Justyna Moraczewska: Jedni nieustannie zmieniają coś w swoim życiu, inni unikają tego jak ognia. Boimy się zmian, a jednocześnie ich pożądamy. Jak to jest z tym podejściem do zmiany?
Katarzyna Kucewicz: Zmiany są naturalną konsekwencją naszego dojrzewania i nieodłącznym elementem funkcjonowania w społeczeństwie i w ogóle w świecie. Bardzo trudno jest żyć, nie dokonując żadnych transformacji. Nasze podejście do zmian może być natomiast dwojakie.
Jedni z nas mają w sobie dużą elastyczność i jednocześnie wewnętrzną potrzebę, żeby „działo się” w ich życiu. Niektórzy nawet sami prowokują częste zmiany. Takie funkcjonowanie jest związane z dużą impulsywnością. Żyjąc w ten sposób, ponosimy jednak ryzyko, że zaczniemy zmieniać to, co jest dobre. Ślepa pogoń za zmianą może zabrać nam przestrzeń na refleksję i realną ocenę sytuacji. Impulsywnie zmieniając partnerów, pracę, koncepcję na siebie, tracimy możliwość zgłębienia się w temat i zrozumienia siebie. Często ludzie wolą szybko coś zmienić, niż zastanowić się, co jest nie tak, jak poprawić coś, co szwankuje. Naprawianie wymaga wysiłku. A my wolimy iść na skróty – coś się zepsuło, to daj mi nowe, tak jak ze sprzętem AGD.
Po drugiej stronie są osoby, które doświadczają lęku przed zmianą, nawet tą drobną. Utrzymujący się paraliżujący niepokój w obliczu nowych sytuacji lub wyzwań sprawia, że tkwią często latami w niezdrowych dla siebie układach, w niewygodzie, nie rozwijają siebie. Rezygnują z korzystnych dla siebie opcji, wymagających trochę więcej odwagi. Na przykład decydują się na pozostanie w toksycznym związku, ponieważ boją się alternatywy bycia singlem lub konieczności chodzenia na randki w celu znalezienia nowego partnera. Albo pozostają w pracy, która ich męczy, ponieważ boją się spróbować czegoś nowego, sądzą, że nic lepszego nie znajdą. U podstaw takiego myślenia zwykle zauważamy wiele schematycznych, nieadaptacyjnych przekonań o sobie, o innych i o świecie. Taka triada negatywnych założeń sprawia, że człowiek tkwi w rzeczywistości, której wcale nie lubi.
Niemal każdy doświadcza tremy przed życiowymi zmianami. Dopóki ten strach jest subtelny, można go traktować jako radar, który pomaga nam chronić się przed zgubnymi konsekwencjami i zbytnim hurraoptymizmem. Czując tremę przed zmianą, jesteśmy ostrożniejsi, bardziej uważni. Próbowanie czegoś nowego zawsze wiąże się z ryzykiem i to normalne, że jesteśmy czujni.
Gorzej, kiedy każda zmiana generuje przerażenie i przerasta nas emocjonalnie. Podczas psychoterapii, kiedy trafiają do mnie pacjenci permanentnie uwikłani w zmianę lub odwrotnie – w stagnację, staram się razem z nimi znaleźć złoty środek, bo umiejętne reagowanie na zmiany znacznie poprawia jakość życia.
– Mówi się , że ten, kto nie zmienia, ten się cofa. Wszystko wokół ewoluuje i idzie do przodu, zatem my nie podążając za zmianami, zostajemy w tyle!
– Zastanawiam się, czy to stwierdzenie należy traktować wyłącznie w kontekście zmiany. To „pójście do przodu” ja rozumiem bardziej jako opowieść o rozwoju. A rozwój nie zawsze musi się wiązać ze zmianą.
Rozwój następuje wtedy, kiedy pewne rzeczy naprawiamy, ulepszamy. Możemy poprawić swoje zachowanie albo podejście do pewnych spraw czy innych ludzi, jednocześnie nie zmieniając istoty rzeczy. Czyli np. dalej pozostajemy w tej samej pracy, ale modyfikujemy swoje zachowania względem współpracowników lub zmieniamy swoje podejście do sytuacji, w których znajdujemy się pod presją. Inny przykład: pozostajemy w małżeństwie, ale modyfikujemy swoje reakcje na gniew, smutek czy problemy naszego partnera. Zaczynamy od pracy nad sobą, bo to jest bardzo ważne właśnie w kontekście zmiany.
Człowiek rozwija się przez całe życie. W tym kontekście powinien wciąż iść do przodu: poznając, eksplorując, modyfikując nawet swoje własne przekonania. Każde życiowe doświadczenie coś w nas uruchamia i coś w nas transformuje. Jeżeli zatem zmiana oznaczałaby pracę nad sobą, to zgadzam się z tym cytatem. Jeżeli natomiast człowiek nie zmienia siebie, to niczego innego też tak naprawdę nie zmieni.
