Izabela Nowakowska-Teofilak: Czy to możliwe, że na moje decyzje i wybory życiowe ma wpływ prababcia, której nie znałam?
Magdalena Sękowska: To bardzo prawdopodobne, bo choć nie zdążyłyście się poznać, istnieje między wami silne połączenie poprzez modelowanie pewnego wzorca, który instaluje się w systemie rodzinnym dzięki obiegowym przekonaniom, opowieściom o przodkach, tradycjom i różnego typu rytuałom. W efekcie często nieświadomie działamy lojalnościowo w zgodzie z przekazem rodzinnym.
Ja na przykład mam taki, że na wigilijnym stole muszą stać cyklameny, czyli fiołki alpejskie. Co roku szukam ich więc uparcie, jakby od tego zależało, czy te święta się odbędą, czy też nie. Tak działają właśnie skrypty pokoleniowe, czyli charakterystyczne dla danej rodziny wzorce, które są przekazywane z dziadków na wnuki. W psychologii skrypty pokoleniowe zalicza się do tzw. wiedzy nieznanej, czyli czegoś, o czym wiemy, ale nie zdajemy sobie z tego sprawy.
– Jakie to są najczęściej wzorce?
– Na przykład te dotyczące płci, miejsca kobiety i mężczyzny w rodzinie albo ról, czyli roli żony, matki, ojca, które nieświadomie przyjmujemy i odgrywamy przez pokolenia. W niektórych rodzinach powielane są wzorce zawodowe: „Wszyscy wiedzą, że u nas sami lekarze i prawnicy”, taka jest tradycja i innej opcji nie ma. Wzorce mogą dotyczyć też sposobów wychowywania, celebrowania, reagowania, tworzenia relacji i radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Joanna Chmura: co nam robi wstyd
– A czy coś tak ulotnego jak emocje może być przekazywane z pokolenia na pokolenie?
– Emocje same w sobie są wrodzone, ale ich ekspresji, czyli sposobu okazywania, uczymy się wśród najbliższych. W związku z tym to, jakie wzorce emocjonalne istniały w naszych rodzinach od pradziadków, ma duży wpływ na to, jak sami je wyrażamy. Na przykład są rodziny, w których jedne emocje mogą być ujawniane, a drugie są zakazywane albo zamieniane, np. smutek na złość lub odwrotnie.
Dlatego ważne jest, by przyglądać się swojej regulacji emocjonalnej. Czy jest ona wystarczająca? Jak szybko potrafisz się wyciszyć i wrócić do strefy komfortu? Jeśli masz z tym problem, być może wpływają na ciebie jakieś nieuświadomione wzorce z przeszłości. Emocjonalność jest naszym spadkiem międzypokoleniowym, który może być obciążeniem albo zasobem, z którego warto świadomie korzystać.
– W swojej rodzinie nie widzę liniowej kontynuacji tych wzorców. To raczej sinusoida. Moja babcia była typem silnej, niezależnej, niezwykle zaradnej kobiety, mówiła, co myśli, nie przejmując się konsekwencjami. Mama jest jej przeciwieństwem, raczej uległa, spokojna, unikająca konfrontacji. Bardziej utożsamiam się z babcią.
– To naturalne. Dzieci często ustawiają się w kontrze do rodziców, czyli prezentują zupełnie inny wzorzec. Czasem po prostu nie mogą przejąć tego samego, bo doszłoby do zbyt silnego konfliktu. W efekcie powstaje pokoleniowa przekładanka i wzorce dziadków uaktywniają się u wnuków. Tymczasem ludzie swoje analizy i historie życiowe odnoszą zazwyczaj tylko do rodziców.
Często słyszę od pacjentek, że na przykład nie potrafią zachowywać się asertywnie w relacjach z mężczyznami, bo mama całe życie była uległa wobec taty. Łatwo przypisać winę matce, ale przecież na to, jaka jest, wpływ miała babcia i prababcia. Aby w pełni zobaczyć jakieś mechanizmy, trzeba pogłębić analizę przynajmniej o dziadków. Patrząc szerzej, zaczynamy rozumieć, a nie oceniać. Perspektywa wielopokoleniowa zwalnia więc z poczucia winy i przypisywania jej innym.
– Nastawienie do życia też jest dziedziczne?
