Kasia Malinowska napisała na swoim profilu: „Pomagam w budowaniu pewności siebie i odwagi. Moją misją jest sprawianie, by kobiety uwierzyły w siebie, przestały się bać i zaczęły żyć po swojemu. Pięknie, spokojnie, radośnie”. Dlatego zwróciłam się do niej z prośbą o rozmowę, w której powie nam, co podkopuje naszą pewność siebie oraz jak można ją zbudować?
„W 2018 roku przeprowadzono międzykulturowe badanie na próbie internautów liczącej blisko milion osób. We wszystkich 48 zbadanych krajach mężczyźni prezentowali wyższą samoocenę w porównaniu do kobiet. Z raportu Hewlett Packard wynika, że mężczyźni starają się o nowe stanowisko lub domagają się awansu wówczas, gdy spełnią zaledwie 60% kryteriów; kobiety czynią to, gdy osiągną pełne 100% wymagań. Według Carnegie Mellon University mężczyźni czterokrotnie częściej niż kobiety inicjują rozmowy o podwyżce i jakby tego było mało, żądają o 30% więcej” [1].
Dorota Mirska-Królikowska: Dlaczego zajęłaś się wspieraniem pewności siebie kobiet?
Kasia Malinowska: Bo sama doświadczyłam tego, jak to jest stracić wiarę w siebie i jak trudno się z tej studni samemu wydostać. Dziesięć lat temu niespodziewanie skończyło się moje małżeństwo. Mój mąż odszedł, a ja zostałam sama z wielkim domem, kredytem we frankach, malutkim dzieckiem i pękniętym sercem. I wszystko się posypało. Nie wystarczało mi do przysłowiowego pierwszego, musiałam zająć się dzieckiem, pracą i milionem innych problemów. Moja pewność siebie kompletnie legła w gruzach. Tkwiłam w tej matni długi czas.
Ale pewnego dnia pewna ważna dla mnie i mądra kobieta powiedziała: „Kasia, daj spokój! Masz wybór w życiu”. „Jaki wybór” – żachnęłam się. „To nie była moja decyzja, to nie był mój plan na życie, nic z tego sobie nie wybrałam”. I wtedy usłyszałam zdanie, które wszystko zmieniło: „Wybór masz taki: możesz – tak jak dotychczas – żyć w żalu, w pretensji, albo zaczniesz budować swoje życie od nowa. To życie na pewno będzie inne, ale to nie znaczy, że gorsze”. I to był podmuch w żagle. Obudziłam się!
Doszłam do wniosku, że chcę zacząć żyć inaczej. Zmieniłam wszystko. Zaczęłam przepracowywać przekonania i schematy, w jakich tkwiłam, kompletnie nie mając o tym pojęcia. Zbudowałam zupełnie inny obraz siebie, zmieniłam zawód, zajęłam się coachingiem i poczułam, że staję znowu na nogi.
– Jakie było pierwsze odkrycie dotyczące siebie, które cię zaskoczyło?
– Pracę nad sobą zaczęłam od pracy z pewnością siebie – po prostu chciałam sobie pomóc. I pierwszą rzeczą, jaką zrozumiałam, było to, że nie możemy pewności siebie budować na tym, co jest zewnętrzne. Bo to wyjątkowo kruchy fundament. A my, kobiety, często robimy ten błąd, że opieramy ją na stylu życia, na tym, czy jesteśmy w związku, na statusie finansowym, na urodzie, młodości, apanażach zawodowych.
I w momencie kiedy zaczyna nam tego brakować – mąż odchodzi, uroda przemija, tracimy pracę, pieniądze – a tak się prędzej czy później zwykle dzieje, bo takie jest życie i na wiele rzeczy po prostu nie mamy wpływu, to razem z tym kruchym fundamentem przemija pewność siebie. Uznałam więc, że chcę, aby moja wiara w siebie była wewnątrz mnie, niezależnie od tego, co się dzieje naokoło.
Pozwól swoim córkom rozwinąć skrzydła – wywiad z Magdą Korczyńską (część 1)
– Udało ci się to?
– Tak! Mogę dzisiaj powiedzieć, że jestem pewna siebie. Choć warto zdać sobie sprawę, że nie jest to cecha stała i niezmienna, raz czujemy się pewniejsi, raz skrzydła nieco nam opadają. Kiedy przyszła pandemia, mocno mną zachwiała. Z dnia na dzień moje życie zawodowe wysypało się totalnie. Ale szybko się pozbierałam – już wiedziałam, jak sobie pomóc. I to jest niesamowita wartość. Dlatego od paru lat zajmuję się tym zawodowo i wspieram moje klientki w budowaniu pewności siebie.
