Niedawno ukazała się książka „Filozofia lekkiego plecaka”, którą napisałeś razem z żoną. Plecak to metafora życiowego bagażu. Przyznam, że gdy po nią sięgałam, spodziewałam się oczywistości: żeby przejrzeć posiadane przedmioty, wyrzucić niepotrzebne i mniej się przejmować. A tu niespodzianka: zaczynacie od tego, by… nie brać kredytu. Tymczasem prawie każde młode małżeństwo zaczyna od zaciągnięcia pożyczki na M2 lub dom. Tak nas uczą rodzice: warto inwestować, to podstawa.
Marcin Osman: O inwestycji można mówić wtedy, gdy wkładasz w coś pieniądze i z czasem masz ich więcej. A w tym przypadku to tylko kupowanie. Bardzo często nieprzemyślane. My z Kamilą najpierw testowaliśmy, gdzie nam dobrze, potem dopiero – gdy mieliśmy pewność, czego chcemy – kupiliśmy dom. Bez kredytu, bez wieloletnich zobowiązań. Gdy za jakiś czas uznamy, że już nam nie pasuje – bo nam np. zmienią drogę leśną na asfalt – sprzedamy go. Lekko, bez czekania na zgodę banku.
W książce przytaczacie historię pary, która po ślubie zaciągnęła kredyt. Pojawiły się dzieci, on wyjechał za granicę zarabiać. Przegapił lata dorastania maluchów, a gdy umęczony wrócił, to się rozwiedli… Wy mówicie: żadnych kredytów, lekki plecak!
Tak, i zawsze gdy piszemy czy mówimy w naszych mediach społecznościowych, żeby nie brać kredytu, wzbudzamy kontrowersje. Bo wszyscy biorą. Kiedy poznałem moją żonę, nie wiedziałem, gdzie będziemy mieszkać. Próbowaliśmy w Tajlandii, Portugalii, Hiszpanii, w Nowym Jorku. I po kolei odczarowywaliśmy te miejsca, np. mit sielskiego życia na wyspie w Tajlandii. Owszem, jest pięknie, ale po miesiącu nudzisz się: jest jednostajnie, gorąco, a poza tym ile można jeść ryż i pad taje! Nowy Jork? Filmowy, ale głośno i śmierdzi. Paryż? Też nie pachnie bułeczkami.
My sprawdzaliśmy, gdzie nam jest dobrze. Gdy pojawiła się druga ciąża, poczuliśmy, że chcemy domu w lesie. I kupiliśmy go, ale bez kredytu. Kredyt na dom powinno się brać tylko wtedy, gdy ma się na koncie tyle pieniędzy, że – gdyby coś się przewróciło – można będzie zrobić przelew i temat zamknięty.
Jednak są osoby szybko potrzebujące stałości. Podczas ciąży dodatkowo włącza się potrzeba gniazdowania…
Dla nich są wynajmy długoterminowe, z półrocznym okresem wypowiedzenia, rocznym. Oczywiście, rozumiem, o co pytasz, o potrzebę stałości. Ale świat nie jest stały. Wystarczy pandemia, kryzys – i się sypie. Jedyne, co jest wtedy stałe, to uwiązanie kredytowe. Ktoś ma wymarzone mieszkanie w centrum miasta, ale przychodzi lockdown i jest w nim uwięziony, dosłownie i w przenośni. Nie może powiedzieć: „Mam to gdzieś, przenoszę się do domku pod lasem”. Nie ma takiej możliwości. Albo ktoś jojczy, że ma teraz wyższe raty, bo WIBOR. Naprawdę jest zaskoczony? Myślenie, że świat się nie zmienia, to dopiero lekkomyślne podejście. Ale mam i takich znajomych: dwa lata temu wycenili swoją zdolność kredytową na półtora miliona, pod zakup domu czy mieszkania. Ale przemyśleli, że nie chcą żyć z kredytem „na milion lat” i zamiast wielkiego domu wybudowali sobie mały domek w Borach Tucholskich, całość 35 metrów. Super im się w nim mieszka, pracuje, prowadzi biznesy. Zobacz: mają domek za 150 tysięcy, mogą sobie 10 takich wybudować w różnych częściach świata. Jak im się znudzi, to sprzedadzą, wynajmą, przeniosą się w dowolne miejsce na Ziemi.
Filozofia lekkiego plecaka to podejście do życia w czasach niepewnych. To rada, żeby zmniejszyć presję obowiązków i żeby nie być uwiązanym. Ale czy to nie jest deprymujące? Czy myśl, że właściwie w każdej chwili jesteś gotowy do drogi, nie odbiera poczucia bezpieczeństwa?
