Zdaniem psychologów więzi międzyludzkie, podobnie jak tlen, jedzenie czy woda, są człowiekowi niezbędne do życia. Przyjaźń ma ogromny wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne. Ale, choć więzi są główną wartością naszego gatunku, nie są podstawą współczesnego, zachodniego społeczeństwa. Z analiz wynika, że ludzie żyjący na początku XXI wieku mają średnio o czterech przyjaciół mniej niż dorośli na początku lat 80. zeszłego wieku, a 53 proc. Polaków doświadcza poczucia samotności.
Spis treści
Jak przyjaźń zmienia nasze życie?
Znaczenie przyjaźni w życiu człowieka jest równie istotne, co niedoceniane, ponieważ umniejszamy jej rolę na rzecz romantycznej miłości. Tymczasem, kiedy w XV wieku włoski uczony Marsilio Ficino ukuł termin „miłość platoniczna”, wyrażenie to odzwierciedlało wizję Platona miłości potężnej, czystej, wykraczającej poza fizyczność. Przyjaciele w odróżnieniu od współmałżonków nie obarczają nas niemożliwymi do spełnienia oczekiwaniami, że będziemy dla nich wszystkim: najlepszą towarzyszką życia, kochanką, zaufaną powierniczką, emocjonalnym wsparciem, partnerem intelektualnym… W przeciwieństwie do rodziców nie wymagają od nas, abyśmy sprostali ich nadziejom i pragnieniem. I w odróżnieniu od więzi z dziećmi nie dźwigamy na barkach obowiązku zaspokojenia wszystkich potrzeb życiowych naszych przyjaciół.
Nie dziwi więc, że jedno z badań wykazało, że spędzanie czasu z przyjaciółmi wywołuje poczucie większego szczęścia, niż przebywanie z najbliższymi członkami rodziny. Badacze tłumaczą to tym, że w obecności partnera czy dzieci wykonujemy najczęściej czynności prozaiczne, takie jak sprzątanie, zmywanie naczyń czy płacenie rachunków, natomiast z przyjaciółmi po prostu dobrze się bawimy. Przyjaźń dosłownie ratuje od monotonii codzienności.
Głównym źródłem radości jest jednak to, że w żaden sposób nas ona nie ogranicza. „Przyjaciół można mieć wielu, podczas gdy inne podstawowe relacje są zamknięte”, zauważa dr Marisa G. Franco. Współczesna nauka dostarcza wielu dowodów na niezwykłą moc przyjaźni. Z badań wynika, że posiadanie kogoś, komu można się zwierzyć, jest najsilniejszym czynnikiem zapobiegającym depresji, tępi kły życiowym niepowodzeniom, wydłuża życie i jest jednym z najważniejszych wyznaczników szczęścia. Przyjaźń uwalnia od wstydu, daje poczucie akceptacji, uczy empatii, pozwala poczuć się w pełni sobą i jest potężnym bodźcem do samorozwoju. Problem polega na tym, że coraz rzadziej korzystamy z tych dobrodziejstw.
Przyjaźń w czasach samotności
Brak zaufanej osoby działa na nas podobnie jak wypalanie piętnastu papierosów dziennie. Tytoń na szczęście powoli staje się passé, ale samotność ma się coraz lepiej. „The Economist” nazwał ją trądem XXI wieku. Żyjemy w społeczeństwie, w którym akceptowane jest odwoływanie udziału w wydarzeniach zaplanowanych z przyjaciółmi ze względu na pracę, ale nie odwrotnie. Stworzyliśmy świat, w którym rezygnacja z awansu po to, by mieć czas dla ludzi, których się kocha, uważana jest za zmarnowany potencjał. A zarobione pieniądze przeznaczamy na kupowanie posesji, które szczelnie ogradzamy, co prowadzi do coraz większej izolacji.
Przyjaciół odbierających nas z lotniska zastąpili kierowcy Ubera, a spotkania z drugim człowiekiem wymieniliśmy na aktywność w mediach społecznościowych. Żyjemy w erze rozproszenia – w efekcie stajemy się coraz bardziej nieprzystępni, a to odbija się na jakości przyjacielskich więzi. Jak podaje dr Franco, obecnie jest trzy razy więcej samotnych ludzi niż 20 lat temu. I zauważa, że dawniej, gdy całe życie upływało w tej samej społeczności, przyjaźń pojawiała się naturalnie, ale we współczesnym dynamicznym, mobilnym, technologicznym świecie to już tak nie działa. „Jeśli chcemy zdobyć i utrzymać przyjaciół, musimy płynąć pod prąd fali rozłączenia, która jest coraz wyższa” – pisze.
