Strona główna Dziecko Tomasz Zieliński: usłyszeć dziecko na czas

Tomasz Zieliński: usłyszeć dziecko na czas

autor: Dorota Mirska Data publikacji: Data aktualizacji:
Data publikacji: Data aktualizacji:

Kiedy usłyszał, że w Polsce codziennie jedno dziecko popełnia samobójstwo, serce mu stanęło. A więc dzisiaj też to się wydarzy. I jutro… i pojutrze… Ta świadomość go przeraziła. Poczuł, że musi tym dzieciom pomóc. I to realnie pomóc, tu i teraz. Poznajcie „Dziwnego pana Tomka”, „Dorosłego, który nie wie lepiej” – jak nazywają go dzieciaki. Człowieka, który całe serce oddał najbardziej bezbronnym i potrzebującym.

Strona główna Dziecko Tomasz Zieliński: usłyszeć dziecko na czas

Tomasz Zieliński – dorosły, który nie wie lepiej

To był odruch – rok temu Tomasz Zieliński za pomocą mediów społecznościowych ogłosił, że każde dziecko potrzebujące pomocy może do niego zadzwonić. Tak powstało „okienko” – jego czas i przestrzeń dla dzieci. Szybko okazało się, że porwał się z motyką na słońce. Telefony się urywały.

Poza tym samo dobre serce i nawet najserdeczniejsza rozmowa często nie wystarczały. Wiele z dzwoniących dzieciaków było w tak trudnej sytuacji, że musiało pilnie uzyskać wsparcie psychiatry lub psychologa [1]. Tomasz zaczął więc wraz z grupą wspierających osób zbierać fundusze na ośrodek Usłyszeć na czas [2].

To jego największe marzenie – stworzyć miejsce, gdzie każde dziecko, którego życie się wali, znajdzie pomoc. Wsparcia potrzebowali także rodzice, więc zorganizował cykliczne warsztaty dla dorosłych pod wielce znaczącym hasłem „Wszechwiedzący, słodko-pierdzący dorosły” [3]. Jest także w trakcie przygotowań do kampanii edukacyjnej dla szkół. Takiej, po której żaden uczeń nie będzie miał wątpliwości, gdzie może zadzwonić lub pójść po pomoc. A to dopiero początek…

Jak nastolatki radzą sobie z izolacją w trakcie pandemii COVID-19?

Dorota Mirska-Królikowska: Na pana profilu na Facebooku znajduje się znaczący napis: Uczę słuchać tego, co tuż pod słowami, oraz numer telefonu. Zamieszcza pan tam także fragmenty rozmów z dziećmi z „okienka” (zawsze za ich zgodą). Czasami są to dzieci bardzo poturbowane przez życie, wiele z nich jest po próbach samobójczych… Po przeczytaniu każdej mam oczy pełne łez i ściśnięte gardło. Zawsze potrafił pan słuchać dzieci tak, by im pomóc?

Tomasz Zieliński: O nie! Kiedyś byłem typowym „tatą korporacyjnym”, który przychodził do domu, wychodził i wszystko wiedział lepiej. Mój mentor nazwał mnie kiedyś „kołkiem” w słuchaniu. Zachowywałem się po prostu tak, jakbym miał zatkane uszy. Dopiero dzieci z „okienka” nauczyły mnie uważnie słuchać, nie oceniać, nie wiedzieć lepiej. A przecież od dawna powinienem to umieć, bo przez wiele lat pracowałem jako trener i coach rozwojowy.

Od 3 lat jestem prezesem Akademii Komunikacji, którą założyliśmy po to, żeby pomóc ludziom, np. przedsiębiorcom, dogadać się między sobą. Mam doświadczenie w rozwiązywaniu konfliktów, w mediacjach, negocjacjach. Ale szybko się okazało, że co innego dorośli, co innego spotkania biznesowe, a co innego szczera rozmowa z dzieckiem. Przekonałem się o tym niespodziewanie podczas pierwszego lockdownu w ubiegłym roku.

Moi klienci z Akademii zaczęli do mnie dzwonić i pisać, że ich dzieci nie radzą sobie z izolacją. A oni sami nie dawali sobie rady z zamkniętym w sobie nastolatkiem albo z „niegrzeczną” dziewięciolatką (daję w cudzysłów to słowo, bo naprawdę szczerze go nie cierpię, ale pewnie wszyscy rodzice wiedzą, o co chodzi, gdy go używam). Ich opowieści były ogromnie poruszające.

