Umieranie to fakt. W naszej przestrzeni mentalnej, językowej i psychicznej fakt przezroczysty i niepożądany. Psujzabawa. Śmierć jest figurą retoryczną, o której myślimy raz do roku w okolicach 1 listopada. Myślimy, ale niechętnie. Najczęściej przystępujemy wtedy do różnych prac, które pomagają nam skierować myśli w inną stronę. Sprzątanie grobów, kupowanie dekoracji i ciepłych rękawiczek na cmentarz. Potem postoimy nad grobem z dawno niewidzianą rodziną, może nawet zaprosimy się nawzajem na herbatę (jeśli przyjechali z daleka). I uff, pozamiatane. Do następnego listopada.
A gdyby odrzeć Święto Zmarłych z funkcjonalności, krzątania, zapalania zniczy – co by zostało? Co jest pod spodem? Czy rozmawiamy nad grobem o naszych zmarłych? Wspominamy ich z rozbawieniem, wzruszeniem, opowiadamy anegdoty z ich życia? Opowiadanie o umarłych jest aktywacją pamięci. Służy byciu we wspólnocie, odkrywaniu tego, co nas łączyło z innymi i co nas buduje, na co dzień.
Freud, który rozpracowywał temat żałoby, pierwotnie uważał, że wyjście z niej jest możliwe dopiero wtedy, gdy zapomnimy o stracie i uwolnimy się od obecności osoby, która odeszła. Przetniemy więź, otrząśniemy się i pójdziemy dalej. Czujecie, że to nie działa, prawda? Osoba odchodzi, ale więź pozostaje (zresztą Freud sam to przyznał po śmierci córki i porzucił bez żalu swoją teorię). Ci bliscy nam towarzyszą – w rytuałach, pamięci, codzienności. Nazywamy to nieprzerwaną więzią. I być może właśnie w idealnym świecie (a na pewno w kulturze Ameryki Południowej, w której śmierć umościła się barwnie i bez kompleksów) Święto Zmarłych powinno być właśnie fiestą pamięci. Wspomnień, wzruszeń, opowieści, kontynuacji. Zatem dlaczego o śmierci warto czasami pomyśleć, a nawet porozmawiać?
Spis treści
Powód 1: Będziemy potrafili wspierać
Jeśli nie rozmawiamy o umieraniu, bo nas: a. przeraża, b. przygnębia c. zupełnie nie interesuje (wybierz dowolne), to jak mamy poruszać się po wyboistych ścieżkach relacji w momencie, kiedy dowiadujemy się, że ktoś np. jest śmiertelnie chory? Powiedzieć: „O, przepraszam, ale to nie moje klimaty” lub „Wybacz, nie interesuje mnie polityka, muzyka poważna i umieranie”? Statystycznie prawie w każdej rodzinie ktoś właśnie przeżywa stratę, odchodzenie, chorobę. Bardzo często wtedy znajomi w tajemniczy sposób znikają, a telefony milkną. Bo inni nie wiedzą, co powiedzieć. Tego nigdzie nie uczono. Zatem powiedzmy właśnie to. Że nie wiemy, jak zareagować, że brak nam słów. Że nam przykro. Że nie wiemy, jak pomóc, ale jesteśmy obok. Gotowi wysłuchać, ale też działać.
Ludzi, którzy umierają, albo tych, którzy towarzyszą umierającym, nie powinniśmy traktować inaczej. Odchodzenie to część życia, nie przeskoczymy jej. Oni chcą nadal funkcjonować normalnie, też czasami zażartować, pozwierzać się. Nie ma sensu się tego bać. Co więcej, osoby, które właśnie straciły kogoś bliskiego, często wręcz potrzebują i chcą rozmawiać o swojej stracie i o tej osobie. Ale nie zawsze mają z kim, boją się, że dla znajomych to zbyt „ciężki” temat.
Czasami nawet proste pytanie otwiera tamę i przynosi ulgę. Wysłuchanie, powspominanie, pośmianie się i popłakanie razem bardzo pomagają. Warto wysyłać sygnał, że jesteśmy gotowi dać takie wsparcie. Samemu pytać o osoby, które odeszły. Co lubiły, kim były. Tak naprawdę to cudowne, że kogoś tak bardzo kochamy, nawet jeśli nie ma go już z nami.