– Oczywiście, ale nie ma to nic wspólnego ze spadkiem genetycznym, to wynik obserwacji i modelowania zachowań. Historie naszych dziadków i pradziadków pełne były trudnych momentów: wojna, głód, utraty majątków, śmierć najbliższych. Poprzednie pokolenia często doświadczały żałoby, ale – zajęte walką o przetrwanie – nie mogły jej przeżyć.
Tymczasem zatrzymanie emocji w jednym pokoleniu sprawia, że z podwójną mocą wybucha ona w następnych. W efekcie ta nieprzeżyta żałoba w rodzinie może się objawiać u potomnych nieuzasadnionym, trudnym do zrozumienia lękiem czy oczekiwaniem na nieszczęście.
Jedna z pacjentek powiedziała mi, że chyba już się urodziła z tym smutkiem, który towarzyszy jej przez całe życie, ale podczas terapii okazało się, że dopiero u niej ta skumulowana w poprzednich pokoleniach energia uzyskała przyzwolenie na ujawnienie się. Czasami trudno zrozumieć to, co się dzieje w naszym życiu, przyglądając się tylko sobie.
– Czyli trauma przeżyta przez przodków może do nas wrócić, nawet jeżeli nie znamy historii rodziny?
– To wraca w różnych schematach reakcji, charakteryzujących się jakąś nadmiarowością, na przykład dużą lękliwością, przesadnym opiekowaniem się kimś, zbyt mocnym angażowaniem w relacje międzyludzkie. Czasem nie rozumiemy, dlaczego ciągle się czymś martwimy, chociaż nie mamy do tego żadnych obiektywnych powodów.
Tymczasem ten lęk może być przekazywany przez pokolenia w różnego rodzaju pozornie niewinnych komunikatach czy sposobach radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. To, co mówimy, ma wielką moc. Jeśli ktoś w potrzebie ciągle słyszy od najbliższych: „Co ty masz za problemy” albo „Radź sobie sam i kropka”, to jego dzieci i wnuki mogą już w ogóle nie prosić o pomoc. Wydarzenia i przekazy sprzed lat torują drogę wzorcom, które ujawnią się w dalszych pokoleniach.
Słowa mają moc – wykorzystaj ją dobrze
– A jeśli więzy rodzinne z jakichś przyczyn zostały zerwane, to ta tradycja przekazu zanika, czy mimo wszystko trwa?
– Relacji nie jesteśmy w stanie przerwać, możemy zatrzymać kontakt, komunikację, ale ojcowie nadal pozostaną ojcami, a matki – matkami. Relacja żyje, dlatego pewne wzorce funkcjonowania nadal w nas tkwią, są przekazywane w różnego rodzaju zachowaniach, rodzinnym tabu. Dziecko może nie wiedzieć, dlaczego tata nie kontaktuje się ze swoją mamą, ale ma świadomość, że z jakichś przyczyn nie zna babci, i tworzy sobie pewien jej obraz. W miejscu prawdziwej babci powstaje jakaś figura, wyobrażenie, fantazja.
Żyjemy tym, co jest w rodzinie, ale im bardziej jest ona podzielona, tym mocniej utrwalają się mity i wyobrażenia, które nie są weryfikowane. Historia jednak idzie dalej, bo opowieści o zerwanych więzach zawsze ukradkiem gdzieś krążą w rodzinie i wzmacniają pewne typowe dla niej sposoby rozwiązywania sytuacji trudnej. Może to powodować na przykład, że członkowie tej rodziny będą się częściej obrażać, zamykać w sobie lub przerywać inne ważne w ich życiu relacje, bo taki dostali wzorzec, że problemu się nie rozwiązuje, tylko się go odcina.
– Nieświadomie kontynuujemy rodzinne wzorce relacji międzyludzkich?
– Dokładnie, na przykład złe relacje z rodzeństwem mogą być przeniesionym konfliktem, który rozpoczął się dużo wcześniej, między pradziadkami, i to napięcie cały czas idzie przez pokolenia. Może ktoś został wydziedziczony, oszukany albo niesprawiedliwie potraktowany przez najbliższych?
Gdy sobie to uświadomimy, możemy zmieniać ten wzorzec i kreować własny. Kiedy pracujemy nad swoimi relacjami, to już nie powtarzamy, a tworzymy. Mamy szansę na wprowadzanie zmian w naszą historię i czerpanie tylko z pozytywnego potencjału płynącego z rodziny, odcinając to, co trudne.