Jak sprawić, by nieznajomi stali się przyjaciółmi?
W prasie, książkach i internecie znajduje się wiele porad dotyczących tego, jak znaleźć przyjaciół. Większość z nich sugeruje, by przyłączyć się do jakiejś grupy lub znaleźć sobie hobby. „Ale ta rada niewiele daje, bo nikt nie wspomina o tym, że jej realizacja wymaga zmierzenia się z lękami społecznymi oraz obawami przed odrzuceniem, otwarciem się na bliskość i zrujnowaniem poczucia własnej wartości. Aby zdobyć przyjaciół, musimy wykonać głębszą pracę – zaakceptować to, jacy jesteśmy i jak kochamy. Nasze przyjaźnie nie są bowiem zbiegiem okoliczności, ale odzwierciedlają nasz charakter i zdolność do kształtowania w sobie cech wzmacniających przyjaźń” – pisze ekspertka i w swojej książce wyraża przekonanie, że z natury wszyscy jesteśmy kochający i opiekuńczy. Zawdzięczamy to neuronom lustrzanym w mózgu, które sprawiają, że doświadczenia innych odbieramy jak własne. To dlatego dzieci płaczą, słysząc płacz innych maluchów.
Zdaniem dr Franco oznacza to, że mamy wrodzone predyspozycje do nawiązywania przyjaźni. Z wiekiem jednak popadamy w swoistą amnezję i zapominamy, jaki wpływ wywarli na nas przyjaciele. Udajemy, że normalnym etapem dorastania jest wyzbycie się przyjaźni i skupienie się na związkach, które są naprawdę ważne. Tymczasem nawiązywanie przyjacielskich relacji bywa trudne już w szkole średniej czy na studiach, a w dorosłym życiu wielu osobom wydaje się to wręcz niewykonalne. Bo gdzie można poznać ludzi, kiedy non stop próbuje się pogodzić życie zawodowe z rodzinnym? I jak to zrobić, gdy tak bardzo wypadliśmy z wprawy, że nie potrafimy się odnaleźć w nowej grupie? Dr Marisa G. Franco przeanalizowała setki badań naukowych dotyczących przyjaźni i na ich podstawie sformułowała kilka porad.
Określ swój styl przywiązania
Style przywiązania kształtują się we wczesnych relacjach z opiekunami, choć jak wynika z najnowszych badań, pewną rolę odgrywają również geny i inne więzi międzyludzkie. „Przywiązanie wpływa na to, co wnioskujemy z niejednoznaczności, których pełne są nasze związki z innymi ludźmi. To przeczucie powstaje nie na podstawie chłodnej oceny wydarzeń, ale przez nakładanie się przeszłości na teraźniejszość. Większość z nas tego jednak nie dostrzega, ponieważ nasze wyobrażenia wynikające ze stylu przywiązania traktujemy jak rzeczywistość. A tymczasem to właśnie one bardzo często przeszkadzają nam w budowaniu więzi – wyjaśnia dr Franco, która w swojej książce omawia trzy główne style nawiązywania relacji.
- Bezpieczny styl przywiązania charakteryzuje ludzi z poczuciem bezpieczeństwa, którzy zakładają, że są godni miłości i wierzą, że otrzymają ją od innych. To przekonanie staje się nieświadomym szablonem, który stosują we wszystkich relacjach. Zakładają dobrą wolę innych, są otwarci, proszą o to, czego potrzebują, wspierają innych, wierzą w to, że są lubiani, a takie cechy chronią przyjaźń.
- Niepewny styl przywiązania, zwany również lękowym, wiąże się ze strachem przed porzuceniem. Tacy ludzie kurczowo trzymają się drugiej osoby, są nadmiernie ofiarni, chcą dogodzić innym, zbyt szybko dążą do bliskości i są skoncentrowani na poszukiwaniu poczucia bezpieczeństwa.
