Często osoby z chorobami onkologicznymi są przekonane, że dieta nie ma znaczącego wpływu na ich samopoczucie i skuteczność leczenia, więc godzą się z tym, że choroba nowotworowa może powodować skrajne wyniszczenie organizmu. A to nieprawda! Właściwa dieta w chorobie nowotworowej ma decydujące znaczenie – pomaga pokonać raka i nie dopuszcza do osłabienia.
Wywiad z Ewą Ceborską-Scheiterbauer pochodzi z książki „Siła życia. Podaj dalej”, dostępnej dla pacjentów na oddziałach onkologicznych w szpitalach w całej Polsce.
Dorota Mirska-Królikowska: Czy każdy pacjent chory na nowotwór powinien zasięgnąć opinii dietetyka specjalizującego się w tej dziedzinie?
Ewa Ceborska-Scheiterbauer: W idealnym kraju i w idealnym szpitalu jest tak: pacjent z diagnozą onkologiczną od razu po rozpoznaniu choroby kierowany jest do specjalisty dietetyka. Ten, w porozumieniu z lekarzem prowadzącym, opracowuje odpowiednią dla chorego dietę. Tu dodam, że bardzo ważny jest czas jej wprowadzenia, ponieważ o wiele łatwiej zapobiec niedożywieniu, niż potem pacjenta z niego wyprowadzić.
Następnie, w tym idealnym miejscu, sposób żywienia jest na bieżąco modyfikowany i dopasowywany do przebiegu leczenia, samopoczucia chorego, jego aktualnych potrzeb. Dzięki temu terapia onkologiczna przebiega sprawniej, a dobrze odżywiony pacjent lepiej na nią reaguje i ma siły do walki z chorobą.
No cóż, do takiego idealnego świata jeszcze nam daleko. W wielu szpitalach lekarze i pielęgniarki w ogóle nie informują chorych o tym, że podczas terapii powinni zwrócić szczególną uwagę na to, co jedzą.
Obecnie opieka dietetyka szpitalnego sprowadza się najczęściej do układania jednakowych jadłospisów dla wszystkich chorych segregując diety na wątrobowe, łatwostrawne czy ze zmieniona konsystencją – najczęściej nie ma ani czasu, ani środków na indywidualne konsultacje.
Co więc robią zostawieni samym sobie pacjenci? Szukają informacji w Internecie lub w literaturze. I często trafiają fatalnie. Niestety na wielu stronach w sieci można znaleźć mnóstwo bzdurnych, wręcz szkodliwych porad. A na półkach – o zgrozo!, nawet w kioskach znajdujących się na terenie szpitali onkologicznych!!! – leży wiele książek z chwytliwymi hasłami typu: „głodówka leczy raka”, „dieta cud pokona raka” albo „wyzdrowiejesz dzięki pestkom moreli”.
– Naprawdę takie książki można kupić w szpitalach?
– Tak! I to w dużych centrach onkologii. Leżą tuż obok odżywczo kompletnie bezwartościowych kremówek czy ptysiów. A ja aż dostaję dreszczy, widząc pacjentów po nie sięgających. Mam wtedy ochotę krzyczeć, żeby omijali je z daleka, bo te niby-cudowne rady mogą ich kosztować życie.
Uważam, że tego typu szkodliwa literatura powinna być w szpitalach zakazana. Kiedy przychodzą do mnie chorzy, którzy naczytali się takich „mądrości” i opowiadają, jakie zmiany w diecie pod ich wpływem wprowadzili, załamuję ręce…
– Co takiego można na przykład wyczytać w tych pozycjach?
– Jedną z najbardziej szkodliwych jest przekazywana w wielu różnych publikacjach informacja, że raka można zagłodzić. Ich autorzy zachęcają chorych do drastycznego ograniczenia posiłków albo zastosowania różnego rodzaju monodiety, na przykład polecają, by jedli same warzywa czy pili tylko soki owocowe. A pacjenci naprawdę w to wierzą i zaczynają te cudowne zasady wprowadzać w życie.
