Określenie „melancholia” zawdzięczamy Hipokratesowi, który już 400 lat p.n.e. obserwował pacjentów dręczonych przez przewlekły smutek. Za jego przyczynę uznawał nadmiar czarnej żółci, po grecku zwany melan chole. Dziś objawy, które opisywał grecki lekarz, wiążemy z depresją – chorobą manifestującą się zaburzeniami psychicznymi należącymi do grupy zaburzeń nastroju. Mianem melancholii współcześnie określamy zaś łagodne i przemijające zaburzenia nastroju, które niosą ze sobą krótkotrwałe przygnębienie i przemijający smutek. Z melancholii można się otrząsnąć, ale też można w niej zatonąć, bo bywa przedsionkiem depresji.
Agata Brandt: Czym różni się melancholia od depresji?
Violetta Nowacka: Najprościej mówiąc tym, że melancholia niesie ze sobą przemijające obniżenie nastroju. Depresja zaś to choroba, która długofalowo zmienia funkcjonowanie mózgu na tyle, że cierpiący na nią ludzie mówią, że jest gorsza od bólu fizycznego, prowadzi do realnego cierpienia psychicznego.
– Melancholia to termin bardziej płynny, a depresję możemy medycznie zdiagnozować?
– Zdecydowanie tak. Depresja jest opisaną jednostką chorobową, do jej diagnozy używa się m.in. tzw. Skali Depresji Becka, służącej do samooceny i rozpoznawania u siebie objawów depresji. Kwestionariusz Becka można wykonać sobie w internecie, wynik testu nie jest jednak diagnozą, a tylko wskazówką świadczącą o tym, że możemy cierpieć na depresję. Rozpoznanie powinien zawsze postawić lekarz.
Według procedury diagnostycznej DSM-5 (z ang. Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders), czyli klasyfikacji zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, w przebiegu depresji obserwuje się stałe uczucie smutku i przygnębienia powodujące psychiczny ból i upośledzenie zdolności odczuwania radości, miłości. Pacjenci z depresją nieustannie martwią się o przyszłość, którą widzą w czarnych barwach. Bardzo surowo oceniają własne postępowanie i bezustannie obwiniają się za wszystko, co sprawia, że czują do siebie niechęć, a nawet nienawiść. Osoby dotknięte depresją przestają cieszyć się z rzeczy, które dotąd przynosiły im radość, tracą zainteresowanie kontaktami z ludźmi, są rozdrażnione, mają skłonność do płaczu, pojawiają się u nich trudności w podejmowaniu decyzji i problemy ze skupieniem się, występują zaburzenia snu i łaknienia, pojawia się duża męczliwość, spadek libido. W przebiegu depresji pojawiają się myśli samobójcze. Według kryteriów DSM-5, aby zdiagnozować depresję, większość z opisanych objawów powinna występować codziennie, przez większą część dnia, przez co najmniej dwa miesiące.
– Zarówno melancholia, jak i depresja przynoszą nam obniżenie nastroju, smutek, przygnębienie. Różnią się w zasadzie ich natężeniem i długością trwania – w depresji świat zawęża się tylko do tych uczuć i nie widać od nich ucieczki. Skąd w ogóle biorą się w nas takie negatywne emocje?
– Smutek jest naszą naturalną reakcją. Jesteśmy smutni, gdy coś stracimy – bliską osobę, ale też relację, na której nam zależało, czy jakąś szansę. Odczuwanie smutku jest zdrowe i normalne w pewnych okolicznościach życiowych. Problem w tym, że coraz trudniej nam to przyjąć, bo żyjemy w kulturze gloryfikującej sukces i wymuszającej nieustanne udawanie, że wszystko jest w naszym życiu super. Tymczasem smutek i przygnębienie bywają potrzebne, sygnalizują, że przechodzimy jakiś okres żałoby, że coś w nas wymaga, żeby się zatrzymać, sprawdzić, co się w nas dzieje.
– Czuję smutek – co powinnam z nim zrobić?