- Unikowy styl przywiązania, jak sama nazwa wskazuje, wiąże się z unikaniem przywiązania z obawy przed porzuceniem. Osoby takie trzymają więc innych na dystans. Bliska więź wzbudza w nich bowiem obawę, że mogą zostać zranieni. Odpychają więc ludzi, unikają otwartości i szybko wycofują się ze związków.
Zrozumienie swojego stylu przywiązania jest istotne nie dlatego, żebyśmy mogli się winić lub usprawiedliwiać tendencyjnymi interpretacjami, ale dlatego, byśmy mogli lepiej zrozumieć siebie i tworzyć głębokie więzi z innymi ludźmi. „Określenie, jak twoje przywiązanie wpływa na twój stosunek do innych, może przynieść nową nadzieję i wytyczyć drogę naprzód” – przekonuje ekspertka.
Wykaż inicjatywę
W dorosłym życiu przyjaźń rzadko rodzi się naturalnie. Trzeba wychodzić do świata i nieustannie próbować. To brzmi jak banał, ale wiara w to, że przyjaźń wymaga wysiłku, prowadzi do większego zaangażowania w podtrzymywanie więzi międzyludzkich, uważa ekspertka. „Aby zdobyć przyjaciół, musisz wyjść z inicjatywą, ale dobra wiadomość jest taka, że możesz wybrać, jaka to będzie inicjatywa” – uspokaja dr Franco. Może nie w twoim stylu jest chodzenie na imprezy, morsowanie czy dziesięciokilometrowe wycieczki z klubem cyklistów, ale jest jeszcze wiele innych opcji. Możesz zapisać się do klubu fitness, na jakiś kurs albo zaangażować się w działalność fundacji, która cię pasjonuje.
„Jedną z przyjaznych introwertykom strategii jest dotarcie do starych przyjaciół w celu ponownego nawiązania kontaktu. Inicjatywą może być nawet zaproszenie na kawę koleżanki lub kolegi z pracy, których towarzystwo lubisz, ale jeszcze nie mieliście okazji się spotkać poza miejscem pracy. A czasem wystarczy powiedzieć „dzień dobry” sąsiadowi. Jedno przywitanie może zdecydować o tym, że znajdziesz przyjaciela i przestaniesz być samotny” – przekonuje dr Franco i uprzedza, że kiedy wychodzimy do ludzi, a mimo to nie udaje nam się nawiązać nowych znajomości, nie oznacza to wcale, że jesteśmy beznadziejni albo coś robimy nie tak. „Jako psycholog zachęcam pacjentów, by nagradzali się za sam proces, a nie jego wynik. Za każdym razem, kiedy wychodzisz z inicjatywą, zdobywasz nową umiejętność w budowaniu więzi w dorosłym życiu” – pisze ekspertka.
Pamiętaj, że miłość to nie wszystko
Przekonanie, że do szczęścia potrzebny jest nam przede wszystkim romantyczny związek, prowadzi do zaniedbywania przyjaźni, a nawet celowego unikania przyjaciół, aby więcej czasu spędzać z partnerem lub partnerką. „Stawianie związków romantycznych ponad przyjaźniami jest typowe dla naszego kręgu kulturowego. Aby przyjaźń odzyskała należne jej miejsce, musimy się uwolnić od tego fałszywego kulturowego przekazu” – przekonuje ekspertka. Warto – dla dobra wszystkich. Z przytoczonych w książce badań wynika, że ludzie lepiej znoszą negatywne wydarzenia w związkach romantycznych, gdy mają przyjaciół. A utrzymywanie przyjaźni pozytywnie wpływa na relację z partnerem lub partnerką, ponieważ nie są oni przytłoczeni świadomością, że muszą zapewnić nam całkowite spełnienie.
Zakładaj, że ludzie cię lubią
„Jeśli kocham siebie, myślę, że świat należy do mnie. Jeśli siebie nie kocham, uważam, że świat jest okrutny i bezlitosny. W jednym i drugim przypadku świat jest taki sam, różni się tylko to, jak ja go postrzegam” – zauważa psycholożka. Ten mechanizm jest o tyle niebezpieczny, że przyjaciół najbardziej potrzebują ludzie, którzy czują się ze sobą źle, bo mają tendencję do największego defetyzmu. Badania sugerują, że oczekując odrzucenia, uruchamiamy samospełniającą się przepowiednię, bo sami stajemy się tymi, którzy odrzucają, czyli ludźmi wrogimi, zazdrosnymi lub wycofanymi. A przecież w przyjaźniach często pojawia się niepewność, bo rzadko ludzie mówią nam wprost, czy nas lubią, czy też nie. Dlatego nasze wyobrażenia na ten temat odgrywają ważniejszą rolę niż to, co rzeczywiście czują inni.
