Pamiętam, jak wstrząsnęła mną opowieść mojej kuzynki o jej przyjaciółce, która nagle zdała sobie sprawę, że dzieciom wymyśla cuda na talerzu i kanapki w kształcie Myszki Miki, a sama… Sama zjada coś w biegu, byle jak albo zwyczajnie kończy jedzenie po synkach.
Pamiętam też zadanie którejś zaprzyjaźnionej psycholożki, która zaproponowała uczestnikom warsztatów, aby przez jeden dzień postarali się traktować siebie tak, jak swojego najlepszego przyjaciela/przyjaciółkę. Najpierw spotkało się to ze zdziwieniem i uniesieniem brwi w górę. Potem – okazało się odkryciem. Nie tylko możemy, ale powinniśmy być dla siebie dobrzy, bo to my jesteśmy najbliżej siebie. A przynajmniej powinniśmy być i na pewno warto do tego dążyć.
Spis treści
Miłość, czyli… zacznij od siebie
A skoro tematem miesiąca jest miłość, to… zacznijmy od siebie. Bo miłość zaczyna się od nas. I w nas. Najpierw miłość do nas samych, dopiero potem możemy się nią dzielić bez uszczerbku dla naszego dobrostanu. To jak w przypowieści o worku z fasolkami. Pamiętajcie, aby – rozdając innym fasolki – nie zapomnieć uzupełniać zapasów, żeby wasz worek zawsze był pełny, a nie świecił pustkami.
Albo jak w samolocie: żeby zadbać o dziecko, najpierw sama zakładasz maskę, a dopiero potem – jemu. Jak jest wypadek na drodze i chcesz pomóc, najpierw musisz sprawdzić, czy tobie nie grozi niebezpieczeństwo. Podobnie z zasadą pierwszej pomocy w miłości: najpierw pomóż sobie.
Pamiętaj o sobie. To najważniejszy człowiek, jakiego masz pod opieką
Być najbliżej siebie
Często łatwiej nam być dobrym dla innych niż dla siebie. Przytulić dziecko niż siebie. Uśmiechnąć się do męża niż do siebie. Przymknąć oko na cudze wybryki niż na własne. Tak jak największym wrogiem często jest nasz wewnętrzny krytyk, tak najbliżej siebie powinniśmy być my sami. Zacznijmy od małych wielkich kroków, bo te są proste i skuteczne. Nie skaczmy od razu na głęboką wodę, bo po latach czepiania się swoich prawdziwych albo wyimaginowanych wad, możemy zwyczajnie nie dać rady.
Co powiecie na 15 minut dla siebie w ciągu dnia? Każdy je znajdzie. TYLKO dla siebie. Na ukochaną kawę, ukochaną płytę, książkę albo spoglądanie za okno. Na zapalenie pachnącej świecy. Na zatrzymanie się i dopieszczenie siebie. Na ciszę i spokój. Tak niewiele, tak wiele. U mnie działa. Dzięki tym porannym wyrwanym/urwanym minutom mam poczucie, że świat nie zabiera mnie po kawałku, że chronię swoich granic i potrzeb. Zdrowy egoizm. Ja.
Uważność na siebie
Umówcie się też ze sobą, że jednego dnia zapiszecie na kartce albo przynajmniej zanotujecie w świadomości, jak się do siebie zwracacie i jak na siebie patrzycie ( „Znowu przytyłam! Ale jestem głupia! Matko, jak ja wyglądam!”). Możecie być zaskoczeni, ile tego jest. Ile w tym złości, często – agresji.
A potem, następnego dnia – spróbujcie ugryźć się w język, gdy taki ton choćby tylko usłyszycie w Waszych myślach. Zamieńcie te słowa na spokojne, czułe, otulające. „Miałam trudny czas. Wezmę się za to, kiedy znajdę siłę i jeśli będę miała taką potrzebę. Jest OK tak, jak jest”. Bądźcie dla siebie łagodni. Nie podnoście ciągle poprzeczki i nie biczujcie się za potknięcia. One są tak bardzo… ludzkie.
I jeszcze jedno. Przytulcie się. Tak, siebie. Wieczorem. Przed snem. Badania pokazują, że to działa. Bo dotyk czyni cuda. Nikt nie zadba o Was tak dobrze, jak Wy sami. Bo miłość zaczyna się od nas. I w nas. Pamiętacie?