Przeciwnie, bo nie jesteśmy przywiązani do rzeczy. My mamy dom, w którym mieszkamy od ponad roku, Kamila go wspaniale urządziła, są w nim piękne rzeczy, ale nie mamy żadnego problemu z tym, żeby jutro w jedną walizkę spakować komputery, telefony, paszporty, karty płatnicze i jechać dalej. Są miejsca znacznie lepsze niż nasze, w innych częściach świata. Niedawno byliśmy w Hiszpanii przez miesiąc. Na cztery noce wynajęliśmy zjawiskowy dom z widokiem na zatokę Vigo. Za śmieszne pieniądze. Zobacz: miałem ten dom bez kupowania go za 1,5 miliona euro – mieszkałem w nim za 70 euro dziennie. Mogę w nim się zatrzymać na pięć miesięcy, nasycić się nim, krajem i jechać dalej! Wyjechaliśmy z dziećmi w połowie października. Wiesz, czemu? Bo zdaliśmy sobie sprawę, że rok w rok jesienią i wiosną dzieci nam chorują, najpierw jedno, potem drugie. Nie chodzą wtedy do przedszkola, zostają w domu, my z nimi. Wyszliśmy z założenia, że ten czas lepiej spędzić w cieple, w słońcu, co daje gwarancję, że dzieci nie będą chore.
Słońce to witamina D3, odporność…
I nie będzie tego miesiąca czekania „aż dzieci wyzdrowieją”. Nawet z opcją, że nie popracujemy dużo – dalej to jest lepsze niż kiszenie się w domu z chorym dziećmi, przy których też nie da się pracować. Przy okazji nie ma lepszej szkoły niż podróże. Moja 3,5-letnia córka umie już zamówić sok pomarańczowy w portugalskiej knajpce.
Wyjazdy z dziećmi – świetny pomysł, ale gdy są małe. Ale co wtedy, gdy zaczyna się szkoła?
Są szkoły zdalne, w chmurze, edukacja domowa. Szefowa YouTube’a, Susan Wojcicki, w swojej książce „Jak wychować ludzi sukcesu” pisze, czego trzeba nauczyć dzieci. Kluczowa jest samodzielność, a z twardych kompetencji – czytanie i liczenie, żeby były w stanie same się dalej uczyć. To też jest filozofia lekkiego plecaka. Oczywiście to nie oznacza pozwolenia im na robienie tego, co tylko chcą – gdyby tak było, moja córka zamawiałaby same ciastka na obiad, choć wie, że powinna jeść coś innego.
Swoją drogą mam inne podejście do tacierzyństwa niż jeszcze trzy lata temu. Chcę, żebyśmy – ja i moje dzieci – żyli poza systemem. Nie mam pracy etatowej, biura, pracuję zdalnie od zawsze. Filozofia lekkiego plecaka.
Zawsze tak było?
Nie. Przełomowym momentem była utrata firmy, którą budowałem w Krakowie, 12 lat temu. Nie zostało mi nic poza długami, zobowiązaniami i niewiadomą, co dalej. Naprawdę nie miałem nic. Szarpałem się rok, jak z tego wyjść – nic nie działało. Spakowałem więc plecak, niewielki, i ruszyliśmy w podróż do Wenecji. Bilet kosztował kilka euro. Zatrzymaliśmy się w tanimi hostelu, jedliśmy czipsy z marketu na tle zachodzącego słońca. Nie mieliśmy nic oprócz czasu.
Logika mówiła: zostań w domu i odrabiaj straty. Ale to nie działało. Myślałem: co mam robić? Kim jestem? Dotarło do mnie, że poprzednia firma nie była dopasowana do mnie, była oparta na wyobrażeniach, jakie wyniosłem z domu: że muszą być pracownicy, samochody służbowe, biuro. A to nie było potrzebne. Dziś to dla wielu osób jest oczywiste, wtedy to był przełom. Wiedziałem, że trzeba pracować mądrzej. Dotarło do mnie, czego nie chcę, i poszedłem w drugą stronę, bez pracowników, bez biura. Wtedy powstała moja pierwsza książka, wydawnictwo, cała obecna firma.
W książce radzicie, żeby nie obciążać się niepotrzebnymi obowiązkami, nie zagracać życia zbędnymi rzeczami. Nie zabierać ze sobą za wielu rzeczy w podróż, gdy wszystko można kupić na miejscu. To możliwe chyba tylko wówczas, gdy się ma solidną kartę kredytową?
Nie mamy kart kredytowych, ani ja, ani Kamila. Niedawno mieliśmy z tym problem, nie mogliśmy wynająć samochodu. Pierwszy raz poczułem dyskryminację z powodu mojej niechęci do jakiejkolwiek postaci kredytu (śmiech). Ale rozumiem, o co pytasz: o pieniądze na koncie. Od zawsze mówię: tak, trzeba mieć pieniądze.