Skoro już mamy tego świadomość, możemy wpływać na nasze myśli i obawy, przyjmując założenie, że ludzie nas lubią. Chcemy zaprosić kogoś na kawę? Załóżmy, że będzie chciał się wybrać. Kusi nas, by zapytać znajomego z pracy, czy chciałby nas odwiedzić? Załóżmy, że się z tego ucieszy. Takie podejście sprawia, że wyjście z inicjatywą nie będzie już takie straszne. A poza tym z badań wynika, że kiedy zakładamy, że inni będą nas lubić, nie tylko częściej spotykamy się z akceptacją i życzliwym podejściem, ale także bardziej realnie oceniamy sytuację.
W 2018 roku Erica J. Boothby, wówczas badaczka z tytułem doktora na Cornell University, przeprowadziła eksperyment, podczas którego ludzie wchodzili w interakcje w różnych okolicznościach (w akademiku, w laboratorium, na warsztatach). Następnie uczestnicy interakcji byli pytani, jak bardzo się lubią. We wszystkich tych sytuacjach ludzie wykazywali coś, co naukowcy nazwali liking gap – systematycznie nie doceniali tego, jak bardzo partnerzy darzą ich sympatią. Zakładając więc, że inni nas lubią, korygujemy naszą tendencję do niedoceniania siebie. „Jeśli czujesz się niepewnie i masz wrażenie, że jesteś nieprzystosowana do grupy, pamiętaj, że takie poczucie to nie to samo, co rzeczywiste nieprzystosowanie. Prawda jest taka, że twoja społeczna nieporadność najbardziej przeszkadza tobie samemu. Inni są zbyt zajęci własną nieporadnością” – pisze dr Franco.
Nie unikaj ludzi
Unikanie jawne ma miejsce wtedy, gdy ludzie nie pojawiają się na spotkaniach, ponieważ czują się zbyt skrępowani. Ta strategia ma jednak swoje towarzyskie konsekwencje, ponieważ, kiedy ignorujemy zaproszenia, możemy ich więcej nie otrzymać. Ludzie nie wiedzą, z czym się zmagamy, mogą więc pomyśleć, że po prostu nie mamy ochoty się z nimi spotykać i przestaną nam się narzucać. Ale dr Franco opisuje także unikanie ukryte, które z kolei polega na tym, że człowiek pojawia się fizycznie, ale jest nieobecny duchem. Przychodzimy na spotkanie, ale się w nie nie angażujemy, unikamy kontaktu wzrokowego z innymi ludźmi, zdawkowo odpowiadamy na zadane przez nich pytania, patrzymy w telefon albo głaszczemy psa. Jeśli chcemy znaleźć bratnią duszę, musimy przestać unikać ludzi zarówno jawnie, jak i w zamaskowany sposób. Nie wystarczy bywać, trzeba jeszcze być obecnym, zaangażowanym, opowiedzieć coś o sobie i zainteresować się życiem innych.
„Najważniejsze jest to, by dostrzegać w sobie zachowania unikowe. Możesz mieć złudne wrażenie, że one chronią cię przed krytyką, ale w rzeczywistości odpychają od ciebie ludzi” – przekonuje ekspertka. I radzi: „Kiedy następnym razem wybierzesz się na imprezę, nie stój jak kołek, zagadaj do ludzi. Kiedy przychodzisz do nowej pracy, pozdrów współpracowników. Kiedy wybierasz się do miejsca kultu, bądź wcześniej, aby przywitać się z innymi. A kiedy poznajesz innych ludzi, zadawaj im pytania i okazuj zainteresowanie. (…) Kiedy przestaniesz unikać tego, czego się boisz, lęk w końcu pierzchnie. Konsekwentne unikanie natomiast krystalizuje strach”.