Pytali, czy skoro pomogłem im w pracy, to może pomógłbym też naprawić relacje w ich domach, w rodzinach. Widać było, że ci ludzie, choć bardzo chcieliby dogadać się z własnymi dziećmi, są kompletnie bezradni. Nie mogłem przejść obok ich problemów obojętnie.

I tak powstało „okienko”?

Tomasz Zieliński: Tak. Tylko że miała to być mała inicjatywa dla moich klientów i grupy osób, które obserwują mnie na Facebooku. Myślałem, że może wesprę kogoś dobrym słowem, albo pomogę „popodnosić słowa” i wspólnie odkryjemy, o co temu dzieciakowi chodzi, z czym nie radzi sobie w emocjach, czym się to dziecko stresuje.

Zapytałem więc moich kochanych dziewczyn, żony i córki, czy pozwolą, żebym do grafiku swoich zajęć dołożył „okienko”. Gdy się zgodziły, przestawiłem sobie pewne rzeczy w firmie i napisałem na moim profilu, że każdego dnia przez 2 godziny dziennie udostępniam mój telefon dzieciakom, które potrzebują tego, aby ktoś je wysłuchał, które nie mają z kim pogadać, albo nie wiedzą jak.

Wystarczyło wysłać zgłoszenie na adres mailowy kontakt@tomaszzielinski.com. Mogło je napisać samo dziecko lub rodzic. Potrzebna mi była tylko krótka informacja, w jakim wieku jest dziecko, i dosłownie w kilku zdaniach nakreślony problem. Po tym mailu ustalaliśmy termin rozmowy. A potem… włączyłem telefon.

Myślałem, że te rozmowy będą potrzebne może przez miesiąc, dopóki lockdown się nie uspokoi, dopóki się wszystko nie poukłada.

Dzieci w depresji, z myślami samobójczymi wołają o pomoc. Mała dziewczynka i pluszowy miś wyglądają przez okno.

Nie poukładało się…

Tomasz Zieliński: Zupełnie nie, a przynajmniej nie tak, jak mi się wydawało. Kompletnie nie spodziewałem się tego, co się potem stało. W ciągu kilku tygodni kolejka rozmów rozrosła się na prawie 2 miesiące do przodu. Skala zgłoszeń zupełnie mnie przerosła. Zarówno ilość maili, jak i ich treść uświadomiły mi skalę tego, jak bardzo jest źle. Dostawałem dramatyczne listy rodziców, których dzieci się okaleczają lub mają za sobą próby samobójcze…

Poczułem taką potworną bezsilność związaną z tym, że dzwonią kolejne dzieci, kolejni rodzice, a moje umiejętności nie wystarczą. Zacząłem szukać psychiatrów, psychologów, którzy mogliby wesprzeć okienko i zająć się tymi dzieciakami. One potrzebowały interwencji kryzysowej lub pilnej terapii natychmiast. Tylko że… tych ekspertów nie było!

Gdy zagłębiłem się w temat, przekonałem się, że sytuacja psychiatrii dziecięcej w Polsce jest tragiczna. Nie zła, tylko naprawdę tragiczna, woła o pomstę do nieba. Obcinane są fundusze, likwidowane kolejne oddziały psychiatrii dziecięcej. W Polsce jest 486 psychiatrów dziecięcych, a dzieci, które wymagają interwencji, na ten moment jest 35 tysięcy! 35 tysięcy dzieci, które naprawdę potrzebują leczenia, ale nie mają szans na fachową pomoc.

Jak wynika z badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę (https://fdds.pl/), Polska jest na drugim miejscu pod względem liczby samobójstw nieletnich. Kolejne dane także przerażają:

  • 41 procent dzieci doświadcza przemocy ze strony bliskich dorosłych
  • 16 procent nastolatków samookalecza się (sprawdź: depresja u nastolatków)
  • 7 procent dzieci nie ma obok siebie żadnej zaufanej osoby (sprawdź: depresja u dzieci)

Proszę sobie wyobrazić, że rodzic dziecka, które się okalecza, czyli np. tnie się żyletką czy nożem po rękach, nogach, trafia z nim do lekarza. Tam dostaje receptę na leki i wraca do domu. Zostaje z tym potwornym problemem, ze strachem o dziecko, kompletnie sam. Nic dziwnego, że przy takim braku psychiatrów, psychologów i miejsc w specjalistycznych ośrodkach ci przerażeni rodzice zupełnie nie wiedzą, co mają robić.