– Uważam, że jeśli coś lub kogoś straciliśmy i czujemy nawracający smutek, warto się w niego świadomie zanurzyć. Nie chodzi jednak o to, by smutek zalał nam całe życie – dajmy sobie na niego pół godziny czy godzinę dziennie. Popłaczmy wtedy, zwierzmy się przyjaciółce, napiszmy w dzienniku, że coś nam nie wyszło, pomedytujmy. Emocje są informacją – jeśli pozwolimy je sobie poczuć, obejmiemy je uwagą i świadomością, to je powoli przepracujemy i się od nich uwolnimy. Zrozumiemy, dlaczego jesteśmy smutni, czego nam brakuje, co możemy zrobić, by poczuć się lepiej.
– A jeżeli tego nie zrobimy, tylko będziemy od smutku i melancholii uciekać, zagłuszać je social mediami czy używkami (co robi wiele osób)?
– Jeżeli nie rozumiemy naszego smutku i uciekamy od niego, jest ryzyko, że prędzej czy później taka zagłuszana melancholia przejdzie w depresję – bo układ nerwowy będzie tak przeciążony, że zacznie traktować depresję jako jedyną drogę wytchnienia. Warto pamiętać, że kluczowym czynnikiem wyzwalającym depresję jest wymykająca się spod kontroli reakcja stresowa mózgu. Depresję uważa się za chorobę krajów wysoko uprzemysłowionych – jest tym bardziej rozpowszechniona w społeczeństwie, im nowocześniejszy styl życia ono prowadzi. Dziś choruje na nią już dziesięciokrotnie więcej ludzi niż dwa pokolenia temu. Co ciekawe, wśród współczesnych Amiszów i plemion zbieracko-łowieckich, czyli zbiorowości żyjących tak, jak setki lat temu, depresja jest praktycznie nieznana.
Specjaliści od zdrowia psychicznego ostrzegają, że życie w XXI wieku oznacza dla ludzkiego układu nerwowego ogromne przebodźcowanie. Jak mówiła dr hab. Jolanta Panasiuk z Katedry Logopedii i Językoznawstwa Stosowanego UMCS w Lublinie podczas 7. Ogólnopolskiej Konferencji „Zaburzenia ze spektrum autyzmu. Objawy, diagnoza, terapia dzieci i młodzieży”, od 25 lat każdy rok równa się „rozwojowo” 10 latom przed 1950 rokiem. Oznacza to, że w ciągu ostatnich 25 lat nastąpił na świecie taki poziom zmian, jaki wcześniej następował w ciągu 250 lat. Nie ma szans, żeby nasze mózgi się do tego przystosowały – rozwój technologii sprawia, że docierająca do nas liczba danych przekracza biologiczne możliwości naszej percepcji [1].
– Amisze i łowcy-zbieracze nie korzystają z mediów społecznościowych i nie spędzają blisko 5 godzin dziennie, korzystając z telefonu – co, jak wynika z raportu Digital 2022 agencji We Are Social [2], robi większość z nas…
– Tak, i dzięki temu ich mózgi nie podlegają nieustannemu bombardowaniu nowymi bodźcami. Do tego żyją w dużej bliskości z członkami swojej grupy społecznej, a obecność współplemieńców to dla mózgu uspokajający komunikat „jesteś bezpieczny”. Społeczności te z racji trybu życia mają także wysoki poziom aktywności fizycznej, często na łonie natury, co pomaga rozładować stres – a codzienne przebodźcowanie jest dla mózgu stresem. Aktywność fizyczna, poczucie bliskości, kontakt z naturą – to wszystko sprawia, że mózg hamuje reakcję mobilizacji, a ludzie mogą się zregenerować w wartościowy dla układu nerwowego sposób. Dokładnie tak, jak robili to nasi przodkowie przed wiekami, którzy wykorzystywali też takie metody regeneracji systemu nerwowego, jak modlitwa, medytacja, rytualny taniec i śpiew.