Powód 2: Oswoimy (choć trochę) własny lęk, przygotujemy się do żałoby
To oczywiste, że nie oswoimy go zupełnie. Ale będziemy się w tym trenować. Rozmawiając o śmierci, a nawet z nią obcując (ktoś jest w szpitalu, ktoś inny w hospicjum), będziemy zyskiwać narzędzia, które pomogą poradzić sobie w sytuacji ekstremalnego stresu. Dostrzeżemy też zapewne, że kiedy ktoś odchodzi, w jego bliskim otoczeniu jest mnóstwo bólu, ale jest też miejsce na miłość. Że umieranie nie zajmuje 24 godzin na dobę i jest w tym procesie jeszcze miejsce na bliskość, rozmowy, gesty przywiązania, trzymanie się za rękę. Takie życie nadal jest wartościowe, nie można go ominąć, przeczekać ani wyrzucić do kosza.
Dobrze zobaczyć, że czas spędzony na naszej prostej jednokierunkowej, z której nie można już zawrócić, może być dla bliskich wartościowy. Jeszcze można powiedzieć sobie tak wiele, pożegnać się. Ma to o wiele większe znaczenie, niż myślimy. O wiele łatwiej jest przeżyć późniejszą żałobę, jeśli domknie się różne wątki. Osoby, które pożegnały się z bliskimi, zracjonalizowały to, dokonały własnych rytuałów, przechodzą przez nią bardziej naturalnie. Rzadziej też ich żałoba jest traumatyczna czy utrudniona (jak w przypadku śmierci nagłych, niespodziewanych, tragicznych, samobójczych).
Powód 3: Przekonamy się, że straty są nieuniknione
Nie da się ukryć, że żyjemy w świecie nieco zafałszowanym przez konsumpcję, kapitalizm i osłabienie więzi. Myślimy, że naszym największym dobrem jest młodość i piękno. Instagram w tym pomaga. Śmierć i starość występują na nim rzadko, to zupełnie nie te klimaty (choć znajdą się w sieci profesjonalne profile domów pogrzebowych lub TikToki grabarzy). Nie chodzi tu o jej ośmieszanie czy umniejszanie powagi, tylko o normalizację. Umieranie jest normalne! W nowym świecie jest tylko rozwój, przyrost, dobrobyt, parcie na to, by wszystko było większe (mieszkania, zarobki, samochody), i nie ma miejsca na cofanie się, kurczenie, znikanie. Nie ma zatem też miejsca na śmierć. Ją spychamy za zasłonki szpitalnych okien lub w ręce hospicyjnych pielęgniarek. Często jest tak, że nie widzimy kogoś przez wiele lat, a potem „spotykamy go” już w urnie. Nie umiemy tego pojąć, nie wiemy, co się wydarzyło po drodze.
W ogóle myślenie o śmierci (i nie chodzi o obsesyjne roztrząsanie tematu, tylko zwykłe nieprzepędzanie tych refleksji z głowy, kiedy się w niej pojawią) jest idealnym ćwiczeniem filozoficznym z przemijania. Już stoicy mówili, że powinniśmy pomyśleć o tym, co cenimy najbardziej, i zastanawiać się, co by było, gdybyśmy to stracili. Pomyśl tak o swoim życiu. Może zaczniesz cenić je bardziej lub cieszyć się nim mocniej? Sama tego doświadczałam. Po śmierci koleżanki moje osobiste poczucie szczęścia znacznie… wzrosło. Zaskoczenie? Owszem, cierpiałam z powodu straty, ale każda kawa pita na tarasie smakowała mi teraz dwa razy bardziej (za siebie i za Izę). Bo poczułam, że mogłabym to stracić. Być na jej miejscu.
Straty to zresztą nie tylko śmierć. To rozstania, rozwody, utrata zdrowia, pieniędzy lub reputacji. I pamięci. Każda z nich jest na jakimś poziomie „małą śmiercią”. One są nieodłączną częścią naszej egzystencji. I nie ma tu sprawiedliwości – niektórzy dostaną ich więcej, inni mniej. Nikt na górze tego nie liczy.
Powód 4: Opanujemy stres przez normalizację tematu
Umieranie to niewyobrażalny stres. Dla tego, kto jest w centrum procesu – lęk przed czymś ostatecznym i nieodwołanym, strach przed bólem. Dla rodziny – ogromne przygnębienie, ból i strach przed rozdzieleniem, opuszczeniem. Nie dla się do tego przyzwyczaić. A z drugiej strony jednak lekarze, którzy na co dzień uczestniczą w odchodzeniu, zyskują do tego pewien dystans. Jak to robią? To trochę (zdaję sobie sprawę z niefortunności porównania) jak z przemówieniem wygłaszanym po angielsku przed salą pełną setek słuchaczy. Za pierwszym razem trema paraliżuje. Za drugim mniej, a za kolejnym myślisz sobie: „Nie wierzę, że kiedyś generowało to we mnie aż takie emocje”.
