Strona główna ZdrowiePsychologiaTerapia uzależnień Sceny z życia z DDA, czyli jak traumy z dzieciństwa wpływają na dorosłe życie

Sceny z życia z DDA, czyli jak traumy z dzieciństwa wpływają na dorosłe życie

autor: Maja Nowicka Data publikacji: Data aktualizacji:
Data publikacji: Data aktualizacji:

Trudno narysować jeden spójny portret DDA, dorosłego dziecka alkoholika, i generalizować, jak potoczą się jego losy. Od kilkunastu lat żyję z DDA, mam z nim dwoje dzieci. Naszkicuję więc kilka obrazków z naszej codzienności.

Strona główna ZdrowiePsychologiaTerapia uzależnień Sceny z życia z DDA, czyli jak traumy z dzieciństwa wpływają na dorosłe życie

Syndrom DDA to zespół destrukcyjnych schematów osobowościowych, które zostały utrwalone w dzieciństwie. Dotyka osoby wychowane w rodzinie z problemem alkoholowym. Nieważne, czy alkoholikiem jest matka, czy ojciec albo oboje rodziców – alkoholizm dotyka całą rodzinę, negatywnie oddziałuje także na dzieci, u których w dorosłości może rozwinąć się syndrom DDA. W rodzinie mojego partnera pił ojciec.

Wiedziałam, że wiążę się z facetem, w którego domu jest duży problem alkoholowy. Większy niż w większości polskich domów w czasach PRL-u, kiedy – jak to się często powtarza – pili prawie wszyscy. Skoro wiedziałam, mój partner nie musiał przede mną udawać. Związaliśmy się ze sobą jeszcze jako nastolatkowie, szybko zamieszkaliśmy razem, odcinając się od jego toksycznej rodziny. Pewnie dlatego mój DDA nie jest podręcznikowy. Na szczęście. Ale bagaż emocjonalny, jaki wyniósł z domu, nadal ciąży na naszym życiu, choć minęło już wiele lat. Rozpakowujemy go wspólnie.

Osoby wychowujące się w rodzinach z problemem alkoholowym charakteryzują się specyficznymi cechami, które mogą utrudniać im codzienne funkcjonowanie. Często borykają się z dolegliwościami fizycznymi: bólami o trudnej do ustalenia przyczynie, kołataniem serca, omdleniami, niekontrolowanym drżeniem ciała w sytuacji stresowej. Nie ma leków na objawy DDA, ponieważ nie jest to jednostka chorobowa, nie jest także klasyfikowany jako zaburzenie osobowości.

Scena pierwsza ­– dbanie o własne potrzeby

Wakacyjny wyjazd. Od wielu godzin wędrujemy i zwiedzamy, jedliśmy tylko śniadanie przed wyjściem z hotelu. Dzieci zjadły przekąski, które mieliśmy ze sobą, ale już domagają się porządnego posiłku. Zamawiamy jedzenie w napotkanej restauracji. Mój partner nie chce nic, mówi, że nie jest głodny. W końcu ulega naszym namowom i coś sobie zamawia. Zjada… najszybciej z nas wszystkich. Nie sposób ukryć, że był potwornie głodny. Dlaczego o tym nie powiedział?

Kiedy ojciec pije dzień w dzień, dom ledwo funkcjonuje. Ale mama stara się jakoś trzymać fason przed dziećmi. Pilnuje, by pijany ojciec nie wchodził z dziećmi w dyskusje. Udaje, że ma wszystko pod kontrolą. Ale nie ma. Jest podenerwowana, zapomina o domowych obowiązkach, nie robi zakupów, nie gotuje. A „niewidzialne dziecko” schodzi jej z drogi. Nie mówi, że jest głodne, że czegokolwiek potrzebuje. Nie chce dokładać matce trosk. Próbuje samo w miarę możliwości zaspokajać swoje potrzeby, takie jak głód, albo stara się stopniowo je wypierać, marginalizować. Przecież problemem jest ojciec i zmęczona mama. Jedzenie w takiej sytuacji jest wręcz niestosowne.