Wykorzystaj efekt czystej ekspozycji
Polega on na tym, że poprzez ciągłą ekspozycję na czyjąś obecność zaczynamy lubić tę osobę. W przytoczonym przez dr Franco badaniu przeprowadzonym na Uniwersytecie w Pittsburghu eksperymentator wybrał czterech nieznajomych, którzy mieli pojawiać się na wykładach z psychologii. Jeden był obecny na piętnastu wykładach, drugi na dziesięciu, trzeci na pięciu, a ostatni nie pojawił się na żadnym. Nieznajomi nie wchodzili z nikim w interakcje, a mimo to studenci zgłaszali, że najbardziej lubią tego, który uczestniczył w największej liczbie zajęć. Co ciekawe, studenci nawet nie zorientowali się, że któryś z nieznajomych był obecny na ich zajęciach, co dowodzi, że efekt czystej ekspozycji zachodzi nieświadomie. W praktyce oznacza to, że prawdopodobnie będziemy utrzymywać więzi z ludźmi, którzy często znajdują się blisko nas. Badacze nazywają to także „bliskością w czasie i przestrzeni”.
Jak wykorzystać ten efekt w życiu codziennym? Na przykład przyłączając się do wydarzeń społecznych, które mają charakter cykliczny, a nie jednorazowy. Zamiast weekendowych warsztatów, lepiej zainwestować w roczny kurs. Ale na początek dobrze przyjrzeć się osobom, które najczęściej spotykamy na co dzień: sąsiadom, współpracownikom, znajomym z grupy. Może warto wykazać się inicjatywą, zagadać i lepiej ich poznać? Luźne interakcje mogą stać się fundamentem przyjaźni, natomiast sama ekspozycja nie wystarczy, by stworzyć zażyłą relację. Dr Franco podpowiada, że rozmowę z nieznajomymi można zainicjować, stosując metodę spostrzeżenia i pytania, opracowaną przez Davida Hoffelda. Polega ona na prostym podzieleniu się stwierdzeniem lub spostrzeżeniem i zadaniu pytania w celu kontynuacji rozmowy, np. „Ten napój jest taki smaczny. Twój też jest dobry?”.
Nie bój się wrażliwości
Wrażliwość, czy też gotowość do odsłonięcia się, polega na dzieleniu się naszym prawdziwym „ja” mimo obaw, że możemy spotkać się z odrzuceniem. Wstyd jest poczuciem, że z powodu naszych sekretów nie jesteśmy godni kontaktu z ludźmi, dlatego decydując się na otwartość, czujemy, że stawką są nie tylko nasze sekrety, ale wręcz cała nasza istota. O tym, na punkcie czego jesteśmy wrażliwi, decyduje nasza psychika, kultura i przeszłość. To, co porusza jednego, drugiemu może być całkowicie obojętne. „Zrozumienie wrażliwości innych i wyczulenie na nią jest kluczem do rozwijania i pogłębiania przyjaźni. A brak tych cech może zaprzepaścić więzi” – pisze dr Franco.
Ale sugeruje także, by stopniować otwartość. Jeśli czujemy się bardzo niepewnie, zwracajmy się na początku tylko do zaufanych osób, po rozmowie z którymi poczujemy się silniejsi. Dzięki temu, kiedy później zwrócimy się do znajomego, którego reakcji nie jesteśmy jeszcze pewni, ewentualne odrzucenie nie zaboli nas tak bardzo. Dowiemy się natomiast, czy jest to człowiek, na którego możemy liczyć w przyszłości.
Nie myl autentyczności z obroną
Ludzie, odwołując się do postępowania w zgodzie ze swoim prawdziwym „ja”, często usprawiedliwiają swoje destrukcyjne zachowania. Tak na przykład postępuje człowiek, który mówi znajomemu, że beznadziejnie wygląda i uzasadnia tę wypowiedź swoją szczerością. Tymczasem, zdaniem dr Franco, nie ma to nic wspólnego z autentycznością. Z przeprowadzonych przez nią analiz wielu badań wynika, że autentyczność to stan świadomości, którego doświadczamy, gdy nie jesteśmy atakowani przez nasze mechanizmy obronne. Tryb samoobrony nie sprzyja relacjom, ponieważ znajdując się w nim, myślimy głównie o sobie, a nie o drugim człowieku. Jesteśmy prawdziwi, gdy nie ulegamy bodźcom, gdy możemy podejmować celowe, a nie reaktywne decyzje w kwestii tego, jak chcemy się pokazać innym. Autentyczne „ja” nie jest więc naszym powszednim „ja”. Dopiero po wykluczeniu mechanizmów obronnych uzyskujemy dostęp do najwyższego poziomu „ja”, a nie tego pierwotnego, które reaguje na bodźce.