Niestety taki sposób żywienia nie zwalcza komórek nowotworowych. Są one na tyle „sprytne”, że z łatwością dopasowują swój metabolizm do nowych warunków, np. do głodówki żywiciela. Tymczasem głodówki konsekwentnie doprowadzają do wyniszczenia organizmu oraz mogą zmniejszać skuteczność leków onkologicznych. Organizm, który nie otrzymuje potrzebnych składników, nie jest w stanie bronić się przed chorobą. Od jakiegoś czasu modne jest stosowanie niby-leczniczych pestek z moreli.
Pacjenci przychodzą do mnie i pytają, na przykład ile tych pestek powinni dziennie zjadać, żeby zadziałały. Pytam, czy informowali lekarza o tym swoim morelowym eksperymencie. Oczywiście nie, ponieważ nikomu nie przychodzi do głowy, że może okazać się szkodliwy. A może! Pestki z moreli zawierają związek chemiczny, amigdalinę. W ten sposób w organizmie pacjenta, który spożywa je w większych ilościach, gromadzi się piorunująca mieszanka amigdaliny, różnych leków onkologicznych i pożywienia. Może ona wejść w reakcję ze składnikami leków i zaburzyć ich działanie albo w gorszej sytuacji doprowadzić do niewydolności nerek.
Kiedy o tym mówię, otwierają szeroko oczy ze zdziwienia. Inni chorzy uznają, że do tej pory odżywiali się niezdrowo, więc drastycznie zmieniają dietę i przechodzą z dnia na dzień na przykład na weganizm. Zupełnie nie biorą pod uwagę tego, że taka dietetyczna rewolucja działa na ich organizm szokująco.
Jeśli do tej pory żywili się fast foodami, ich układ pokarmowy nie będzie w stanie poradzić sobie z tak dużą ilością warzyw, zwłaszcza strączkowych. Tłumaczę im, że wszystkie zmiany w odżywianiu należy wprowadzać stopniowo, powoli, tak by ciało miało czas na zaadaptowanie się do nowych warunków.
Oczywiście, że powinno się jak najszybciej odstawić śmieciowe jedzenie i zacząć je zastępować pełnowartościowymi posiłkami, ale nie należy popadać przy tym w skrajności.
Jeszcze inni pacjenci chcąc sobie pomóc, zaczynają stosować zasady odżywiania zaczerpnięte z medycyny chińskiej. I wszystko byłoby dobrze, gdyby mieszkali w Chinach i leczyli się w chińskim szpitalu. Ale tutaj, w Polsce, taka filozofia jest nie tylko bezużyteczna, ale może być wręcz szkodliwa i doprowadzić do osłabienia organizmu. Jeśli jestem w szpitalu europejskim i jestem poddawany tutejszej terapii, to powinienem także stosować obowiązujące w tym miejscu zasady żywienia. System leczenia i sposób odżywiania powinny być spójne i wzajemnie się uzupełniać.
Amigdalina – cudowny lek czy oszustwo? Pytamy prof. Annę Brzozowską z SGGW
– Co i jak zatem powinno się jeść, by pomóc sobie w walce z chorobą nowotworową?
– Nie ma jednej uniwersalnej onkodiety, którą mogłabym zalecić wszystkim chorym. To czasami najtrudniej wytłumaczyć osobom, które przychodzą do mnie na pierwszą wizytę i oczekują konkretnego, sprawdzonego jadłospisu antynowotworowego. Tymczasem każdy pacjent ma inne potrzeby. Sposób żywienia trzeba dopasować indywidualnie, m.in. do:
- jego stanu zdrowia
- rodzaju schorzenia
- metody stosowanej terapii onkologicznej
- skutków ubocznych, jakie wywołuje
Inną dietę ułożę dla chorego, który bardzo schudł, jeszcze zanim padła diagnoza, i jest niedożywiony, a inną dla osoby w dobrej kondycji. U tej pierwszej osoby będziemy musieli jak najszybciej uzupełnić niedobory. Bo jeśli będzie miała nieprawidłowe wyniki badań krwi, lekarze mogą się obawiać wprowadzić intensywne leczenie. Być może zaczną je odsuwać w czasie, czekając do chwili, kiedy chory się wzmocni – a wiadomo, że w tej chorobie znaczenie może mieć każdy dzień. Z kolei jeśli pacjent jest w dobrej formie, ale wiemy, że niebawem czeka go poważna operacja, także będzie potrzebował specjalnego odżywienia. Postaramy się dostarczyć mu wartościowych składników, jak gdyby na zapas.