Bywa, że słowa: „Kto nie zmienia, ten się cofa” niektórzy traktują zbyt dosłownie, jako konieczność permanentnego zmieniania nawet tych rzeczy, które są ok, ale wymagałyby pewnego udoskonalenia – i związanego z tym wkładu pracy. Czasami słyszymy: „Życie jest za krótkie, żeby nie eksperymentować i nie próbować nowego!”. Niestety, ta gonitwa może stać się problematycznym stanem wiecznego poszukiwania i niespełnienia.
Jak pokonać lęk przed zmianą
– Wracając do tych, którzy stoją w miejscu, zablokowani lękiem przed tym, co nowe i nieznane: co mogą zrobić, żeby odważyć się na życiowe zmiany i łagodnie przez nie przebrnąć?
– Przede wszystkim, jeżeli dokonujemy zmian gwałtownie i nieprzemyślanie, kiedy bez zastanowienia rzucamy się na głęboką wodę, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że szybko się zniechęcimy. Wrócimy do punktu wyjścia i pozostaniemy w przeświadczeniu, że wszelkie zmiany są przerażające.
Dlatego do każdej zmiany warto się przygotowywać. Oczywiście czasami życie tak się układa, że nie możemy sobie na to pozwolić. Jeżeli jednak mamy na to przestrzeń, wówczas dobrze jest planowo, metodycznie rozpisywać sobie, krok po kroku, jak będzie przebiegał proces naszej zmiany. Warto przemyśleć, co będzie się działo na poszczególnych etapach dochodzenia do celu. To może być zmiana nawyku albo życiowych okoliczności, jak na przykład przeprowadzka. Co się będzie działo? Jakie mogę napotkać trudności? Jak mogę się do nich przygotować?
Dobrze jest przygotować się do zmiany nie tylko „technicznie”, ale również mentalnie. Warto dać sobie przestrzeń na różnorakie emocje, jakie mogą pojawić się podczas tego procesu. W tym momencie życia mogą towarzyszyć nam różne skrajne uczucia, jak na przykład ekscytacja albo strach, z jednej strony zadowolenie, wyczekiwanie, radość, a z drugiej – zmartwienie i niepewność, która podsyca nasz lęk.
Często w takiej sytuacji pojawia się refleksja: skoro czuję lęk, to pewnie ta zmiana nie jest dobrym pomysłem. Tymczasem zachęcam do tego, by uzmysłowić sobie, że zmiana to zawsze konglomerat emocji. Pojawia się cała masa sprzecznych głosów w sercu. I możemy się czuć dobrze i niedobrze naraz. To normalne, że zmiana i nas cieszy, i przeraża jednocześnie. Zanim dokonamy zmiany, dobrze jest pomyśleć też o sieci wsparcia, czyli o ludziach, do których będziemy mogli się zwrócić o pomoc i zapytać ich o radę.
– Bywa również tak, że nic nie zmieniamy, bo boimy się stracić to, co już mamy. Nawet jeśli nie do końca coś nas zadowala, ale wydaje się być przynajmniej pewne… Jakie są inne powody obaw przed zmianą?
– Wiele osób odczuwa strach przed zmianą, który jest bardziej bądź mniej uświadomiony. Lęk tak je paraliżuje, że podejmują wewnętrzną decyzję: „Wolę zostać w znajomym bagienku, niż narażać się na gigantyczny stres związany ze zmianą”. A nierzadko są to osoby, które potrzebowałyby pomocy. Dlatego wspomniałam wcześniej o niezbędnym wsparciu społecznym. Czasami jest tak, że możemy nawet wewnętrznie czuć, że zmiana byłaby korzystna, ale mamy w sobie taką niepewność, czujemy się tak słabi, że potrzebujemy kogoś obok. Czasami potrzebne jest wsparcie profesjonalne, na przykład psychologa, ale wielokrotnie wystarcza to przyjacielskie. Potrzebujemy pomocnej dłoni, żeby nas z tego „bagna” wyciągnąć.
To normalne, że się boimy zmiany. Nie wiemy, co jest za drzwiami, więc mamy w sobie niepewność. Ważne jednak, żeby ten niepokój nas nie paraliżował, żeby to była bardziej trema niż panika. Czasem obawiamy się innego życia, nawet jeśli czujemy, że po zmianie będzie ono lepszej jakości. Boimy się, że okażemy się w tym nowym życiu niekompetentni i że nas to „nowe” przerośnie. A tu, gdzie jesteśmy, na tym naszym poletku, przynajmniej czujemy się komfortowo, bo już wiemy, jak po nim deptać.
Zmiana jest ryzykiem. Co tam będzie dalej? Jakie wyzwania będą stały przede mną? Czy one mi się będą podobać? Czy „nie zamieni stryjek siekierki na kijek?”. Tymczasem najczęściej jest tak, że strach ma wielkie oczy. To my sami wyolbrzymiamy lęk przed nowym. Nadpisujemy czarne scenariusze.
– Musi być trudno, żeby potem było łatwo?
