Nie lubimy swoich piersi?
Generalnie – czepiamy się naszych piersi. Która z was nie jest z nich zadowolona i chciałaby w nich coś zmienić – ręka w górę. Wykonane w ubiegłym roku badania pokazały, że co druga młoda dziewczyna nie akceptuje wyglądu swoich piersi [1]. Co więcej – co druga dojrzała kobieta, matka córki (lub córek) ma dokładnie ten sam problem. Narzekamy, że nasze piersi są za duże, za małe albo nierówne, mają rozstępy, za bardzo wiszą lub za mocno sterczą… Dziesiątki pretensji. Wbijamy je w biustonosze na fiszbinach, żeby je „uślicznić”, żeby wyglądały na równe, jędrne, seksowne.
Często się zdarza, że dostrzegamy, jak bardzo są cenne i jak nasze oczekiwania i żale wobec nich były głupie, dopiero gdy zaczyna się dziać coś niedobrego. Wystarczy, że podczas kąpieli pod prysznicem wyczujemy jakieś zgrubienie, guzek. Zaczynamy wówczas patrzeć na nie z należną im troską i uwagą. Czy naprawdę musi wydarzyć się taka sytuacja, żebyśmy zweryfikowały nasze nastawienie do naszych piersi? Zdecydowanie nie! Naprawdę warto zaopiekować się nimi, wówczas gdy są zdrowe i nic im nie dolega.
Poprosiłam o rozmowę na temat piersi Anetę Hregorowicz-Gorlo, specjalistkę terapii manualnej i naturoterapautkę, autorkę holistycznego Facemodlingu (sprawdź: na czym polega facemodeling, czyli manualna terapia twarzy Anety Hregorowicz-Gorlo), która przez wiele lat budowała relację ze swoimi pięknymi, ale bardzo dużymi (i bardzo ciężkimi) piersiami. Aneta dzieli się swoimi doświadczeniami i wiedzą z innymi kobietami w mediach społecznościowych, nagrywa filmy edukacyjne, prowadzi szkolenia.
O tym, jak znakomitą jest specjalistką w dziedzinie zdrowia i piękna piersi, przekonałam się podczas jednego ze zorganizowanych przez nią warsztatów. Dotyczyły one właśnie sposobów dbania i troski o ten nasz kobiecy skarb. Naprawdę warto jej wysłuchać.
Kobiece piersi w historii i kulturze
Aneta Hregorowicz-Gorlo: jak nawiązać więź ze swoimi piersiami
Dorota Mirska-Królikowska: Podczas szkolenia w Facemodeling Academy siedziałyśmy razem z kilkunastoma kobietami wokół stołu. W pewnym momencie zdjęłaś biustonosz i zaczęłaś demonstrować masaż na własnych piersiach. Zamarłyśmy. W końcu uwolniłyśmy piersi ze staników i zaczęłyśmy je masować. Ale widać było, że wiele z nas wstydzi się wyglądu swojego biustu, ma opory przed jego dotykaniem. Skąd w nas taki krytyczny stosunek do naszego biustu?
Aneta Hregorowicz-Gorlo: Niby mamy 2021 rok, ale temat piersi jest dla nas nadal wstydliwy, tabu. Podczas każdego szkolenia, a nawet podczas każdej wizyty w gabinecie, przekonuję się, że trafiające do mnie kobiety traktują swój biust trochę jak zakryty, niemal nieobecny obszar swojego ciała. Zakładają stanik, zdejmują, kąpią się i na tym koniec. Wręcz boją się go dotykać!
Ja na szkoleniach często eksponuję swoje ciało, jestem więc do tego przyzwyczajona. Ale zszokowane miny moich kursantek mówią wszystko. Dziewczyny zazwyczaj są bardzo zdziwione, że choć się nie znamy, nie wstydzę się swoich piersi ani tego, że są ogromne, ani rozstępów czy blizn. Nie przejmuję się tym i spokojnie tłumaczę, jak z nimi pracować, jak je masować, pokazuję, co się dzieje z postawą, gdy obciąża nas z przodu taki ciężar, jak dobrać staniki, żeby nie raniły ramion, jak, gdzie i po co nakleić taśmy do kinesiotapingu.