– My „odpoczywamy”, surfując po kanałach telewizyjnych albo oglądając rolki na Instagramie…
– Sęk w tym, że bodźcowanie mózgu technologiami może stresować nasz układ nerwowy tak jak obiektywne zagrożenie, typu napaść czy huragan. Dzisiejszy styl życia – w szybkim tempie, w rywalizacji, ciągłych zmianach i natłoku bodźców – sprawia, że mózg jest zalany hormonami stresu. Układ nerwowy się przeciąża, bo nie ma jak bronić się przed czymś, na co nie ma wpływu, np. przed polityką personalną firmy czy ulicznymi korkami. Wystarczy wtedy iskra – losowe zdarzenie obiektywnie trudne albo sezonowy spadek dostępu do światła – i nagle depresja staje się jedyną drogą wytchnienia. Nasz mózg zna bowiem trzy sposoby reakcji na zagrożenie – walcz, uciekaj lub zamieraj w bezruchu. Jeżeli nie mamy z kim walczyć i nie możemy uciec, „zamrażamy” się w depresji.
– Co zrobić, by do tego nie dopuścić?
– Przypomnieć sobie, że każdy z nas jest zdolny do regenerowania przeciążeń układu nerwowego. Depresja jest wynikiem zaburzeń w biochemii mózgu, u 40 proc. chorych pojawia się wadliwy gen transportera serotoniny, czyli neuroprzekaźnika, który wygasza reakcje stresowe i obniża odczuwanie lęku. Co jednak aktywuje ten gen? Depresja to nie jest ospa czy grypa, którą powoduje wirus. Coś w naszym życiu sprawia, że mózg się w nią osuwa.
– Do niedawna za główną przyczynę depresji uznawano zaburzenia w wytwarzaniu neuroprzekaźników w mózgu, takich jak serotonina. Z nowych badań wynika jednak, że przyczyn depresji może być wiele: silny chroniczny stres, wspomniany obniżony poziom serotoniny, ale także stan zapalny na poziomie mózgu, będący skutkiem procesów zapalnych w jelitach i modyfikacji w składzie ich mikroflory [3]. Zmiany związane z depresją są widoczne na wielu poziomach funkcjonowania ludzkiego organizmu?
– Jestem terapeutką holistyczną i uważam, że człowiek to system naczyń połączonych, na który składają się cztery podstawowe obszary naszego funkcjonowania. Są to: po pierwsze – ciało, rozumiane jako fizjologia i zachowanie, po drugie – umysł i myślenie, po trzecie – emocje i po czwarte – duchowość, czyli wiara bądź wyznawany system wartości. Jeżeli w którymś z tych obszarów pojawiają się zakłócenia, to wpływają one niekorzystnie na pozostałe obszary, a co za tym idzie, na całość naszego funkcjonowania.
– Na przykład odczuwany przez dłuższy czas ból fizyczny może zniekształcać nasze myślenie, postrzeganie rzeczywistości i sprawiać, że czujemy negatywne emocje? Albo odwrotnie, długotrwały stres psychiczny, co wielokrotnie udowodniono w badaniach, pogarsza naszą odporność i sprawia, że chorujemy?
– Dokładnie tak. Wiele badań potwierdza te zależności, nie tylko na poziomie stresu, ale także na przykład wpływu praktyk duchowych na nasze zdrowie. Zbadano, że regularne praktykowanie medytacji zmienia strukturę i aktywność tych części mózgu, które są powiązane z zaburzeniami psychicznymi, takimi jak depresja i stany lękowe [4]. Oznacza to, że chcąc zadbać o nasze zdrowie psychiczne, powinniśmy dbać o wszystkie cztery wspomniane obszary, czyli ciało, umysł, emocje i duchowość. Troska o nie jest według mnie niezbędna w profilaktyce depresji – i w rozpoznaniu, kiedy melancholia zaczyna w nią przechodzić.
– Jak to zrobić?
– Zaczęłabym od przekierowania uwagi ze świata zewnętrznego na wewnętrzny. Mniej social mediów, telewizji, seriali w internecie, więcej skupienia na własnych myślach, odczuciach i emocjach. Żeby zobaczyć, że nasze codzienne funkcjonowanie się pogarsza, trzeba wglądu w siebie, świadomej obecności we własnym życiu. Wtedy możemy dostrzec, że na przykład nie chce nam się robić rzeczy, które do tej pory lubiliśmy. To mogą być aktywności ruchowe – rezygnujemy z wyjścia na ulubioną jogę czy siłownię, przestajemy chodzić na basen, ale także odpuszczamy np. czytanie książek, uczenie się, zajmowanie się swoim hobby, spotkania i rozmowy z ludźmi. Albo choćby kochanie się z partnerem. Jeżeli takie zaniechania są sporadyczne albo trwają kilka dni i później wracamy do zwykłego poziomu aktywności, to można to uznać za normalne wahania nastroju. Jeżeli jednak takie sytuacje trwają już nie kilka dni, ale tygodni czy miesięcy, to zazwyczaj świadczy o zaburzeniach depresyjnych.