Scena nr 2 – dążenie do perfekcji

Trzeba odmalować jedną ścianę w salonie. Trudnością jest dobranie odpowiedniego koloru, bo kiedyś zrobiliśmy własną mieszankę na zamówienie. Mój partner na próbę kupuje małą puszkę farby. Dla mnie pierwsze maźnięcia wydają się OK. Nawet jeśli nie jest to idealnie ten sam odcień, co na innych ścianach w salonie, jestem w stanie zaakceptować subtelne różnice. Mój mężczyzna – nie. Jedzie do sklepu po kolejną farbę. Znowu porównuje, tym razem maluje większą przestrzeń. Daje sobie czas, czeka, aż farba wyschnie. Mnie się podoba, malarzowi – nie. Znowu jedzie do sklepu. Wraca z wiaderkiem farby, folią malarską. Przesuwa meble, zabezpiecza kanapę, robi to, czego chcieliśmy uniknąć, bo przecież nie ma potrzeby malowania całego pokoju. On jest jednak innego zdania. Nawet widząc moje niezadowolenie, skupia się na swoim zadaniu, maluje do późnej nocy. Rano oczekuje pochwał za pracę, jaką wykonał.

Kiedy do domu wtacza się pijany ojciec, wszystko leży na miejscu, jest porządek. Gdyby tak nie było, ojciec mojego partnera wszcząłby karczemną awanturę pod byle pretekstem, choćby źle ułożonych poduch na kanapie. W mieszkaniu ma być porządek, choć w głowach wszystkich członków rodziny panuje totalny chaos. Dlatego DDA zwykle jest perfekcjonistą, pracuje na sto procent, nie stosuje półśrodków. Zależy mu na efekcie „wow” i pochwałach. Łudzi się, że dzięki temu uniknie kłopotów, a nawet że zostanie zauważony, że zdetronizuje króla – pijaka i będzie w centrum uwagi całej rodziny.

Scena nr 3 – poczucie własnej wartości

Oferta pracy, którą otrzymuje mój partner, jest jakby skrojona pod niego. Zaproponowano mu dość wysokie stanowisko. Ktoś inny pewnie szybko podpisałby umowę, mój facet nieśmiało ją rozważa. Widzę, że się boi. Zresztą szybko zaczyna mówić o tym głośno: „Przecież nie dam rady, zawiodę ich”. Dołączają do tego inne obawy: „Są inni, mocniejsi ode mnie. Ustąpię im miejsca, zanim sam się skompromituję”.

Mój DDA przez lata musiał codziennie unikać kłopotów i nie wchodzić w żadne interakcje z pijanym ojcem. To był klucz do przetrwania, przecież tylko tak dało się żyć. Nie sposób było wyciągnąć ojca z nałogu. Na tym polu zaliczona pełna porażka. Dlatego dziś ma wdrukowane przekonanie: „nie poradzę sobie”, „są lepsi ode mnie”. Stąd brak pewności siebie.

Poza tym ojciec, który w życiu syna zwykle pełni szczególną rolę, nigdy go nie pochwalił. Skąd więc mój partner miałby mieć wiarę w siebie? Ma poczucie niskiej wartości wynikające z tego, że był odrzucony przez ojca. Nigdy nie był dla niego ważny. Najważniejsza była wódka.

Scena 4 – dotrzymane obietnice

Niedzielne popołudnie. Dzieciakom przypomina się, że od jakiegoś czasu w kinie grają film, o którym mówią rówieśnicy i na który mieliśmy pójść całą rodziną. Ale dopiero wróciliśmy z wakacji, bagaże jeszcze stoją nierozpakowane, a kolejnego dnia trzeba iść do pracy. Padają jednak zdania, z którymi mój partner nie będzie dyskutował: „Tato, mówiłeś, że pójdziesz z nami do kina. W tygodniu nie będzie kiedy, chodźmy dziś. Obiecałeś…”. To ostatnie słowo działa jak zaklęcie. Godzinę później siedzimy przed wielkim ekranem. Po powrocie nie wiemy, w co ręce włożyć, i kładziemy się spać dopiero o świcie.

Ileż to razy słyszałam deklaracje: „Nie będę taki jak mój ojciec”, „Wszystko będę robił inaczej. Jestem przeciwieństwem mojego ojca”. Mąż dowiódł tego, gdy urodziły się dzieci. Syn pyta: „Tato, pojedziemy jutro do parku linowego?”, córka prosi: „Zawieziesz mnie, tato, w weekend do stadniny?”. Gdy pada odpowiedź „tak”, nic, nawet silna migrena czy deadline ważnego zlecenia, nie staną na przeszkodzie w realizacji zobowiązania. Bo przecież „tata obiecał”, a to najważniejsze. Wszyscy w domu znamy opowieść mojego partnera o tym, jak jego ojciec, zarówno po pijaku, jak i na trzeźwo, obiecywał swoim dzieciom, że w wakacje pojadą do zoo w Warszawie… A to ja zabrałam go do zoo w Warszawie, na pierwszym roku studiów, gdy przyjechał do mnie w odwiedziny.

Scena 5 – ratowanie świata

Dzień jak co dzień. Dostaję SMS-a: „Będę później, muszę pomóc koledze w przeprowadzce”. Odbieram telefon: „W weekend jednak nie odpoczywamy na działce. Przyjdą do nas Kowalscy. Muszę wytłumaczyć im, jak założyć działalność gospodarczą”. Albo widzę przez okno, jak mój facet pomaga sąsiadowi zmienić koło, choć ma na sobie eleganckie ubranie, w którym był w pracy. Takie sytuacje, w których mój partner rezygnuje ze swoich planów, bo ktoś poprosił go o pomoc, mogę wymieniać bez końca…

DDA chce pomagać wszystkim, nawet kosztem siebie. Może to być pokłosie ciągłego poczucia winy („Tata mówi, że pije przez nas, bo my sprawiamy mu kłopot, ciągle czegoś od niego chcemy”) oraz wstydu („Zataczający się ojciec znowu zagadywał na podwórku moich kolegów. Nikt nie rozumiał, co on bełkocze”). To tak, jakby w dorosłości chciał naprawić całe zło świata, poczuć się jak bohater bez poczucia winy („Uratowałem sytuację”) i wstydu („Zobaczcie, jakim jestem wartościowym człowiekiem”).

Jest druga strona medalu. Mój partner nigdy się nie żali, na nic się nie skarży. Udowadnia, że w każdej sytuacji sobie poradzi. Współczuje wszystkim, tylko nie sobie. Ta tendencja do nadmiernej odpowiedzialności za inne osoby skutkuje tym, że zapomina o swoim zdrowiu, bagatelizuje wczesne objawy chorób i w efekcie ląduje… na stole operacyjnym, ku zdziwieniu nas wszystkich: „Jak to się stało, że tata jest w szpitalu? Wczoraj był zdrowy!”.

https://naturalnieozdrowiu.pl/czy-osoba-niepijaca-jest-trendy-czy-uchodzi-za-dziwaka-dlaczego-trzeba-sie-tlumaczyc-gdy-nie-pijemy-alkoholu/

Dzieci w rodzinach alkoholików

Dzieci dorastające w otoczeniu z problemem alkoholowym na co dzień doświadczają strachu, lęku, poczucia zagrożenia, osamotnienia, wstydu. Nie oznacza to jednak wyłącznie deficytów. Niektóre cechy nabyte w domu mogą zostać pozytywnie wykorzystane w dorosłości.

Aby zaadaptować się do życia w rodzinie z problemem alkoholowym, dzieci przyjmują pewne role:

  • Dziecko bohater

W tę rolę najczęściej wchodzi najstarsze dziecko w rodzinie. Czuje się odpowiedzialne za wszystkich członków rodziny, zajmuje się rodzeństwem, broni trzeźwego rodzica. Często rezygnuje z własnych potrzeb, by pomóc bliskim. Udowadnia trzeźwemu rodzicowi, że sobie poradzi, więc nie trzeba się o niego martwić (wystarczającym powodem do zmartwień jest alkoholik). Przynosi dobre oceny ze szkoły, nie sprawia problemów wychowawczych. We wszystkim musi być najlepszy, żeby zyskiwać pochwały. Często ku zdziwieniu otoczenia, które wie, że w rodzinie jest problem alkoholowy, dziecko „wychodzi na ludzi”.

  • Dziecko kozioł ofiarny

To zwykle młodsze dziecko. Żyje w przekonaniu, że jest kimś gorszym, i w zasadzie daje powody, by inni tak o nim mówili. Buntuje się, zwraca na siebie uwagę poprzez negatywne zachowania („Skoro uważacie, że to przeze mnie, pokażę wam, że macie rację!”). Jest wytykane palcem, obwiniane za wszystkie problemy, poniżane przez rodziców. W dorosłości łatwo się uzależnia, ma predyspozycje do zachowań ryzykownych.

  • Dziecko maskotka

Nazywane jest błaznem rodzinnym. Robi żarty i wygłupia się, czym zwraca uwagę innych, umożliwia rozładowanie napięcia i odwraca uwagę od poważnych problemów. Dba, by w domu nie było smutno, lecz „normalnie”. Podobnie jak dziecko bohater nie zajmuje się sobą, lecz troszczy się o dobro innych. W głębi duszy jest świadome sytuacji, przestraszone i zestresowane.

  • Niewidzialne dziecko / zapomniane dziecko

Sprawia wrażenie, jakby żyło we własnym świecie, w którym o niczym się nie rozmawia, niczego się nie czuje, nikomu się nie ufa. Izoluje się od innych. W dorosłości ma duży deficyt umiejętności społecznych.

Piętno alkoholizmu

Doświadczenia z dzieciństwa mocno odbijają się na psychice DDA, wpływają na kształtowanie osobowości i nie dają o sobie zapomnieć nawet po latach. To mocno ciąży na moim DDA. Nauczył się, że:

– Nie warto się emocjonować.

Ile łez wylewają matka i dzieci, prosząc ojca, by przestał pić? Nieważne, bo to i tak nie przynosi oczekiwanego efektu. Po co więc się angażować? Zamiast rozpaczać czy się złościć, lepiej milczeć. A gdy dzieje się coś złego – uciekać i unikać konfrontacji. Najlepiej zniknąć, zamknąć się w sobie. To dlatego w dorosłości umie już trzymać nerwy na wodzy, tłumić negatywne emocje.

– Święta Bożego Narodzenia to najgorszy okres w roku.

Dla jednych święta są czasem rodzinnych spotkań przy stole, dla innych kilkoma dniami odpoczynku od pracy. Dla mojego partnera niegdyś były dniami kojarzącymi się z ogromnym stresem. Kiedy tata wróci z pracy? Czy zdąży na kolację wigilijną, którą od rana szykują z mamą? A jeśli zdąży, to czy będzie pijany (albo jak bardzo pijany)? Czy da radę podzielić się opłatkiem, wysiedzieć przy stole, cieszyć się prezentami zgromadzonymi pod choinką?

– Czas ma znaczenie

Mój DDA szybciej niż rówieśnicy nauczył się, jak działa zegarek, ponieważ to on wyznaczał rytm dnia rodziny. Wiele zależało od tego, o której godzinie ojciec wracał z pracy. Jeśli nie pojawiał się w domu o 16, to znaczyło, że po skończeniu pracy o 15 poszedł z kolegami się napić. Wracał o 18? Był już wstawiony, garnął się do rozmów z dziećmi, lepiej więc było wyjść wtedy z domu, choćby na podwórko. Pojawiał się po 20? Zwykle przyjeżdżał taksówką albo ktoś go podwoził. Wtaczał się do domu, zasypiał na kanapie. Gdy mama próbowała go umoralniać, nie zwracał na nią uwagi albo – gorzej – odpowiadał jej i zaczynała się awantura. Wtedy też lepiej było wyjść z domu, choć pora późna. Najlepiej chyba było wtedy, gdy ojciec wracał po 22, gdy oboje z siostrą już spali. I tak codziennie – planowanie działań według zegarka.

Źródła:

  1. Jucewicz, A., Kicińska, M. (2021). Dom w butelce. Rozmowy z dorosłymi dziećmi alkoholików. Warszawa: Wydawnictwo Agora
  2. Prewęcka, K., Woronowicz, B. (2014). Dasz radę! O pokonywaniu uzależnień. Warszawa: Prószyński i S-ka.
  3. Nowak, A., Sekielski, M. (2021). Ogarnij się, czyli jak wychodziliśmy z szamba. Poznań: Dom Wydawniczy Rebis.
  4. Grisel, J. (2020). Nigdy dość. Mózg a uzależnienia. Poznań: Dom Wydawniczy Rebis.
Czy ten artykuł był pomocny?
TakNie

Podobne artykuły