I w pewnym momencie dziewczyny rozluźniają się, otwierają, zrzucają biustonosze i przyglądają się wszystkie sobie nawzajem. Nie sztuka obnażyć się, jeśli jestem pięknie uczesana, mam wspaniałą bieliznę i idealny biust. Ale pokazać się, kiedy mam blizny na piersiach, rozstępy, wciągnięte sutki czy inne „mankamenty”, których nie lubię, nie akceptuję, to jest odwaga. „Zobacz, jestem taka, jaka jestem, nie oceniaj mojego wyglądu, ja nie będę oceniała twojego. Akceptujmy siebie. Po prostu”. I wówczas dostajesz największe wsparcie. Myślę, że jeśli pokazujemy się wśród innych kobiet w prawdzie, bez ubarwiania, jest to także forma autoterapii. Zaczynasz rozumieć, że twoje blizny czy rozstępy są piękne, bo są historią twojego życia.
– Często porównujesz relację z naszymi piersiami do przyjaźni…
– Tak, bo to jest super porównanie. Wyobraźmy sobie, że mamy przyjaciółkę, i albo jej nie dostrzegamy i ignorujemy ją, albo ciągle się jej czepiamy – widzimy tylko wady, patrzymy na nią z niechęcią. No raczej taka relacja nie przetrwałaby długo, prawda? Jeśli nie pielęgnujemy naszej przyjaźni, nie widujemy się, nie troszczymy o siebie – to trudno mówić o związku, o bliskości.
Przyjaźń wymaga czasu, uwagi, dobrego słowa, gestu. A przecież kontakt z samym sobą i z własnym ciałem to jedna z pierwszych i najważniejszych relacji w naszym życiu. Nasze piersi, nasze kobiece skarby to przecież nasze najbliższe przyjaciółki. Kiedy ja nie poświęcam im czasu, nie szanuję, to nic dziwnego, że może pojawić się bunt.
I wcale nie chodzi o to, żeby wyznaczać sobie po dwie godziny dwa razy w tygodniu na randkę z biustem. To byłoby i ograniczające, i frustrujące, gdybyśmy w tak mechaniczny sposób planowały relację z własnym ciałem. Wystarczy krótki, ciepły, ludzki, codzienny kontakt, nawet samo położenie ciepłych dłoni na piersiach, zasygnalizowanie im – „Jestem”.
Ja przy swoim łóżku na półce mam ulubiony wonny olejek. I wieczorem, przed snem, wykonuję krótki, kilkuminutowy masaż. Ach, jakie to jest przyjemne! Stymulacja naszych sutków mocno pobudza produkcję hormonów szczęścia: oksytocyny, endorfin, dopaminy. Spróbujcie! Będziecie po takim masażu miały lepszy nastrój i lepiej będzie się wam spać.
Jakie badania wykonać, żeby sprawdzić, czy piersi są zdrowe?
– A co na taki masaż mówi twój mąż? 🙂
– Ostatnio usłyszałam, że to bardzo miły widok. My czasami nie chcemy pokazywać piersi partnerowi, bo daleko im do ideału. I tu was zaskoczę, dziewczyny! Kobietom często podoba się zupełnie co innego niż mężczyznom. Spróbuj, reakcja partnera może cię bardzo pozytywnie zaskoczyć. Jeśli cię kocha, to zaakceptuje cię taką, jaką jesteś. Nawet nie zauważy, że jedną pierś masz większą, nie zwróci uwagi na inne dostrzegane tylko przez ciebie „usterki”. A druga sprawa – czym w ogóle jest ideał?
Dla każdego oznacza co innego. 20, 30 lat temu mnóstwo kobiet powiększało sobie piersi, bo modny był duży biust. Teraz tendencja się zmienia i dziewczyny wyciągają implanty i wkładki. Obserwujemy powrót do natury. Nie porównujmy się więc do tych „ideałów” lansowanych w social mediach, serialach, czasopismach. Najważniejsze, żebyśmy same ze sobą dobrze się czuły i siebie akceptowały. Zróbmy wszystko, żeby nawiązać z naszymi piersiami bliską relację, zaakceptujmy swój wygląd, poczujmy się ze sobą komfortowo, a nikt nam wówczas nie narzuci swojej wizji „ideału”.