– Pracujesz z kobietami, bo mamy trudniej? Analizując badania psychologiczne, boleśnie przekonujemy się, że od najmłodszych lat dostajemy sygnały (często wysyłane nieświadomie) – w domu, w szkole, potem w pracy – że jesteśmy gorsze, słabsze, mniej mądre niż chłopcy…
– Dokładnie tak. Wystarczy rozejrzeć się wokół, żeby przekonać się, że istnieją podwójne standardy dla kobiet i mężczyzn (dziewczynek i chłopców). Od nas wymaga się znacznie więcej i częściej też jesteśmy poddawane systemowi ocen. Jeśli mamy świadomość, że jesteśmy oceniane, wiadomo – chcemy wypaść jak najlepiej.
Więc staramy się z całych sił, próbujemy doskoczyć do często nierealnych do osiągnięcia standardów, zadowolić wszystkich wokół (męża, szefa), zasłużyć na ich uwagę, docenienie, miłość, akceptację. Takie nadmierne staranie się i stawianie sobie wysoko poprzeczki niszczy naszą pewność siebie. Pisze o tym w swoich książkach dr Mary Welford [2].
Kobiety podcinają sobie pewność siebie na 3 sposoby poprzez:
- perfekcjonizm – mamy zakodowane, że jeśli będziemy doskonałe w każdej sferze życia, to będziemy lubiane, doceniane, akceptowane, zasłużymy na jakiś rodzaj nagrody. Staramy się więc ponad miarę, czasami ponad nasze siły
- poczucie wstydu – wstydzimy się, że są takie sfery życia, w których nie czujemy się wystarczające. Nie chcemy pokazać tego światu i maskujemy nasz „brak” dążeniem do perfekcjonizmu w innych dziedzinach
- samokrytykę – od dziecka jesteśmy uczone surowości wobec siebie, obwiniania się nawet za nie swoje błędy. Wiele kobiet ma ogromną trudność z życzliwością wobec siebie, czułością
To ogólne założenia. Ale każda z nas jest inna i nasze problemy z pewnością siebie mają inne źródło. Warto więc zrobić krok wstecz i zobaczyć, gdzie jest to źródło. Czy wynika z tego, że przechodzę przez trudne doświadczenia życiowe, które mnie przygniotły? Czy paraliżuje mnie perfekcjonizm, który sprawia, że ciągle jestem z siebie niezadowolona? Czy podcina mi skrzydła surowość, która manifestuje się wiecznym krytykowaniem siebie, że cokolwiek zrobię, to jest za mało, źle, nie tak? Czy to jest porównywanie siebie z innymi, w którym zawsze wypadam gorzej? Zawsze są jakieś powody niepewności. I warto im się przyjrzeć indywidualnie.
Pewność siebie jest stanem, w którym dobrze się ze sobą czujemy. I to poczucie niesamowicie zmienia jakość zarówno naszego życia, jak i naszych relacji. Ponieważ kiedy mamy harmonijną, dobrą, wspierającą relację same ze sobą, to takie też relacje potrafimy tworzyć z innymi ludźmi. Jeśli jesteśmy pewne siebie, to nasze relacje z innymi nie są obarczone lękiem i wygórowanymi wymaganiami, że ktoś (jakiś książę na białym koniu na przykład) ma coś za nas załatwić, zasypać jakieś nasze deficyty. Nie! Wchodzimy w relacje z poziomu partnerskiego – to jest niesamowicie uwalniające.
– Dr Mary Welford pisze w swojej książce o budowaniu pewności siebie i koncentruje się przy tym na samowspółczuciu. Bardzo mnie to zaskoczyło.
– My, kobiety, mamy poważny problem z praktyką samowspółczucia. Znacznie częściej okazujemy współczucie innym – rodzinie, przyjaciołom, współpracownikom. Sobie niekoniecznie, tak jakbyśmy na nią nie zasługiwały. Raczej mamy wrażenie, że nie powinnyśmy się nad sobą roztkliwiać, bo się rozsypiemy czy rozleniwimy (uwaga – w tle pobrzmiewa surowość). Tymczasem dr Mary Welford pisze, że okazywanie sobie samowspółczucia jest jednym z integralnych elementów budowania pewności siebie. Wszystkie badania pokazują, że spoglądanie na siebie okiem czułego, życzliwego przyjaciela wspiera nas i buduje naszą pewność siebie, a nie ją osłabia.