Podobnie jest z obcowaniem z chorobą i śmiercią. Za pierwszym razem przeraża tak, że zapiera dech. Potem już wiemy, czego się spodziewać. Chodzi właśnie o ten punkt odniesienia zwany doświadczeniem. Pierwszy raz budzi ogromny lęk, kolejne już tylko zasmucają. Wyjątkiem jest własna śmieć. To akurat zawsze będzie pierwszy i ostatni raz.
Powód 5: Nauczymy się czułego języka
W rozmowach o śmieci nie ma miejsca na oszukiwanie, na kreowanie siebie, bycie nieszczerym. Jeśli ktoś spyta, czy umieranie będzie bolało, możemy odpowiedzieć tylko: „Nie wiem”. I dodać, że zrobimy wszystko, aby uśmierzyć ból. Jeśli zapyta, ile to będzie trwało, możemy odpowiedzieć jedynie: „Nie wiem”. Bo nie wiemy. Możemy jednak mówić i słuchać o tym, czego się boimy. Nie lekceważmy, jeśli ktoś potrzebuje takiej rozmowy. Nie zbywajmy starszych rodziców, którzy właśnie dzielą się tym, że kupili miejsce na cmentarzu, wymijającym: „Daj spokój, jeszcze nigdzie się nie wybierasz”. Bo może oni właśnie chcą porozmawiać o tym z tych samych powodów – aby rozładować swoje lęki. Zamiast ignorować, lepiej słuchać i dopytywać. „Dlaczego dzisiaj o tym mówisz? Boisz się czegoś? Boli cię coś? Masz tajemnicę, o której chcesz mi dzisiaj powiedzieć?” Zamiast negować, mów: „Nie wiem, też się boję”. To zbliża. Tu nie ma miejsca na udawanie, okłamywanie, koloryzowanie. Jest za to przestrzeń na inne słowa: „Jestem w tym z tobą, chętnie posłucham”.
Powód 6: Wyćwiczymy się we wrażliwości
Towarzyszenie komuś, kto umiera, lub jego rodzinie to bardzo delikatna materia. Chcemy chronić tę osobę w jej cierpieniu. Chcemy jej ulżyć, oddać jej trochę naszej siły. W świecie bólu poruszamy się inaczej. Zaczynamy mówić ciszej, chodzić wolniej, zastanawiamy się dwa razy, zanim nasza impulsywna natura podsunie nam jakieś niestosowne zachowanie. Mamy respekt wobec cudzego cierpienia, nawet jeśli to osoby zupełnie obce.
Kiedy ktoś jest w szpitalu, możemy przynieść mu zupę, nawet jeśli o to nie prosi. Zaopiekować się jego psem, zrobić zakupy. Ludzie w smutku są bezbronni i takich ich oglądamy. To wieki zaszczyt i zaufanie być dopuszczonym do nich w takiej chwili. Wrażliwość zatacza szersze koła. Bo czym się różni cierpienie kogoś, kto stracił ukochaną babcię, od tego, kto pożegnał ukochane zwierzę? Łatwiej to zrozumieć, kiedy widzi się ludzi w bólu. Strata to zawsze strata.
Zobacz również: Samotność to poważny problem osób starszych. Jak można jej zaradzić?
Powód 7: Zbliżymy się do innych
Bycie w bólu z innymi generuje więź. Żałobę łatwiej przeżywać zbiorowo. Od zawsze w plemionach i różnych wspólnotach osoba, która straciła kogoś bliskiego (czy to starą matkę, czy dziecko), była na jakiś czas wyłączana z obowiązków. Mogła siedzieć w kącie i płakać, dostawała wsparcie, inni płakali razem z nią i wykonywali za nią obowiązki na rzecz plemienia, aby mogła pozostać we wspólnocie i się zregenerować. Gdy czas żałoby mijał, ona sama wiedziała, kiedy wrócić do życia, do obowiązków i relacji. Obecność innych jest bardzo ważna, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy tak wiele rzeczy odbywa się zdalnie i pozbawieni jesteśmy oksytocyny, która wytwarza się jedynie w osobistych bliskich kontaktach z drugim człowiekiem.
To samo dotyczy chodzenia na pogrzeby. Nawet jeśli znamy kogoś dosyć powierzchownie, warto pójść – to ważne dla tych, którzy zostają. Dlaczego? Nie wiemy. Być może jest to znak solidarności, że wobec śmierci wszyscy jesteśmy jednakowo bezsilni. Jednakowo jej nie rozumiemy, ale przynajmniej nie jesteśmy w tym sami.
Zobacz również: Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci?