Marta Śpioch: Chore, niepełnosprawne dziecko wiele już wycierpiało. Chciałoby żyć jak inni. Nie da się tego osiągnąć w domowych warunkach, przy wykluczeniu społecznym i izolacji. Dlaczego szkoła integracyjna tak bardzo może pomóc w przygotowaniu do życia?
Renata Marciniak: Szkoła to drugi dom – nie chodzi tylko o realizację materiału, ale o więzi z rówieśnikami, naukę zachowań społecznych i rozwój emocjonalny. To rodzaj hartowania na przyszłość. Trzeba przecież poznać smak sukcesu i porażki.
Jeszcze dwa lata temu poradnie przyznawały chorym dzieciom orzeczenia o potrzebie kształcenia indywidualnego, co pozwalało im na zajęcia z nauczycielem w opcji „jeden na jeden” na terenie szkoły. O ile stan zdrowia pozwalał im na udział w codziennych zajęciach, spędzali z kolegami więcej czasu. A przynajmniej widywali się z nimi na przerwach i szkolnych imprezach. Jednak każde z nich mogło widzieć na co dzień kolegów w szkole.
Teraz dzieci z niepełnosprawnością nie mają takiej szansy, skazane są wyłącznie na naukę w domu. Krzywdzące wykluczenie.
– Można je obejść?
– Jeśli zdrowie dziecka pozwala mu być w szkole przez kilka godzin, mądrym rozwiązaniem jest przyznanie orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego ( zamiast indywidualnego). biorąc pod uwagę jego niepełnosprawność. Dzięki temu uczeń ma prawo uczyć się w szkole z rówieśnikami i korzystać ze wszystkich możliwych udogodnień, jakie mu stwarza taki dokument.
– Dzieci z jakimi schorzeniami mogą się ubiegać o takie orzeczenie?
– Niepełnosprawne ruchowo- w tym z afazją (m.in. zaburzenia mowy), niepełnosprawne intelektualnie – w stopniu lekkim, umiarkowanym i znacznym, z autyzmem – w tym z zespołem Aspergera , dzieci z ogólnie znaczną dysfuncją słuchu lub wzroku, a także z tak zwaną niepełnosprawnością sprzężoną, czyli problemami zdrowotnymi w kilku obszarach naraz.
– Największe zalety takiego orzeczenia?
– Dziecko realizuje materiał w klasie, ale w sposób dostosowany do jego możliwości i potrzeb. Kluczem jest przygotowany specjalnie dla niego Indywidualny Program Edukacyjno-Terapeutyczny (IPET). Bierze się pod uwagę ograniczenia dziecka ( zdrowotne, emocjonalne, intelektualne) i silne strony, tak by w wybranych sferach mogło osiągać swoje wyżyny.
Przyglądamy się także sytuacji rodzinnej ( np. wsparcie rodziców w nauce w domu) i cechom dziecka – między innymi czy jest ambitne, wycofane, życzliwe, radosne, jak reaguje presję czasu, rozwiązywanie wielu zadań podobnego typu, frustrację i na konflikty… IPET opracowują w danej szkole nauczyciele, pedagog specjalny, logopeda, psycholog, rehabilitant i terapeuta zajęciowy.
Dodatkowo, dzięki orzeczeniu uczeń ma zagwarantowane poza lekcjami zajęcia rewalidacyjne, na których usprawnia i rozwija swoje najsilniejsze funkcje edukacyjne, psychiczne i fizyczne. Jednocześnie pracuje nad korekcją zaburzeń. Do tego terapia zaburzeń ruchowych, komunikacji, sensoryczna, spotkania z psychologiem czy logopedą. W zależności od indywidualnych potrzeb dziecka.
– Jak wygląda realizacja IPET w praktyce?
– Uczeń jest maksymalnie włączony w naukę w gronie zdrowych rówieśników, co nie znaczy, że stawia mu się identyczne wyzwania jak pozostałym. Na lekcji jest zawsze dwóch nauczycieli – przedmiotu i wspomagający, którzy codziennie ustalają, jak dostosować materiał do możliwości ucznia z orzeczeniem. Pomagają też na bieżąco w czasie zajęć.
Weźmy przypadek szóstoklasistki po operacji neurochirurgicznej. Nastolatka porusza się z pomocą, ma spowolnione mówienie, trudności z pisaniem. Jest dość sprawna intelektualnie i emocjonalnie, jednak z powodu choroby w jej wiedzy są znaczne luki.