Ja na przykład miałam duże, pełne piersi, budzące powszechny zachwyt. Słyszałam, że są seksi, ponętne. Zazdrościło mi ich wiele koleżanek. Ale nie wiedziały, jak bardzo ich ciężar mi przeszkadza. Na ramionach miałam rany od ramiączek biustonosza, ciągle bolał mnie kręgosłup, nie mogłam swobodnie uprawiać sportów, które lubię. Od 10 lat nurtowała mnie myśl, że niedobrze się z tym czuję, że jestem dosłownie przytłoczona tym ciężarem.
Po latach przemyśleń, kalkulacji, szukania najlepszych rozwiązań zdecydowałam się wreszcie na operację redukującą biust. Ktoś mógłby powiedzieć, że mi odbiło. Że przecież mam zdrowe, piękne piersi. Nawet jeden z lekarzy na konsultacji powiedział mi: „No ja bym tego nie ruszał”. Ale on nie był w moim ciele, nie miał pojęcia, co czuję.
– Operacja odbyła się w maju. Jak dzisiaj oceniasz tę decyzję?
– Jestem szczęśliwa. Dopiero teraz mogę głęboko oddychać, czuję się lekka, przestał boleć mnie kręgosłup. A moje piersi, choć mocno pocięte i pełne blizn, absolutnie mnie zachwycają. Jak wiesz, ja zawsze jestem za holistycznym, naturalnym dbaniem o zdrowie i urodę, za akceptacją siebie. Ale jeśli decydujemy się na jakiś zabieg z miłości i szacunku do siebie, to jest to najlepsze, co możemy dla siebie zrobić.
Ale możemy świadomie podjąć taką czy inną decyzję dotyczącą naszego ciała tylko wówczas, gdy mamy zbudowaną z nim dobrą, głęboką więź. Dlatego tak bardzo do tego namawiam. I powtarzam to bardzo często, ponieważ kobiety naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego, jak relacja z naszym biustem, z dotykiem piersi, tworzy im lepsze życie na wielu poziomach.
Codzienny masaż piersi wpływa na przykład na krążenie limfy w całym ciele. A od tego, czy będzie swobodnie przepływała i usuwała toksyny z organizmu, zależy nasza odporność, witalność, uroda – także to, czy mamy opuchlizny pod oczami i piękny owal. Dlatego każdy zabieg facemodelingu, który ma na celu podkreślenie urody twarzy, zaczynam od masażu brzucha i piersi. W naszym ciele wszystko jest ze sobą bardzo ściśle powiązane. Stąd też wzięło się hasło przyświecające mojej pracy: „Od serca do twarzy”.
– Jak w takim razie na przepływ limfy wpływa noszenie stanika?
– Rzadko zadajemy sobie to pytanie, prawda? Ja też tak kiedyś robiłam. Wiele lat temu, kiedy miałam naprawdę bardzo poważne problemy ze zdrowiem, a nasi lekarze nie potrafili mi pomóc, pojechałam do Indii do lekarza medycyny ajurwedyjskiej. Doktor poprosił, żebym zdjęła biustonosz, i nagle zaczął chodzić wokół mnie i krzyczeć. Ja stoję z tymi moimi piersiami w dłoniach, lekarz wykrzykuje coś po angielsku, ja nic nie rozumiem – no cyrk!
Zawołałam męża, który znał język lepiej ode mnie i zaczął mi tłumaczyć: „Pan doktor mówi, że nosisz zbyt obcisłe staniki. Masz od nich blizny pod piersiami, fiszbiny z jednej strony wbijają ci się w węzły pachowe, a z drugiej – w okolicę mostka, pomiędzy piersiami. Prowadzi to do powstawania zastojów limfatycznych, tzw. jezior, poprzez które twoje kolektory (węzły) limfatyczne nie mogą prawidłowo pracować. Dochodzi też do powstawania zrostów w tkance pod skórą, co stanowi kolejną blokadę w przepływie limfy”.