– Czy jeszcze jakieś inne sygnały powinny nas zaniepokoić?
– Zaniechania na poziomie behawioralnym, czyli na poziomie działania, najłatwiej jest nam zobaczyć. Sygnałami ostrzegawczymi mogą być także zmiany w schemacie snu – mamy kłopoty z zaśnięciem, budzimy się w nocy albo przeciwnie, cały czas byśmy spali. Podobnie alarmujące są różnice w łaknieniu – nagle rzucamy się na jedzenie albo tracimy apetyt. Na poziomie umysłu – pojawienie się myśli depresyjnych, czyli nieżyczliwych wobec samego siebie: „Jestem głupia”, „Nic mi się nie udaje”, „Jestem beznadziejna”. Na poziomie emocji – przewlekły smutek i bezsilność. Im dłużej trwa smutek, tym większa bezsilność, spada energia, nie można wstać z łóżka. Na poziomie duchowych wartości – przekonanie, że nasze życie nie ma sensu, cokolwiek byśmy zrobili.
– Co robić, jeśli dostrzeżemy takie symptomy – na jednym poziomie lub na wszystkich obszarach funkcjonowania?
– Jeżeli dostrzegamy je na wszystkich, to już mamy depresję. Jeśli na jednym, dwóch – trzeba się skupić na sobie, zobaczyć, co nam w życiu szwankuje, co wymaga naprawy. Pamiętajmy, że system nerwowy unerwia całe ciało i jest połączony z innymi układami organizmu, więc wspomniane symptomy mogą świadczyć o różnych problemach. Możemy się źle żywić i mieć niedobory witamin i składników mineralnych, które obniżają nam nastrój – wtedy trzeba zadbać o dietę. Możemy być poddani ciągłemu stresowi, np. w pracy, którego nie rozładowujemy w żaden sposób – wtedy trzeba tych sposobów, typu aktywność fizyczna, medytacja, czy mindfulness, poszukać. Możemy też mieć ukryte w podświadomości przeżyte kiedyś traumy, które, nieprzepracowane, teraz dają o sobie znać – wtedy warto zastanowić się nad terapią.
– Czyli zdrowe życie oznacza świadome dbanie o siebie we wszystkich tych obszarach?
– Tak, a do tego zatroszczenie się o siebie i szukanie równowagi w działaniu, myśleniu, czuciu i na poziomie duchowym. To najlepsza profilaktyka depresji. A nawet, moim zdaniem, niezbędny element terapii. Bo samo to, że pójdziemy do lekarza i dostaniemy antydepresanty, nie wyleczy nas z depresji – zażywanie leków tylko chwilowo zniesie jej objawy. Dopiero zbilansowanie tych czterech życiowych obszarów, sprawdzenie, gdzie mamy w nich problemy, nazwanie ich i rozwiązanie w taki czy inny sposób sprawi, że nasz mózg i układ nerwowy wrócą do normalnego funkcjonowania.
Źródła:
- Igielska, B. (2023). Jak się odnaleźć w świecie zalewającym nas bodźcami? Pobrane z: LINK
- Wójtowicz, M. (2023). 5 godzin dziennie – tyle czasu spędzamy przed smartfonem. Do czego ich używamy? Okazuje się, że nie do dzwonienia. Pobrane z: LINK
- Wołoszyn-Hohol, K. (2023). Jak leczyć depresję. Nowe badania, stare mity. Tygodnik Powszechny, 7. Pobrane z: LINK
- Nauka w Polsce. (2015). Naukowcy tłumaczą, dlaczego medytacja korzystnie wpływa na psychikę. Pobrane z: LINK