– Czyli te historie rodzinne nas nie determinują? Możemy mimo wszystko być autonomiczni?
– Pod warunkiem że włączymy proces autorefleksji, zaczniemy się uważniej przyglądać sobie i historii własnej rodziny. Różne wzorce, które „dziedziczymy” po przodkach, dają nam pewną podstawę, matrycę. Zapewne dawniej czemuś służyły, były jakąś formą tworzenia się trzonu rodziny, warunkiem jej przetrwania. W czasach naszych pradziadków miały sens, były dobre, ale dzisiaj są już kompletnie nieprzystosowawcze.
Dlatego chodzi o to, by świadomie korzystać z tego dziedzictwa, sprawdzać je. Czy to, co robię, jest odpowiedzią na daną sytuację, czy może powtarzam jakiś utarty schemat? Wprowadzając zmiany, weryfikujemy wzorce rodzinne i nadajemy im postać bardziej adekwatną do tego, co tu i teraz. Na tym polega dokładanie się do historii rodziny. Każde pokolenie coś bierze z poprzednich, ale też ma szansę stworzyć coś konstruktywnego, bardziej aktualnego, odpowiadającego na współczesne potrzeby.
– A więc nie chodzi o to, żeby się za wszelką cenę wyrwać i odciąć od tych zależności rodzinnych, ale by je dostrzec.
– Dostrzec i czerpać z nich świadomie. Wziąć to, co dobre, i przepracować to, co przeszkadza. Ważne, by wiedzieć, że w życiu zawsze mamy wybór. Możemy powielać wzór mamy lub babci albo iść własną drogą. Decyzja należy do nas.
Matka i córka – jak zbudować dobrą relację?
– Trudno jednak uwolnić się od nawyków. Czy wyjście z trudnych rodzinnych skryptów pokoleniowych to długi proces?
– Wymaga czasu, ale przede wszystkim motywacji do tego, żeby się zderzyć z historią własnej rodziny i nie przestraszyć siły tych przekazów. W taką wędrówkę warto wybrać się z przewodnikiem, terapeutą lub psychologiem. Psychoterapia to proces odkrywania pewnych emocji, które były zamknięte albo zbyt rozbudzone. Niektórym zajmuje to rok, innym trzy lata. Nie jestem zwolenniczką wieloletniej pracy nad sobą. To powinna być podróż, dłuższa lub krótsza, ale jednak taka, która kiedyś się kończy.
Choć odkrywanie rodzinnych powiązań to fascynujący czas. Ludzie, którzy przychodzą na psychoterapię czy warsztaty analiz skryptów międzypokoleniowych, mówią, że dzięki temu inaczej patrzą teraz na członków rodziny, lepiej ich rozumieją, potrafią wybaczyć, odpuścić. Ta praca dla wszystkich jest bardzo wzruszająca i przejmująca, bo zagląda się do obszarów, które czasami przez wiele pokoleń były niedostępne. Można się poczuć jak archeolog, który z rodzinnych historii składa swoją własną.
– A na czym polega terapia? Czy podczas niej buduje się psychologiczne drzewo genealogiczne własnej rodziny?
– Tak, jedną z metod pracy jest wizualna analiza genogramu, podczas której wraca się do tego, co wiemy o swoich przodkach, jacy byli, co się wydarzyło w ich życiu. Wszystko to rozrysowujemy, dzięki czemu możemy zobaczyć, co dokładnie na nas spływało, ile było tych różnych oddziaływań. To niesamowite doświadczenie.
– Warto więc usiąść i porozmawiać z dziadkami, jeśli ma się jeszcze na to szansę. Nigdy nie wiadomo, która z ich historii kiedyś do nas wróci.
– Ludzie, którzy przygotowując się do analizy skryptów międzypokoleniowych, odwiedzali rodziców i dziadków po to, by wysłuchać ich opowieści, mówią mi później, że były to jedne z najpiękniejszych rozmów w ich życiu. Kiedy słuchamy historii innych ludzi, pokazujemy im, że są dla nas ważni, że chcemy w ich życiu znaleźć jakąś mądrość dla siebie.
Dla dziadków ma to szczególne znaczenie, bo daje im miejsce w wielopokoleniowej przestrzeni, pozwala zostawić w spadku swoją opowieść, abyśmy mogli zabrać ją w dalszą drogę. Dzięki temu będzie żyła, nawet wtedy, kiedy ich już nie będzie.