– Każda zmiana to jest wyjście poza strefę komfortu. Jest jak nowe buty – trochę cisną na początku, trzeba je rozchodzić. Żyjemy w takich czasach, w których obiecuje się nam, że w życiu będzie łatwo i że można wszystko zrobić prosto i szybko. A czasami musi być trochę trudno, ale ta niewygoda przecież nas nie zniszczy. Błędem jest, kiedy początkowe „uwieranie” sprawia, że się zniechęcamy i porzucamy nowy kierunek drogi. A warto dać sobie szansę na to, żeby eksplorować, żeby siebie samego sprawdzić i jakoś się w nowej sytuacji usadowić.
Polecam wypróbować na sobie strategię mikronawyków. Jeżeli tak strasznie boisz się zmiany, zacznij od rzeczy mikro, tak jak mówiło się kiedyś: „małymi kroczkami”. Chcesz być sportowcem? Zacznij od robienia pięciu przysiadów dziennie. Bo pięć przysiadów czy trzy minuty na bieżni to jest zawsze więcej i lepiej niż zero. Taka zmiana na poziomie mikro nie rujnuje naszej rzeczywistości, może być nawet niezauważalna dla naszych emocji, a zauważalna dla ciała i jakości naszego życia.
– A co ze spontanicznymi porywami serca? Warto postępować w myśl słów Pablo Nerudy: „Powoli umiera ten, kto nigdy nie opuszcza swojego przylądka, gdy jest nieszczęśliwy w miłości lub pracy, ten, kto nie podejmuje ryzyka spełnienia swoich marzeń, ten, kto chociaż raz w życiu nie odłożył na bok racjonalności”?
– Potrzebujemy czasami spontaniczności. Zwłaszcza ludzie, którzy mają poukładane życie, ale bardzo monotonne, bardzo schematyczne. To może być takie odświeżenie i wyjście z życiowego marazmu. Czasami człowiek potrzebuje się odbić i tak sobie najzwyczajniej zaszaleć. Zdarza się, że moi pacjenci mówią: „Zrobiłam taką jedną szaloną rzecz i poczułam, że żyję, że oddycham, że serce mi bije. Poczułam ten trzepot, ekscytację pierwszy raz od dwudziestu lat i nie żałuję! Warto było, chociaż to zupełnie nieracjonalne, a w dodatku kosztowało masę pieniędzy”. Takim „szaleństwem” może być totalna zmiana koloru włosów, kupienie auta, o którym zawsze się skrycie marzyło, spontaniczny zakup biletu lotniczego zamiast corocznych zaplanowanych wakacji w znanym miejscu albo na przykład randka w ciemno.
Generalnie, jeżeli chcemy dokonać jakiejś poważnej zmiany w życiu, dobrze jest jednak przemyśleć wcześniej różne konsekwencje, jakie mogą się z nią wiązać, zwłaszcza kiedy minie pierwszy moment podniecenia i ekscytacji. Żeby potem tej zmiany jednak nie żałować.
Jeżeli należysz do tych, którzy lękają się zmiany, skup się na procesie, a nie tylko na rezultatach!
Amerykańka psychoterapetka Virginia Satir udowadniała, że to, czego się uczymy i co osiągamy po drodze, jest równie ważne co ostateczny rezultat i wyniki samej zmiany. Zdefiniowała ją jako „wewnętrzną przemianę, która z kolei powoduje zmianę zewnętrzną”.
Wyodrębniła 6 następujących po sobie etapów, których zrozumienie może ci pomóc w łagodniejszym przejściu przez proces zmiany.
- Status quo, czyli strefa komfortu. To nasza rzeczywistość, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Wiemy, czego spodziewać się po innych i po sobie. Znamy to, więc na swój sposób wydaje się nam bezpieczne.
- Opór. Coś budzi w nas lęk przed nieznanym i wyzwala inne negatywne emocje, jak złość, wściekłość, smutek. Na tym początkowym etapie najczęściej się wycofujemy.
- Chaos. Nowe zaczyna opanowywać naszą rzeczywistość, a ponieważ jeszcze nie nabrało kształtów, pogrąża nas w chaosie. Jest to faza dezorientacji wypełniona mieszaniną różnych emocji i również chęcią wycofania się. Wiemy, że nie możemy wrócić do starego, ale nie wiemy jeszcze, jak poruszać się w „nowym”, które jest obce i wydaje się karkołomne.
- Integracja. To faza godzenia się ze zmianą. Zaczynamy rozumieć nowe możliwości, dostrzegamy nowe szanse. Widzimy, że to, co nowe, także może być praktyczne. Próbujemy zrozumieć i zaakceptować zmianę.
- Praktyka. To etap, na którym wdrażamy i wzmacniamy swój nowy stan poprzez praktykę. Na początku może to być trudne i zniechęcające, ale trzymając się nowej drogi i stając się na niej coraz lepsi, zaczynamy czuć się dumni z siebie i podekscytowani tym, co będzie dalej.
- Nowe status quo. Koło się zamyka. To, co było nowe, stało się codziennością. Możemy w pełni wykorzystać potencjał, jaki wniosła zmiana.
Źródło:
- Elsey, E.L. (2022). Virginia Satir’s 6 Stages of Change & What it Means for Coaches! Pobrane z LINK