Jeśli dziewczynka nie może zapisać treści lekcji – wkleja się jej do zeszytu wydruk, tego co notują dzieci, lub pomaga zapisać. Zamiast wypracowania może odpowiadać ustnie. Zwalnia się ją z dłuższych prac pisemnych. Nie jest oceniana za “kulfony” , błędy związane z zaburzeniami wzroku, czy rachunkowe – bo źle ustawi cyfry w obliczeniach. Jeśli ma znać dokładnie lekturę, może zamiast czytać, posłuchać audiobooka lub obejrzeć film na podstawie lektury. Ma znać tylko kluczowe zagadnienia – bo najważniejsze w uczeniu takiego dziecka jest utrwalanie działań i ciągłe ćwiczenia w wydobywaniu z pamięci fragmentów wiedzy.
Klasówki są dostosowane do jej możliwości – czyli mogą zawierać mniej poleceń , koncentrują się tylko na podanej w jak najprostszy sposób wiedzy podstawowej, a czasem nawet elementarnej. Materiał na test jest przygotowany w porozumieniu z nauczycielem wspomagającym, a uczennica dostaje wcześniej kartę zadań.
– Mówi się o epidemii dzieci z diagnozą zespołu Aspergera. Jak w tym przypadku wygląda podejście w placówce integracyjnej?
– „Aspergerowcy” kiepsko radzą sobie w relacjach, specyficznie komunikują się ze światem, trudno im nazwać i wyrażać emocje. Żyją wedle własnych zasad, są mało odporne na zmiany otoczenia i często nadwrażliwe w obszarze zmysłów.
Zarówno nauczyciele, jak i dzieci wiedzą, że gdy uczeń ( to zaburzenie dotyka głównie chłopców) traci kontrolę nad emocjami, można mu pomóc. Klasie tłumaczy się podczas konkretnego “incydentu”, że krzyk, płacz, zaczepki, czy spontaniczna potrzeba spaceru po klasie – nie są prowokacją, ale przynoszą chłopcu ulgę.
Oczywiście gdy dziecko nie kontroluje swojego zachowania, kopie krzesło lub zaczepia agresywnie, należy je uspokoić. Bywa nawet, że klasa wychodzi wtedy na korytarz i tam kończy lekcję, a nauczyciel wspomagający pomaga rozedrganemu dziecku ochłonąć. W nauce też może liczyć na wsparcie. Gdy na przykład klasa analizuje Harry’ego Pottera, uczeń słucha pomysłów klasy i odgrywa daną postać, jak w teatrze. Frajda, a przy okazji zapamiętuje ważne fakty.
Pamiętam chłopca ze spektrum autyzmu, który w klasie IV zaczynał lekcje od nawiązana do kwestii ulubionych dinozaurów. Tylko taki „prolog” gwarantował jego gotowość do zajmowania się tzw. realizacją programu. Innemu chłopcu pomogło słuchanie na przerwach ulubionej muzyki z… Nepalu.
– Czyli każde dziecko z orzeczeniem może liczyć na taryfę ulgową?
– W przedmiotach, które sprawiają mu problem – nie musi być “orłem”, ma tylko przyswoić wiedzę na poziomie podstawowym, powiedzmy – “trójkowym”. Ale jak każde dziecko ma na pewno także mocne strony – może są to języki obce, przyroda, talent artystyczny, lub sportowy, działalność w samorządzie czy harcerstwie – te zdolności mają być wzmocnione, tak, żeby dziecko zabłysło – to dla niego istotne wsparcie w chorobie i odnalezieniu się w społeczności.
– Nauczyciele znajdują się klucz do każdego dziecka. A jak dogadują się zdrowe i niepełnosprawne dzieci?
– Z wielu lat obserwacji wiem, że znacznie lepiej niż w szkołach nieprzygotowanych na integrację. Tam i uczniowie i nauczyciele zwyczajnie boją się „inności”czy ułomności, nie zawsze wiedzą, często nie umieją lub nie chcą się zaangażować…
Więc chore dziecko czuje się izolowane, samotne, co tylko umacnia jego poczucie bycia gorszym i niezrozumianym. Przecież każdy człowiek pragnie przynależeć do grupy. Nie zapominajmy, dziecko chodzi do szkoły także ze względów towarzyskich, a nie – jak uważają niektórzy dorośli – wyłącznie zdobywać wiedzę!