Doktor na koniec powiedział, że widział ten problem u wielu kobiet, które przyjeżdżają do niego z Zachodu na konsultacje. Jego zdaniem chorujemy na różne choroby, mamy torbiele w piersiach, guzy, chłoniaki piersi, ponieważ my je cały czas uciskamy biustonoszami.
To było dla mnie prawdziwe odkrycie. Kompletnie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Zaczęłam czytać o tym, jak ważna w pracy całego naszego organizmu jest chłonka (limfa) oraz jej swobodne przepływy. Że jest to płyn pochłaniający różnego rodzaju zanieczyszczenia z naszego organizmu, w tym metale ciężkie. A węzły chłonne wykonują ogromną pracę, żeby nas z tych trucizn pooczyszczać. Dlatego często mówię o nich „śmietniczki” – bo wychwytują wszystko, co nas zaśmieca, i poprzez chłonkę starają się wyrzucić te śmieci na zewnątrz.
Tych śmietniczków najwięcej, bo aż 70 procent, znajduje się w okolicy klatki piersiowej i brzucha. I teraz co się dzieje – jeśli spływająca z głowy, twarzoczaszki i szyi limfa napotka na wysokości piersi tamę, to tutaj się niestety zatrzyma. Zaczną tworzyć się zastoje i zablokowane zostanie prawidłowe oczyszczanie organizmu z toksyn, które będą się kumulowały na wysokości piersi.
W konsekwencji zaczyna spadać nam odporność, siły życiowe zaczynają nas opuszczać, wrasta ryzyko powstania wielu chorób, w tym nowotworów. No dramat! I same, przez brak wiedzy i świadomości sobie to robimy. Dlatego od czasu spotkania z tamtym lekarzem tak obsesyjnie wręcz edukuję, tłumaczę dziewczynom, żeby nie robiły sobie krzywdy.
Założyć stanik czy zdjąć? Spać w majtkach czy nie? Jaką bieliznę wybierać na co dzień?
– Czyli w ogóle mamy nie nosić biustonoszy?
– Wiadomo, czasami trzeba. Ale znajdźmy stanik, który nam pasuje, nie uciska, w którym żadne druty nigdzie się nie wbijają. Można skorzystać z pomocy brafitterek, które dobiorą stanik najlepszy dla naszych piersi. Ale zadbajmy o to, żeby przez większą część dnia nasze piersi miały swobodę.
Tymczasem przychodzą do mnie dziewczyny, które nie zdejmują go nawet do snu! Doprowadzamy wówczas do takiej sytuacji, że całkowicie zaburzamy drenaż limfatyczny i nie pozwalamy ciału na regenerację. Zdejmujmy więc biustonosze, kiedy tylko można, a po ich zdjęciu zróbmy jeszcze krótki masaż piersi, który rozgrzeje tkanki i usprawni przepływ krwi chłonki.
Wystarczy jedną rękę położyć nad piersią a drugą pod piersią i wykonywać falujące, koliste ruchy. Można wykonywać dłońmi ósemki lub ruchy pompujące. Zapraszam na mój profil na Instagramie lub na stronę facemodeling.pl, gdzie znajdziecie filmiki instruktażowe, jak można masować piersi.
Taki masaż poprawi kondycję naszego biustu – stanie się bardziej jędrny, uniesiony, niezależnie od tego, w jakim wieku jesteśmy. Jeśli zaczynamy dotykać naszych tkanek, dajemy im uwagę, energię, pobudzamy pracę układu limfatycznego, to efekt zdrowotny osiągniemy zawsze. Co więcej – wiele kobiet mówi, że dzięki regularnie wykonywanemu masażowi piersi im się powiększyły, nawet o jeden rozmiar.
– Same zalety, także ta, że dzięki regularnemu kontaktowi z piersiami poznajemy każdy zakamarek i jeśli doszłoby w nich do jakiejś zmiany, natychmiast ją zauważymy.
