawy z innej perspektywy. Zabawny, szczery i rozczulający obraz (doczekajcie do końca filmu!). (Weronika)

(Prawie) wszystko o relacjach damsko-męskich

Najzabawniejszy film o miłości, choć już w nieco vintage’owym wydaniu? „Kiedy Harry poznał Sally”, komedia z 1989 r. w reż. Roba Reinera. Uczta dla romantyczek, miłośniczek jesiennego Nowego Jorku i komediowego talentu Billy’ego Crystala.

„Kiedy Harry poznał Sally” wyczerpuje niemal całą złożoność relacji damsko-męskich. Opowiada o przyjaźni tytułowej pary, która (ups, będzie spoiler!) wiedzie do miłości, ale przez wszystkie nieporozumienia i klisze znane nam z różnych relacji. Ślicznie punktuje różnice kulturowe między płciami, co jeszcze pokazują wstawiane opowieści różnych par o tym, jak to się stało, że są razem.

Po filmie trochę widać, jak zmienił nam się świat. Rewolucja obyczajowa, jakiej jesteśmy świadkami (i uczestnikami!) nieco nadgryzła film – tym bardziej warto go zobaczyć. Mnóstwo kąśliwych obserwacji nie straciło na aktualności, a przyjemność z seansu dalej jest ogromna. To z „Kiedy Harry poznał Sally” pochodzi kultowa scena udawanego orgazmu, kiedy Sally – podczas lunchu w restauracji – udowadnia zdumionemu Harry’emu, jak łatwo kobiecie udawać rozkosz. (Ciekawostka: rolę kobiety, która chwilę później prosi kelnera, żeby podał jej to, co szczytującej Sally, reżyser powierzył swojej mamie). Jeśli mam wskazać film, który poprawia nastrój, to ten z tego zadania wywiązuje się znakomicie. Świetnie sprawdza się jako plaster na złamane serca, do oglądania i śmiania się w niejeden jesienny wieczór. (Ania A.P.)

Zobacz również: Książki idealne na prezent polecane przez dziennikarki naszego portalu

Czy ten artykuł był pomocny?
TakNie

Podobne artykuły