Dzięki praktyce samowspółczucia przestajemy być dla siebie nadmiernie surowe, ponieważ zmieniamy wewnętrzny monolog. W trudniejszych sytuacjach życiowych zamiast mówić do siebie – „Ale dlaczego tak słabo sobie radzisz”, „Inni radzą sobie lepiej” albo „Weź się w garść, pozbieraj się, zrób coś ze sobą”, dobieramy inne komunikaty: „Widzę, z czym się zmagasz. Widzę, że jest ci trudno, ale radzisz sobie świetnie”. Albo – „Radzisz sobie na tyle, na ile możesz sobie w takiej sytuacji pozwolić”.
Zmiana wewnętrznego monologu przekłada się na nasze myśli, emocje i działania, na relacje ze sobą, ale też z innymi. Warto zadać sobie pytanie: „Czy ja chcę być dla siebie najsurowszym wrogiem i krytykiem, czy czułym i wspierającym przyjacielem?”.
Sheryl Sandberg (dyrektor do spraw operacyjnych w firmie Facebook) – „kobiety same się ograniczają, pozwalając sobie na powątpiewanie we własne możliwości i obniżając oczekiwania względem siebie. W pewność siebie wpisana jest niepewność, w odwagę strach, a w sukces błędy i upadki” [3].
– Zmiana tego wewnętrznego monologu jest naprawdę bardzo trudna…
– To prawda! Dlatego wiele z nas jest swoim największym krytykiem i nawet tego nie widzi… Ile kobiet nie daje sobie prawa do chorowania – mają wyrzuty z tego powodu. Słyszę mnóstwo historii kobiet, które nawet na porodówkę wjeżdżają z laptopem, bo kończą raporty. Jest w nas wewnętrzny imperatyw, który nas pcha – więcej, jeszcze musisz się wykazać, jeszcze musisz zasłużyć.
Pierwsze pytanie, które warto sobie zadać: „Ale po co ja to robię, dla kogo? Komu chcę coś udowodnić?”. I drugie pytanie, które bardzo zmienia perspektywę – „Czy mnie to służy, czy to jest dla mnie dobre, że się nieustannie krytykuję, tak cholernie dużo od siebie wymagam, tak rzadko siebie chwalę?”.
Warto zobaczyć, co jest na końcu tej drogi – bo najczęściej okrutne zmęczenie na granicy wypalenia i frustracja. Jedziemy na rezerwie, często przez wiele miesięcy lub lat. Czy to wzmacnia naszą pewność siebie? No nie! Dlatego tak ważna jest praca nad samowspółczuciem.
Tak się zmieniłyśmy – współczesne kobiety
– No i chyba nad stawianiem granic! Przykłady, które podajesz, a których zapewne każda z nas zna dziesiątki, świadczą o tym, że nie umiemy stawiać granic. Dlaczego?
– Bo tak jesteśmy wychowywane. Jesteśmy nadmiernie ugrzecznione, nadmiernie uprzejme, wydaje nam się, że postawienie granicy jest oznaką egoizmu lub złego wychowania. Boimy się, że ktoś nas odrzuci, nie zaakceptuje, więc zaczynamy się naginać. Robimy tak, ponieważ mamy ogromną potrzebę przynależności i akceptacji. Jest to bardzo pierwotna ludzka potrzeba. ALE! Ona nie może przysłonić nam potrzeby autentyczności, bycia sobą.
Połóżmy na szali to, co się dzieje, kiedy mówisz „tak” światu zewnętrznemu, a sobie regularnie mówisz „nie”. Jakie są zyski, jakie koszty. Zyski są zwykle krótkotrwałe – chwilowa akceptacja, chwilowe docenienie drugiej strony, chwilowy święty spokój, chwilowe odroczenie trudnego tematu, z jakim nie mamy siły się mierzyć. Ale w długiej perspektywie nie ma dla nas korzyści. Najczęściej przychodzi złość, pretensja do siebie, że znowu nie postawiłam granicy, zignorowałam to, co czuję i czego potrzebuję, znowu dałam się zmanipulować, wkręcić. Długoterminowa konsekwencja wraca do nas jak bumerang i w nas uderza.