Takich różnic, które muszę wziąć pod uwagę, planując dla kogoś dietę, jest naprawdę dużo. Jest tylko jedna podstawowa zasada, której należy przestrzegać zawsze i u wszystkich pacjentów – powinniśmy zrobić wszystko, żeby podczas leczenia onkologicznego utrzymać masę ciała. W trakcie terapii należy stale kontrolować wagę. Jeśli zacznie się gwałtownie zmieniać, to sygnał, by jak najszybciej skontaktować się z profesjonalistą i zmienić dietę.
– Zazwyczaj chorzy tracą na masie ciała, prawda?
– Tak, rzeczywiście często się to zdarza. Stres związany z postawieniem diagnozy jest tak silny, że wiele osób zupełnie traci apetyt. Czasami wręcz pojawia się jadłowstręt, który może bardzo szybko doprowadzić do poważnych niedoborów. Dodatkowo sama choroba często powoduje przyspieszenie przemiany materii. Całe ciało działa wówczas jak gdyby na zwiększonych obrotach.
Większość rodzajów terapii onkologicznych jest też obciążająca i trudna dla organizmu – chorzy, podczas naświetlania, chemioterapii czy po operacjach, nie są w stanie przyswoić wystarczającej ilości pożywienia, niektórzy mają nudności, wymiotują i chudną (wyjątkiem jest hormonoterapia, podczas której kobiety z rakiem piersi estrogenozależnym najczęściej przybierają na masie ciała).
Utrata kilogramów, jaką obserwujemy, jest bardzo niekorzystna, ponieważ chorzy tracą nie tylko tkankę tłuszczową, ale także bardzo ważną i potrzebną podczas leczenia i późniejszej rehabilitacji – tkankę mięśniową. Moim zadaniem jest więc opracować taki sposób żywienia, który pomimo tych wszystkich poważnych trudności dostarczy choremu niezbędną ilość składników odżywczych. Dzięki temu jego organizm będzie miał, z czego czerpać siły do zwalczania komórek nowotworowych, naprawy zniszczeń i regeneracji.
– Czy jakieś składniki odżywcze są wówczas szczególnie potrzebne choremu?
– Aby masa ciała się nie obniżała, pacjent przede wszystkim powinien otrzymywać wystarczającą ilość makroskładników, a więc: białka, tłuszczów i węglowodanów. Dopiero w drugiej kolejności myślimy o tym, żeby zapewnić mu w diecie witaminy czy składniki mineralne. Innymi słowy: jeśli chory nie toleruje warzyw i owoców, źle się po nich czuje, to nie martwimy się tym w tej chwili – na uzupełnienie witamin przyjdzie czas później. Teraz skupiamy się przede wszystkim na podstawowych potrzebach.
Na przykład zapotrzebowanie na białko wzrasta podczas leczenia onkologicznego nawet dwukrotnie – zdrowa osoba potrzebuje 0,8 g na kg masy ciała, pacjent onkologiczny 1,5 g/kg, a przed operacją nawet 1,6 g/kg (ale uwaga!, przy niewydolności nerek, u osób które nie są dializowane nie wolno zwiększać ilości tego składnika w diecie). Jest ono niezbędne do regeneracji tkanek.
Mówiąc obrazowo – jeśli chemioterapia uszkadza różne miejsca w organizmie, to białko łata te dziury. Jest też potrzebne do tego, żeby transportować niektóre leki onkologiczne i dostarczać je tam, gdzie powinny trafić. Jeśli więc białka jest za mało, rany i oparzenia trudniej się goją, a pewne lekarstwa działają słabiej.