– Absolutnie tak! Ja bardzo się cieszę, że w październiku tyle mówi się o zdrowiu piersi, o tym, jak ważne są nasze comiesięczne, regularne samobadanie piersi i badania profilaktyczne, takie jak USG piersi. I super, też chodzę do lekarza, kontroluję się. Ale pamiętajmy, że tak naprawdę o zdrowie naszych piersi powinnyśmy dbać przez 360 dni w roku.
Zamiast robić sobie samobadanie raz w miesiącu – mam wrażenie, że to brzmi bardzo strasząco, jakbyśmy sobie szukały jakichś zmian – pielęgnujmy i masujmy piersi dla przyjemności codziennie. To najlepszy sposób na to, żeby je dobrze poznać i zaprzyjaźnić się z nimi.
Pamiętajmy też, że każde piersi potrzebują masażu, także te po mastektomii, powiększane z implantami, zmniejszane. Każdy zabieg, każda operacja przebiegająca z przecięciem tkanek – mięśni, powięzi – niszczy naturalne przepływy płynów ustrojowych, powstaje tkanka bliznowata. Generalnie dochodzi do zaburzenia harmonii w pracy naszych tkanek.
I dobrze prowadzony masaż (dokładnie taki sam dla obydwu piersi, nawet jeśli jednej nie ma i została sama blizna) uzdrawia je fizycznie i wpływa dobrze na naszą psychikę. Niwelujemy skutki pewnego braku, jesteśmy całością, doskonałą także z tymi bliznami. Pamiętajmy, że całe nasze ciało potrzebuje takiej samej uwagi. Jeśli mamy kontakt skóra ze skórą, dzieją się cuda, ciało się uzdrawia.
– Czy coś jeszcze możemy zrobić dla zdrowia naszych piersi?
– Bądźmy aktywne, ruszajmy się. Kiedyś trzeba było wyjść na targ, pomachać do kogoś, pracować fizycznie. Dzisiaj mnóstwo czasu siedzimy, patrzymy w ekrany telefonów i komputerów, co sprawia, że jesteśmy zgarbione, „przykurczone”, a nasze „śmietniczki” są ściśnięte pod pachami.
Polecam więc jogę, pilates, przeciąganie się, unoszenie ramion, rozciąganie i wyciąganie się w górę. Wszystko to usprawnia krążenie krwi i limfy, więc wpływa korzystnie na zdrowie całego organizmu, w tym naszych piersi. Pamiętajmy też o odpowiednim nawodnieniu – przyjmujmy co najmniej dwa litry płynów dziennie, przez cały dzień popijajmy wodę. Dzięki temu upłynniamy limfę i przyspieszamy detoksyfikację organizmu.
Mówmy też do naszych piersi z czułością, dawajmy im ciepło i akceptację, patrzmy się na nie z uśmiechem. Ja czasami nawet z nimi żartuję: „Hej, dziewczyny”, witam się z nimi rano. Mówię im, że są wspaniałe, że je lubię. Dzięki temu budujemy fajną relację nie tylko z piersiami, ale także z całym naszym ciałem. A im więcej w tej naszej relacji luzu, uśmiechu i radości, tym jesteśmy zdrowsze.
Badanie piersi – jak wykonać samobadanie?
[1] W ankiecie zrealizowanej przez fundację „Wsparcie na Starcie” aż 78 proc. dziewcząt stwierdziło, że ich mamy nie rozmawiały z nimi nigdy na temat zdrowia piersi. Blisko 50 proc. dziewcząt, które wzięły udział w badaniu, nie akceptuje swoich piersi i uważa, że ich piersi są albo za małe, albo za duże. Według wyników zrealizowanej ankiety prawie 50 proc. mam, które mają córki, nie akceptuje swoich piersi. Aż 61 proc. z nich przyznało, że rozwój piersi wpływał na ich poczucie pewności siebie, gdy były nastolatkami. 82 proc. mam, które wzięły udział w ankiecie, nie wykonuje samobadania piersi raz w miesiącu…
Więcej informacji na: dotykamwygrywam.pl, wsparcienastarcie.edu.pl
Zobacz również: Jak poprawić wygląd piersi – w domu, w gabinecie kosmetycznym i u chirurga?