Ale w końcu udało się panu naleźć specjalistów, którzy pomogli w „okienku”?

Tomasz Zieliński: Spotkałem wielu wspaniałych, oddanych terapeutów, którzy ofiarowywali nam po kilka godzin dla dzieci z „okienka” – bezpłatnie, od serca. Ale nasze potrzeby rosły w sposób zastraszający. Nikt nie może przecież pracować cały czas za darmo. A my potrzebowaliśmy wsparcia psychiatrów jak tlenu. Musieliśmy zdążyć usłyszeć te dzieci na czas i zareagować, zanim stanie się tragedia.

Zaczęliśmy więc organizować zbiórki pieniędzy, żeby choć części z tych dzieciaków opłacić terapię (naprawdę nie wszystkich rodziców w tym czasie na to stać). Pojawiły się też wspaniałe osoby, przedsiębiorcy, firmy, które zupełnie bezinteresownie postanowiły wesprzeć tę inicjatywę finansowo. Jesteśmy też w trakcie zawiązywania fundacji. I, Bogu dzięki, „okienko” się rozwija.

Pana telefon dalej jest dostępny dla dzieci?

Tomasz Zieliński: Oczywiście! Przeszedłem szkolenia, jak wyłapywać w naszych rozmowach sygnały świadczące o tym, że dziecko potrzebuje natychmiastowej interwencji specjalistycznej. Teraz jest tak dużo zgłoszeń dzieciaków, które myślą o tym, żeby zrobić sobie coś złego, że w sumie tylko tym się zajmujemy. Ja jestem więc najczęściej osobą wspierającą w terapii. Czekam na zielone światło od specjalisty.

Kiedy mi mówi: „To jest ten moment, Tomek, kiedy mógłbyś nas wesprzeć” – włączam się do terapii i służę swoim wsłuchaniem się. W wielu przypadkach udaje nam się dotrzeć do miejsc, które są dla tych dzieci bardzo ważne, wręcz przełomowe. Odblokować coś, uleczyć. To jest siła prostej rozmowy.

Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży

116 111 – pod tym numerem dyżurują specjaliści, którzy udzielają wsparcia dzieciom i młodzieży do 18 r.ż. Telefon jest anonimowy i bezpłatny, działa 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Każde dziecko może tam zadzwonić i porozmawiać, poprosić o pomoc (więcej na stronie https://116111.pl/). Fundacja prowadząca telefon ma licznik odbić, czyli połączeń, których pracownicy telefonu zaufania nie są w stanie odebrać (mimo że pracują całą dobę). Z danych wynika, że aż 86 procent osób się nie dodzwania, ponieważ wszystkie linie są zajęte. A więc prawie 9 na 10 dzieci, które potrzebowały pomocy i próbowały się dodzwonić, zostaje z niczym. Tymczasem wykonanie telefonu bywa ostatnią szansą, zanim dziecko zrobi sobie coś złego…

Jak wspierać dziecko z depresją?

No chyba nie takiej prostej… Pana rozmowy są niezwykłe [1] – raczej wsłuchuje się pan w to, co mówi dziecko, a sam niewiele się odzywa.

Tomasz Zieliński: Bo dzieci nauczyły mnie nie wiedzieć. Dobrze jest nie wiedzieć, ponieważ wówczas bardzo dużo się słyszy. My, dorośli, mamy tendencję do zakładania, że wiemy lepiej. Nasz kochany dzieciak wypowiada pierwsze słowa i nam się wydaje, że już wiemy, o czym mówi. I wówczas podczas rozmowy zaczynamy się odnosić nie do tego, co naprawdę do nas mówi, tylko do tego, co nam się wydaje, że chce powiedzieć.

Ja też musiałem oduczyć się pewnych postaw, przestać zakładać, że jestem taki mądry i na wszystko mam odpowiedź. Przecież tak naprawdę nie wiem, co się dzieje w sercu i duszy tego dziecka. Żeby się dowiedzieć, muszę słuchać. Nie oceniać, nie wymądrzać się, nie być – jak to powiedział jeden z dzieciaków z okienka – „słodko-pierdzącym, wszechwiedzącym dorosłym”. I wówczas zdarza się, że dziecko zechce wpuścić mnie do swojego świata. To jest naprawdę ogromne przeżycie i wyróżnienie.

Chyba nie zawsze jest łatwo – często podczas rozmów w „okienku” zostaje pan obrzucony wyzwiskami lub spotyka się z lekceważeniem.

Tomasz Zieliński: Cóż, to jest naturalna część rozmowy, którą określam jako: „sprawdzam”. Te dzieci wcale nie chcą mnie urazić… Ja nie mogę poczuć się dotknięty ich słowami, które nieraz są naprawdę mocne. Nie mogę, bo jeśli się obrażę i powiem, że wypraszam sobie takie epitety, to one mnie nie wpuszczą dalej. Dziecko, z którym rozmawiam, musi wiedzieć, że ja to wytrzymam, że jestem w stanie zmierzyć się z jego prawdą i nie będę tej prawdy oceniał.

Dzieciaki często sprawdzają, czy my, dorośli, jesteśmy w stanie wytrzymać jakąś sytuację bez oceniania, doradzania, upominania. Jeśli zaciśniemy zęby i przetrwamy taki sprawdzian, zwiększa się szansa, że zdobędziemy ich zaufanie, że podzielą się z nami tym, co je naprawdę boli.

Żeby wytłumaczyć ten mechanizm, przytoczę sportowe porównanie. Podczas zawodów pucharu świata w skokach jako pierwszy na skocznię wjeżdża zawsze przedskoczek. Nie jest zawodnikiem, skacze tylko, żeby sprawdzić, czy skocznia jest gotowa i bezpieczna. Więc to „sprawdzam” możemy porównać do przedskoczka. On jest wypuszczany, żeby sprawdzić, czy dziecko może bezpiecznie wylądować i powiedzieć to, co naprawdę leży mu na sercu, bez ryzyka odrzucenia, wyśmiania czy oceny.

Jeśli my nie wytrzymujemy ostrzejszych słów, obrażamy się („Nie życzę sobie, żebyś tak do mnie mówił”), wówczas łapiemy tego przedskoczka w locie i dusimy go. I nasz dzieciak zostaje ze swoim problemem, bo boi się o nim powiedzieć, bo martwi się, że straci w naszych oczach, bo wie, że będziemy go krytycznie oceniali. I wraca z tym problemem do pokoju. Nieraz jest na tyle silny, że sobie z tym radzi, a nieraz robi głupie rzeczy.

Jak pomóc dzieciom z problemami depresyjnymi i lękowymi? Smutna nastolatka siedzi na schodach na klatce schodowej.

Na przykład się tnie, a rodzice nie mają pojęcia, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami.

Tomasz Zieliński: Samookaleczenie to naprawdę krzyk rozpaczy – „Nie jestem słyszany, nikt mnie nie rozumie, nikt nie jest w stanie mi pomóc”. Więc dzieci radzą sobie w tak straszny sposób, jakim jest samookaleczanie, bo w bólu doznają chwilowej ulgi, ujścia tych emocji. Przy czym dzieciaki potrafią się znakomicie maskować. Warto więc zwrócić uwagę na ślady krwi na prześcieradle albo na to, że dziecko latem woli nosić ubrania z długimi rękawami niż krótkimi czy długie spodnie. To mogą być pierwsze symptomy, że dzieje się coś niepokojącego.

Rodzice czasami nie mają pojęcia, że pod tymi długimi rękawami jest ciało pokryte bliznami… Takimi sygnałami alarmowymi są także: brak chęci rozmowy, wycofywanie się z dyskusji, milczenie, przebywanie częściej samemu niż z rodziną. Kochani! Nie lekceważmy tych symptomów. Czasami, niestety, częściej aktualizujemy dane na naszym telefonie niż dane o swoim dziecku…

Jak więc rozmawiać z dzieckiem, żeby zauważyć niepokojące sygnały i uzyskać prawdziwe odpowiedzi?

Tomasz Zieliński: Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Dlatego wymyśliliśmy warsztaty dla rodziców: „Wszechwiedzący, słodko-pierdzący dorosły” [3]. Obawialiśmy się początkowo trochę tej nazwy, myśleliśmy, że rodzice się obruszą. Ale wypaliła cudownie! Ludzie o otwartych głowach naprawdę doskonale wiedzą, co się pod nią kryje… Miejsca rozchodzą się w ciągu trzech dni.

Na tych warsztatach pokazujemy krok po kroku, jak wrócić do rozmów z naszymi dzieciakami. Do rozmów, o których zapomnieliśmy podczas codziennej gonitwy, natłoku zajęć. Uczulamy rodziców, jak dogadywać się z dzieciakami, na co zwracać uwagę, jak „wyławiać” od nich informacje, jakich unikać błędów, żeby zauważyć sytuacje, w których mogą sobie nie radzić.

Do przemyślenia dla każdego z nas…

Każdego dnia wypowiadamy 11–14 tysięcy słów. Zastanów się, iloma z nich dzisiaj wzmocniłeś swoje dziecko. Czy i kiedy powiedziałeś, że je kochasz, że dbasz o nie, że cieszysz się, nie dlatego, że dostało piątkę, tylko dlatego, że jest?

Zacznijmy od tego, żeby pokazywać naszym dzieciom, że jesteśmy po ich stronie. Starajmy się powoli, systematycznie wracać do relacji, w której będą nas pewne. Muszą wiedzieć, że nawet kiedy dzieje się coś niedobrego – mogą przyjść i nie spotkać się z oceną, ale ze zrozumieniem. Uczymy, żeby w takich trudnych sytuacjach zobaczyć naszego dzieciaka takim, jakim jest, jakim go kochamy, a potem dopiero zająć się tym, co się wydarzyło.

W chwili wzburzenia, kiedy wszystko się w nas kotłuje, przypomnijmy sobie narodziny naszego maluszka, kiedy pierwszy raz trzymaliśmy go w ramionach. To naprawdę pomaga, przywołuje najpiękniejsze, najczystsze emocje, uzmysławia w ułamku sekundy ogromną miłość i czułość, jaką przecież do niego czujemy.

Rita Pierson, legendarna nauczycielka i pedagog, powiedziała cudowne zdanie: „Każde dziecko zasługuje na dorosłego, który bez względu na wszystko będzie w nie wierzył”. Uwierzmy w nasze dzieci, bądźmy po ich stronie, słuchajmy ich, a zaczną się dziać cudowne rzeczy.

………………

Jak zrozumieć nastolatka – 6 ważnych potrzeb dorastającego dziecka

Jedna z rozmów z „okienka” zacytowana na profilu Tomasza Zielińskiego:

O ŻYCIU, KTÓREGO MIAŁO NIE BYĆ…

Rozmowa w okienku, wyjątkowa, z 17-letnim Miłoszem

(W sumie, nie wiem, kto w tej rozmowie komu służył).

To nasza czwarta rozmowa w okienku, nasze pierwsze rozmowy były „trudne”.

(Miłosz jest po próbie samobójczej, trafił do okienka z opisem „zamknięty, niewspółpracujący”. Rozmowa opublikowana za zgodą Miłosza i jego rodziców. Miłosz jest od kilku miesięcy pod opieką pana psychologa, który pozwala nam od czasu do czasu pogadać ze sobą).

Zapytałem Miłosza, jak by określił nasze rozmowy. Odpowiedział:

– Panie Tomku, moje rozmowy z panem to rozmowy o życiu, którego miało nie być.

Rozpoczynam każdą rozmowę z Miłoszem od tego, o co nikt nie pyta.

I tym razem zadałem takie pytanie:

Miłosz – o to, kim nie mogę być.

Ja: Kim nie może być Miłosz?

Miłosz: …nie mogę być sobą.

Ja: Czyli kim?

Miłosz: No, sobą.

Ja: Dobra, to zapytam inaczej: Kim nie możesz być przy mnie?

Miłosz: Przy panu akurat mogę być, ale pan się nie liczy. Pan jest dziwnym dorosłym.

Ja: Dziękuję.

Miłosz: Spoko.

Ja: A kim nie możesz być przy mamie i tacie?

Miłosz: (po chwili, bardzo cicho) …nie mogę być tym, który marzy.

Ja: Opowiesz mi coś więcej?

Miłosz: Niech pan pyta.

Ja: O czym nie możesz marzyć?

Miłosz: To nie ma znaczenia, przecież marzyć można codziennie o czymś innym.

Ja: Fajna perspektywa.

Miłosz: Właśnie, wy, dorośli, myślicie, że marzenia to coś, za czym trzeba gonić.

Ja: A Ty jak myślisz?

Miłosz: …dziwne.

Ja: Co?

Miłosz: Zapytał pan mnie, jak ja myślę.

Ja: No, tak.

Miłosz: Ci dorośli, których znam, o to nie pytają.

Ja: (cisza).

Miłosz: Dziękuję, że pan pyta…

(Siedzieliśmy tak chwilę po dwóch stronach słuchawki, po dwóch stronach świata, wzruszony dziwny dorosły i ten, który nie przestał marzyć…).

Miłosz: Panie Tomku, te marzenia – one nie tyle są po to, by je mieć, ale by pozwolić im być.

Ja: A jak pozwala się im być?

Miłosz: …nie goni się za nimi.

Ja: (cisza).

Miłosz: …pozwala się im dogonić siebie.

Ja: Głębokie to, co mówisz.

Miłosz: (po chwili) …wie pan, dlaczego przy panu mówię?

Ja: Powiesz mi?

Miłosz: Bo pan chce się uczyć.

Ja: (cisza).

Miłosz: Pan chce się mnie nauczyć. Żaden inny dorosły, którego znam, nie chce się mnie uczyć, ale bardzo chętnie mnie uczy, a raczej poucza.

Ja: (cisza).

Miłosz: Każdy dorosły uczy mnie… (tu przerwał na dłuższą chwilę) jak przestać być sobą… Dlatego wtedy to zrobiłem.

Ja: (cisza).

Miłosz: …długo szukałem kogoś, kto by pytał, a nie tylko wiedział – nie znalazłem.

Ja: (cisza).

Miłosz: …pan nie wstydzi się mówić, że nie wie.

Ja: (cisza).

Miłosz: To takie dziwne, że wy, dorośli, zamiast powiedzieć, że nie wiecie, zgadujecie, a my udajemy, że odgadliście, abyście się tylko odczepili…

Ja: …mądry z ciebie facet.

Miłosz: Niech mnie pan nie obraża.

Ja: …czym?

Miłosz: Tą mądrością.

Ja: …nie będę.

Miłosz: …dziękuję.

Ja: …a jak mam to inaczej powiedzieć?

Miłosz: …widzi pan, znowu się pan mnie pyta jak. Nie tłumaczy mi pan tego, że nie to miał pan na myśli, że to był komplement, że to sramto i owamto, tylko zatrzymuje się i pyta, bym panu pokazał jak.

Ja: Tak chyba jest łatwiej.

Miłosz: (po długiej chwili ciszy) …mam prośbę.

Ja: Słucham.

Miłosz: Nauczy pan tego moją mamę i tatę.

Ja: Pogadam z nimi…

Reszta rozmowy jest już nasza.

Od tej rozmowy minęło około 6 tygodni, dziś przyszedł sms od Miłosza.

Miłosz: Panie Tomku.

Ja: Tak?

Miłosz: Oni już umieją, dziękuję.

Ja: Służę.

Miłosz: Pan jest cholernie dziwny.

Ja: Ponownie dziękuję.

Miłosz: Nie pasuje pan do tego świata.

Ja: Kto wie?

Miłosz: …ja chyba też nie.

Ja: No to musimy trzymać się razem.

Miłosz: To trzymanie się razem pomaga mi tu zostać.

Ja: Zostaniesz?

Miłosz: …chyba tak.

Ja: To dobrze.

Miłosz: Niech Pan się trzyma, dziwny Panie Tomku.

Ja: Dbaj o siebie, Miłosz…

PS

Nie zgadywać,

zapytać.

Jak poznać, czy zgadujesz?

Po reakcji Twojego kochanego dzieciaka na to. co mówisz.

…po jego krótkich odpowiedziach.

Miłosz określił to tak:

„…to takie dziwne, że wy, dorośli, zamiast powiedzieć, że nie wiecie, zgadujecie, a my udajemy, że odgadliście, abyście się tylko odczepili…”

O co byś zapytał swojego kochanego dzieciaka, gdybyś zapomniał wszystko, co o nim wiesz, pamiętałbyś tylko jego imię i to, że strasznie go kochasz…?

Jak lubisz rozmawiać?

Jak lubi, abyś był?

No i to najważniejsze:

Kim nie możesz być przy mnie, a tak bardzo byś chciał(a)…?

A może by tak przestać wiedzieć,

i znowu zacząć pytać…

Dziękuję, Miłosz.

Jak rozmawiać z nastolatkiem?

Co pod rozmowami „z okienka” przytaczanymi na profilu Tomasza Zielińskiego piszą rodzice?

„Przypadkiem stanąłeś na mojej drodze i zmieniłeś moje życie. Przypadkiem, a może to było przeznaczenie. Zatrzymałam się, zastanowiłam, wsłuchałam. Dzięki Tobie mój syn rysuje swoje drzewo, pisze swoje wypracowania, smaruje po swojemu kanapki. Chronię go przed światem dorosłych/sobą, przed utratą swojej wyobraźni i fantazji. Pielęgnuję w nim dziecko. Zrobię wszystko, aby trwało to jak najdłużej. Gdybyś widział jego minę, jak pozwoliłam mu wykonać swoją pracę, jak chce, a nie wskazując mu, jak powinien. Wczoraj wróciłam do domu przed kolacją. Od kilku tygodni, miesięcy, po raz pierwszy dzieci, jedząc, siedziały mi na kolanach i koniecznie musiałam iść z nimi spać/leżeć obok. Dziękuję, Tomku!”

Aleksandra D.

„W końcu, gdy dałam sobie i najmłodszemu dziecku tyle czasu, aby do końca usłyszeć, o co chodzi, było to dla mnie bardzo wzruszające. Są to momenty nie do opisania, z jego oczek, z tej malutkiej duszy patrzyła na mnie taka wdzięczność, że jako mama naprawdę miałam w końcu czas na słuchanie, żeby już nie musiał wpadać w histerię, że nie został wysłuchany do końca i usłyszany, o co mu tak naprawdę chodzi”.

„Nie ma nic pilniejszego niż być, słuchać, słyszeć, być usłyszanym, to jest piękne. Usłyszeć to znaczy dla mnie – spowolnić bieg w życiu”.

Katharina S.

…………………………………………….

Dlaczego dzieci biorą narkotyki i dopalacze?

[1] Ośrodek Usłyszeć Na Czas – miejsce, w którym zespół specjalistów otoczy opieką dzieci, które myślą o tym, aby zrobić sobie coś złego. To również miejsce, gdzie pomoc i edukację znajdą rodzice, z którymi eksperci będą dzielili się wiedzą o tym, jak wsłuchać się w swoje dzieci, tak by Usłyszeć je Na Czas. Więcej na patronite.pl/UsłyszećNaCzas.

[2] O warsztatach „WSZECHWIEDZĄCY SŁODKO-PIERDZĄCY DOROSŁY”

Tak powiedział o mnie Krzysiek, lat 17, w okienku 120 minut, w którym służę dzieciakom.

Cała nasza rozmowa jest do przeczytania na moim profilu.

Za zgodą Krzyśka postanowiliśmy tak nazwać cykl spotkań dla rodziców i opiekunów, podczas których będę dzielił się tym, jak Usłyszeć Na Czas nasze dzieciaki, ale nie takie na co dzień, lecz takie, jakimi są…

…ale nie mają o tym komu powiedzieć.

To wydarzenie jest dla:

…taty, który przestał słyszeć córkę,

więc ona zamiast bycia sobą jest kimś, kogo jej tata chce widzieć,

a jest to dalekie od tego, kim tak naprawdę jest.

…dla mamy, która chciałaby usłyszeć to, co naprawdę jest ważne dla jej dzieciaków, a nie wie, jak do nich dotrzeć.

…dla każdego, kto czuje, że w rozmowach z dzieciakami brakuje mu tego, aby znowu usiąść i pogadać tak z serca, bez udawania.

Ten projekt jest dla tych, którzy gotowi są wsłuchać się w swoje kochane dzieciaki, rezygnując z własnego „wiem lepiej”, z własnej racji.

Czy to jakaś terapia?

…nie, to tylko przypomnienie tego, jak usłyszeć tych,

których kochamy.

Ponieważ za brak słuchania

płacimy najwyższą cenę, nigdy nie poznając tych…

…którzy są w naszym życiu ważni.

Czy ten artykuł był pomocny?
TakNie

Podobne artykuły