– Jeżeli ktoś nie zna się na teorii dietetyki, to może mieć problem z obliczeniem, ile czego chory potrzebuje na danym etapie…
– Owszem, dlatego tak potrzebna okazuje się pomoc dietetyka, który wszystko obliczy i będzie czuwał, by pacjentowi niczego w diecie nie brakowało. Natomiast chorym i ich opiekunom często powtarzam, że podstawową zasadą, jakiej powinni przestrzegać, jest: jedz tylko wartościowe rzeczy. Każdy kęs ma znaczenie. Wszystko, czego dostarczasz organizmowi, jest w tej chwili dla ciebie superważne, więc sięgaj po produkty zdrowe, jak najmniej przetworzone, z jak najmniejszą ilością chemicznych ulepszaczy.
A więc jeśli jogurt – to naturalny, nie owocowy. W tym owocowym jest co najmniej kilka łyżeczek cukru, dodane zagęstniki i inne ulepszacze. Ale wystarczy naturalny jogurt wymieszać ze zmiksowanymi lub startymi na tarce owocami i otrzymasz pełnowartościowy i pyszny deser bogaty w białko, witaminy, błonnik i bakterie kwasu mlekowego, korzystnie działające na jelita. Zamiast kupować wędlinę w sklepie – warto zerknąć na opakowanie, by przekonać się, ile dodano do niej konserwantów! – można upiec kawałek mięsa z ziołami.
Często widzę przy łóżku chorych dwie drożdżówki i kilka marchewkowych słodzonych soków przecierowych. Są przekonani, że odżywiają się zdrowo. Niestety w tych produktach znajdują się takie ilości cukru i innych bezwartościowych składników, że można je nazwać zapychaczami, bo tylko zapychają żołądek. Po dwóch takich soczkach nie ma się już ochoty na wartościowy posiłek. A podczas choroby nie możemy sobie na to pozwolić!
I proszę nie myśleć, że zdrowe jedzenie musi być nudne czy niesmaczne! Naprawdę można nauczyć się tak komponować posiłki, by były skarbnicą leczniczych składników i jednocześnie były pyszne.
Przepisy na takie dania, wraz z rozpisaną przy każdym z nich tabelą wartości odżywczych, znajdziecie państwo na końcu książki „Siła życia. Podaj dalej”. Zamieszczam też często nowe propozycje posiłków na stronie posilkiwchorobie.pl. Warto z nich skorzystać.
– Rodziny często przynoszą chorym do szpitala domowe jedzenie. Dobrze robią?
– Bardzo dobrze. W niektórych placówkach jest to wręcz niezbędne. Jeśli widzimy, że pacjenci dostają na śniadanie parówki, na obiad makaron, a na kolację pasztetową, to wiadomo, że nie jest to jedzenie, które dostarczy choremu pełnowartościowych składników odżywczych.
Ale przygotowując bliskiej osobie posiłki, warto się zastanowić, czy ma ona w szpitalu dostęp do lodówki i do kuchenki. Jeśli tak, świetnym pomysłem będzie domowa zupa ugotowana na dobrej jakości mięsie (najlepiej ekologicznym), z odpowiednią ilością odżywczych warzyw i kasz. Warto uwzględnić specjalne potrzeby osoby, którą się opiekujemy, i dowiedzieć się, czy są potrawy, których nie może jeść.
Przy niektórych lekach podawanych podczas chemioterapii następuje wtórna nietolerancja laktozy, więc nie powinno się podawać choremu nabiału. Nabiałowa dieta jest również niewskazana przy naświetlaniu jamy brzusznej. Z kolei jeśli chory ma problem z połykaniem, najlepszym pomysłem na posiłek będzie zmiksowana, pożywna zupa. Ewentualnie, jeśli zachodzi taka potrzeba, na przykład przy dysfagii, zupa powinna być dodatkowo zagęszczona. Wystarczy dodać trochę bezwonnego, bezsmakowego zagęstnika w proszku i taką zupę krem łatwiej się będzie choremu jadło.
Natomiast jeśli nie ma on dostępu do sprzętów kuchennych, najlepiej przynieść kanapki albo przywieźć zupę w termosie i podać choremu, dopóki jest ciepła.