Zamiast więc na siłę przypochlebiać się innym albo bombardować ich źle pojmowaną szczerością, lepiej wykonać wewnętrzną pracę nad budowaniem bezpieczeństwa. A wtedy serdeczność będzie z nas wypływała w sposób naturalny. Niektórzy mogą bać się rezygnacji z mechanizmów obronnych, bo wydaje im się, że wtedy będą kompletnie bezbronni i zostaną wykorzystani. Ale rezygnacja z mechanizmów obronnych nie polega na tym, by ustępować innym kosztem siebie. „Kiedy jesteśmy autentyczni, nadal możemy rozwiązywać sporne kwestie, ale robimy to świadomie i nie warczymy na innych niczym osaczony pies” – wyjaśnia ekspertka.
Ćwicz uważność, unikaj projekcji
Mamy tendencję do tego, aby zakładać, że nasze uczucia nie są odzwierciedleniem stanu naszej psychiki, lecz mówią coś na temat osoby, która je wywołała. To mechanizm obronny, któremu wielokrotnie uległa również autorka książki Przyjaźń w czasach samotności. Swoje doświadczenia opisuje tak: „Na wakacjach z bliską przyjaciółką poświęcam godzinę na wypakowanie bagaży, podczas gdy ona przesiaduje na balkonie, wpatrując się w ocean. Ja czuję się przepracowana, więc ona jest leniwa. Albo współlokatorka mówi mi: pozmywaj naczynia. Czuję się potraktowana z góry, a więc ona musi być protekcjonalna”. Brzmi znajomo? Tak projekcja miesza nasze uczucia z oceną drugiej osoby. Co zrobić w takiej sytuacji? Ekspertka radzi, by skupić się na uważności. Zatrzymać się, odetchnąć głęboko i zajrzeć w głąb ciała. Z emocjami jest jak z zachciankami – kiedy je poczujemy, nie musimy na nie reagować. Skupienie się na tym, jak te emocje odczuwa nasze ciało, wyostrzy samoświadomość i pozwoli na uspokojenie.
Rozsądnie dawkuj ofiarność
Wydaje się, że aby zdobyć przyjaciół, trzeba być ofiarnym. Ale poświęcanie się dla innych bywa pociągające także dlatego, że w ten sposób uciekamy od własnych problemów. Jesteśmy tak zajęci innymi, że zapominamy o ciężarze bycia sobą, co oczywiście nie rozwiązuje naszych bolączek, ale sprawia, że na jakiś czas stają się one niewidoczne. Osoba, która się poświęca, może rozwiązać swoje problemy jedynie poprzez zrozumienie, od czego próbuje uciec za pomocą ofiarności. Dlatego dr Franco radzi, by przyjrzeć się swoim motywom.
Dajemy dlatego, że kochamy i chcemy to okazać innym? A może dlatego, że ktoś nas nie kocha i chcemy to zmienić? Bezrefleksyjne poświęcanie się nie wybawi nas od kłopotów, tylko je skomplikuje. Nawet jeśli zapewnia chwilowe wzloty, prowadzi także do wycofania. Towarzyszą mu bowiem bardzo często takie emocje, jak uraza czy rozczarowanie, a także chroniczne wyczerpanie. Poza tym ludzie, którym dajemy, też często czują się z tym niekomfortowo, szczególnie jeśli później mamy do nich pretensje.
Aby uniknąć tego typu nieporozumień i napięć w relacjach, trzeba pamiętać o tym, żeby nie oddawać ciasta, jeśli się nie dostanie jego kawałka, przekonuje dr Marisa G. Franco. Choć wydaje się, że dbanie o interes własny profanuje ofiarność, to jednak, jak wynika z badań, w rzeczywistości daje jej paliwo. Kiedy sami także prosimy o pomoc, uzupełniamy siły, usuwamy wszelką urazę i chronimy się przed wypaleniem, dzięki czemu możemy dawać więcej i budować piękne przyjaźnie nieoparte na zależności.
Zobacz także: Stara przyjaźń nie rdzewieje… Ile prawdy jest w przysłowiu? Dlaczego przyjaciele odchodzą?