W naszej podstawówce na pierwszy rzut oka widać, że wszystkie dzieciaki sympatyzują ze sobą, zdobywają uznanie za swoje umiejętności. Oczywiście, są też konflikty, sprzeczki, antypatie. Młodzi ludzie uczą się rozumieć drugą osobę i traktować ją tak, jakby chcieli, żeby jego traktowano. I to jest piękna nauka życia w grupie. Naturalny trening budowania więzi, wzmacniania odporności na stres, radzenia sobie z porażką, oceną, wysiłkiem.
Jednocześnie chore dziecko poznaje także swoje reakcje, potrzeby, granice. Dzięki wsparciu kolegów, rozumie, że ma prawo do słabości, i że inni dostrzegają także jego zalety. Często taki proces trwa całą szkolną edukację ucznia i efekty widać na finiszu, co pięknie ukazuje stwierdzenie jednego ze starszych podopiecznych: „Teraz już lubię ludzi”.
– Co robić, gdy niepełnosprawne dziecko wstydzi się i przez to nie integruje się z kolegami?
– Bywa i tak. Dzieciaki są z gruntu dobre. Jeśli pomoże się im zrozumieć problem, rwą się do pomocy. Zdumiewa mnie, jak dzieci w naszej szkole nasiąkają chęcią pomocy. Czasem bez sugestii nauczycieli czy psychologa przejmują wręcz rolę terapeuty!
Niepełnosprawna uczennica unikała kontaktów. “Zostaw mnie” – reagowała na próby wsparcia czy wciągnięcia do rozmów. Jej koleżanka wymyśliła instruktaż, żeby dotrzeć do dziewczyny: “Zobacz, jaki mamy z tobą kłopot” – odegrała zachowania dziewczyny. Ukryła głowę w ramionach i nie zwracała uwagi na serdeczne gesty innych dzieci. Odchodziły zniechęcone, a ona jeszcze bardziej kuliła się w sobie.
– Rodzaj terapeutycznej dramy?
– Nie chodziło o przedrzeźnianie, ale o pokazanie problemu w kontakcie z zamkniętą nastolatką. Dzięki temu zrozumiała, że komuś na niej zależy i że wobec tego może zaufać. Powoli zaczęła się otwierać.
Co ważne, niepełnosprawne dzieci też chcą dawać wsparcie. Tyle przeszły, wycierpiały, że potrafią skutecznie i dojrzale pocieszać kolegów, dawać im siłę i “oswajać” ich kłopoty. Bezcenne, bo choć na chwilę przestają myśleć o sobie, że są jakoś wyjątkowo inne. Zajmują się zwyczajnym życiem, a nie skupiają tylko na swoim stanie.
Integracja to mądry, naturalny system, w którym wszystkie dzieci wiele zyskują.
– Kłopot w tym, że dramatycznie brakuje miejsc dla dzieci z orzeczeniami.
– Każda szkoła ogólnodostępna ma obowiązek je przyjąć, ale dyrekcja w statucie często zastrzega, że dzieci z pewnymi ograniczeniami nie przyjmie. Taki casting na uczniów, sztuczna selekcja jest niezgodna z konwencją praw dziecka, i z prawami osób niepełnosprawnych!
– Bywa jeszcze gorzej, dyrekcja zniechęca rodziców dziecka z orzeczeniem, tłumacząc się brakiem specjalistycznej kadry i doświadczenia w integracji. Jaki rodzic pośle dziecko w takie miejsce?
– Właśnie. Największą samotność chory uczeń przeżywa w szkole ogólnodostępnej, nieprzygotowanej do integracji, bo i rówieśnicy i większość nauczycieli boją się jego niepełnosprawności. I własnej niewiedzy, że coś zrobią źle. Taki uczeń wymaga innej troski, specjalistycznej kadry, programu nauczania, a do tego potrzeba wysiłku, zatrudnienia pedagogów specjalnych i psychologów, przygotowania nauczycieli do innych metod pracy niż ze zdrowymi dziećmi.
Niewiele szkół się na to decyduje, dlatego placówki integracyjne są oblegane. Dramatycznie wygląda sytuacja poza dużymi miastami, gdzie w ogóle nie ma mowy o szkolnej integracji. Dlatego trzeba nagłośnić każdą inicjatywę – walkę rodziców o godne miejsce do rozwoju dla ich dzieci. I bunt przeciw reformie o ich wykluczeniu z edukacji. Naprawdę każde dziecko dzięki integracji może być „na szóstkę”.