Krótko mówiąc, zanim przygotuje się posiłek dla chorego, warto sprawdzić, jakie są warunki w szpitalu, a następnie przedyskutować z nim, jakie ma potrzeby, na co ma ochotę, i uwzględnić jego pragnienia. I – co bardzo, bardzo ważne – nie złośćmy się na bliską osobę, dla której pół nocy gotowaliśmy wymarzoną pomidorówkę, jeśli przełknie zaledwie trzy łyżeczki i odmówi dalszego jedzenia. Wszyscy wiemy, że powinna zjeść więcej, że pożywny posiłek jest jej potrzebny. Dlatego proponujmy, delikatnie nakłaniajmy, ale nie zmuszajmy. Weźmy pod uwagę to, że ona po prostu nie ma siły albo apetytu, i wlewanie w nią kolejnych łyżek nie ma sensu.
Darujmy sobie też komentarze: „Ja tu się tyle namęczyłam, gotowałam, miksowałam, przywiozłam, a ty nie jesz!” albo: „Musisz jeść, bo inaczej nie wyzdrowiejesz!”. Takie płynące z głębi serca, z pewnością powodowane naszą szczerą troską „zachęcanie” niestety może wzbudzić w chorym tylko poczucie winy, wywołać stres i jeszcze bardziej nasilić problemy z odżywianiem.
– W takim razie, co robić, gdy chory nie chce albo nie może zjeść tyle, ile powinien?
– Jeśli pojawiają się pierwsze symptomy niedożywienia (gorsze parametry krwi, utrata masy ciała), a nawet już wówczas, gdy istnieje takie ryzyko (brak apetytu, wymioty, trudności w przełykaniu), warto wraz z lekarzem prowadzącym rozważyć włączenie żywienia specjalnego. Można na przykład zacząć podawać choremu odżywcze Nutridrinki. W małej objętości zawierają maksymalnie dużo skoncentrowanych składników odżywczych. Jeżeli chory nie jest w stanie zjeść tyle białka, ile jest mu potrzebne, może uzupełnić niedobory stosując wysokobiałkowy, specjalistyczny preparat odżywczy. Powinno się go popijać powoli, małymi łykami, przez słomkę lub dodawać do pożywienia.
Jedna butelka zawiera 300 kalorii i aż 18 gramów białka. W przeliczeniu na tradycyjne pożywienie taka ilość białka to np. 6 dużych plastrów szynki albo 4 ugotowane jajka podane z majonezem. Jeżeli zapach będzie dla pacjenta zbyt intensywny, warto Nutridrink przed podaniem schłodzić, wówczas będzie pachniał mniej. U niektórych osób, jest konieczność karmienia przez specjalne zgłębniki (rurki) założone przez nos lub skórę brzucha bezpośrednio do żołądka lub jelita …
Ja wiem, że to nie brzmi szczególnie dobrze i wielu chorych broni się przed takim rozwiązaniem, ale w wielu przypadkach jest to odpowiedni sposób, żeby efektywnie dostarczyć organizmowi wszystkich składników, które są mu niezbędne. Po jakimś czasie rurkę można usunąć, by wzmocniony chory mógł ponownie zacząć jeść to, co lubi, i tak jak lubi tradycyjną drogą. Pamiętajmy, jaki jest cel: trzeba odżywiać się tak, by wzmacniać organizm w walce z chorobą. I tego się trzymajmy.
Ważne!
- Jeśli chory cierpi z poczucia wewnętrznego chłodu, może popijać ciepłą wodę z plasterkami imbiru – taki napój rozgrzewa, pobudza też trawienie.
- W przypadku porannych nudności i wymiotów warto położyć obok łóżka banan lub suchar i zjeść go, jeszcze przed wstaniem z łóżka
- Przy nadwrażliwości na zapachy – lepiej spożywać chłodne posiłki, które mniej pachną. Jeśli to możliwe, warto jeść na dworze.
- W przypadku nudności i wymiotów najlepiej nie jeść posiłków ani bezpośrednio przed, ani tuż po chemioterapii (od tej reguły są wyjątki, warto więc słuchać swojego organizmu).