Nie rzeczy? Czytam, że Wasza filozofia lekkiego plecaka zakłada, że nie gromadzicie przedmiotów. Co w takim razie sądzicie o „preppersach”? To ludzie, którzy chcąc być przygotowani na najgorsze, robią zapasy. Przez pandemię, wojnę taka postawa jest coraz częstsza. Może to dobry pomysł na dzisiejsze czasy?
Preppersi skupiają się na rzeczach. Moje i Kamili podejście polega na zbieraniu umiejętności i kontaktów. Naszym zdaniem to bardziej się przyda: relacje i doświadczenia. Oraz mobilność.
Ale nie każdy może być nomadem jak Wy! Filozofia lekkiego przenoszenia się z miejsca na miejsce nie sprawdzi się w przypadku – ja wiem? – lekarza.
Czemu nie? Znajoma pani doktor przyjmuje pacjentów premium, wypisuje recepty – wszystko zdalnie. Zarabia więcej niż w szpitalu, a dodatkowo ma czas się rozwijać, jeździ na konferencje. Pytanie brzmi: co wybierasz? Można być nawet zdalnie pracującym piekarzem, pracować raz w tygodniu. Wierzę, że każdy może. To wybór.
Brzmi rewolucyjnie, ale to nie jest proste. Jak się przestawić na pracę, którą można wykonywać z dowolnego miejsca na świecie?
Ania, ja o tym napisałem całą książkę „Jak zacząć” (śmiech), bo zacząłem dostawać kilkaset pytań na ten temat na Instagramie. Wiesz, byłem wychowywany w domu, w którym całą sobotę się sprzątało. Całą! Dziś wolę robić coś innego, a za sprzątanie płacę. Musiałem jednak wyrobić sobie takie kompetencje, żeby moja praca była warta więcej niż zapłata dla pani od sprzątania. Wiem, wiele osób nie zarabia tyle. Ale to jest ich wybór. Powiem lakonicznie: trzeba pozwolić ludziom żyć, jak chcą. Ja wybrałem wellbeing. W mojej głowie nie ma pandemii czy wojny. Nie jest tak, że neguję czy nie pomagam, bo pomagam. Tylko się na tym nie skupiam. Całą energię kieruję w inną stronę. Nie oglądam wiadomości, nie „ćpam” mediów, nie liczę zgonów.
Czytaliście Marię Kondo? To ta królowa minimalizmu, która mówi: pozbądź się rzeczy, które cię nie uszczęśliwiają. Wy nie namawiacie do minimalizmu…
Nie. Kamila niedawno przywiozła od moich rodziców moje puchary zdobyte w zawodach wędkarskich. Dla mojego ojca one mają znaczenie, dla Kamili też. Ja mógłbym się ich pozbyć, tak jak starych patelni czy drukarki, którą niedawno oddałem jakiejś pani. Pamiętam, że w podziękowaniu przywiozła mi paczkę jajek. Nasza sąsiadka rozdaje jabłka ze swojego sadu, chodzi po sąsiadach i dzieli się nimi…
Generowany zysk ma postać wdzięczności. Bezcenne! Marcin, a masz poczucie, że po pandemii przybywa osób, które ciągnie do pracy zdalnej, lekkiego plecaka?
Powiem przekornie: nie. Większość osób sądzi, że skoro pandemia się skończyła, to będzie już spokój. Nie będzie, będą kolejne dziwne akcje.
Piszecie w książce także o relacjach, żeby np. ograniczyć relacje z osobami toksycznymi. Ale jak to zrobić? Nie jest łatwo wyrzucać ludzi ze swojego życia.
Nie trzeba wyrzucać, ale warto nie wydatkować energii na takie relacje. Mam znajomego, który ma konflikt z siostrą. On do niej wydzwania, ona go nie chce. To nie ma sensu. Dwie strony muszą chcieć się kochać, nie jedna. Wbrew temu, co sugerują komedie romantyczne, że trzeba być wytrwałym. Nie trzeba. Jak przestajesz się szarpać, to robisz przestrzeń, żeby ktoś inny mógł zaparkować w twoim życiu. Jest genialna uwaga z książki „Antifragile” („Antykruchość”) Nassima Nicholasa Taleba, o tym, że ludzie chcą wyjść z kryzysu jak feniks. A to bez sensu, feniks cały czas odradza się taki, jaki był. Warto pomyśleć, że kryzys powinien nas wzmocnić, osobę „antykruchą” przeistoczyć w kogoś mocnego, lepszego. To jest ważne.
Co Wam daje filozofia lekkiego plecaka?
Radość życia. Poczucie, że mogę, ale nie muszę. Nie jestem związany z żadnym miejscem ani pracą. Uczymy dzieci takiego myślenia. Chcę, żeby moja córka nauczyła się języka w podróży, żeby mówiła biegle po angielsku do 10. roku życia. Żeby umiała stawiać na doświadczenia i relacje. To się sprawdza.