Jeśli rozmawiamy o pewności siebie, to jest to rozmowa o asertywności, o stawianiu granic, o odwadze, o czułości, współczuciu, o swojej kobiecości, o relacji ze sobą, ze swoim ciałem, emocjami. Wszystko się ze sobą łączy, jedno wpływa na drugie.
– Chcesz powiedzieć, że jeśli chcemy zbudować naszą wewnętrzną, stabilną pewność siebie, to powinnyśmy zacząć pracować nad naszym perfekcjonizmem, poczuciem wstydu i wewnętrznym krytykiem? I w zamian dać sobie więcej luzu, czułości i samoakceptacji? Wow! Brzmi jak baaardzo ambitny plan!
– (Śmiech) Nie przerażaj się! Często dostaję pytania: „Jak dużo czasu zabrała ci praca nad budowaniem pewności siebie?”. I ludzie patrzą z wyczekiwaniem: „Rok? Dwa? Dziesięć?”. Tymczasem nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Każdy powinien przejść tę drogę stopniowo, w swoim tempie. Każdy krok na tej drodze, nawet najmniejszy, będzie ogromnym zwycięstwem. Więc zamiast się stresować, ileż to pracy nas czeka i w ilu obszarach naszego życia, zacznijmy od pierwszego kroku i skupmy się na nim.
- Pierwszym etapem jest zawsze zdiagnozowanie obszaru, w którym nam tej pewności brakuje. Trzeba się zastanowić, w jakiej dziedzinie życia potrzebujemy dzisiaj więcej pewności siebie. Ponieważ czujemy, że ten brak nam to życie utrudnia.
– Podaj proszę przykład.
– Bardzo proszę: często mam sygnały od klientek, które pracują w korporacjach, że czują się niepewnie, kiedy rozmawiają ze swoim szefem lub kimś, kto jest wyżej rangą. Stają przed swoimi przełożonymi i nagle wchodzą w buty małej dziewczynki. Ta sytuacja momentalnie wykasowuje im ich wieloletnie doświadczenie, wiedzę, eksperckość. Zamierają, jąkają się lub nie są w stanie się przeciwstawić szefowi mimo tego, że wiedzą, że mają rację. Czyli: obszar, w którym potrzebują być bardziej pewne siebie – relacja z naszym przełożonym. Kiedy już sobie to sprecyzujemy – przechodzimy do…
- …drugiego etapu, w którym zastanawiamy się, co się zmieni, jeśli w tym obszarze (w tej relacji, w tej dziedzinie życia) będziemy bardziej pewne siebie. No więc co się może zmienić: będę w stanie zabrać głos na spotkaniu, wyrazić swoją opinię, będę w stanie spokojnie uczestniczyć w spotkaniach w firmie (bo na ten moment potwornie mnie stresują).
- Trzeci etap – od czego zaczniemy. Co będzie tym pierwszym krokiem. Musi pójść iskra, za którą idzie dalsze działanie. Na przykład – przygotuję sobie na najbliższe spotkanie biznesowe plan, w którym rozpiszę wszystkie punkty, które chciałabym poruszyć na tym spotkaniu (do tej pory siedziałam i nie zabierałam głosu, bo bałam się – albo miałam poczucie – że nie mam nic ciekawego do powiedzenia) czyli obszar: gdzie i co mi to zmieni i od czego zacznę.
Chcesz pracować nad pewnością siebie samodzielnie? Wypróbuj schemat 3 pytań:
- Co potrzebuję zacząć robić? Bo wiem, że to będzie mnie wspierało w budowaniu pewności siebie. Na przykład – potrzebuję zacząć ufać swoim kompetencjom albo potrzebuję zacząć dawać sobie prawo do zabierania głosu.
- Co potrzebuję przestać robić? Krytykować siebie, podcinać sobie skrzydła, nie realizując moich pomysłów.
- Co powinnam kontynuować? Sprawdzone strategie, jakie sama wypracowałam i o których wiem, że działają. Wiem, że pomaga mi, kiedy z kimś zaufanym przegadam sobie swój pomysł, np. jak poprowadzić rozmowę z szefem – o co mogłabym zapytać, o co zahaczyć itd.
– Podajesz rady dla każdej z nas. Ale czy pewność siebie nie jest w dużej mierze cechą wrodzoną? Albo czy nie determinuje nas wychowanie, dom, w jakim wzrastaliśmy?
– Owszem, w 50 procentach dziedziczymy w genach naszą asertywność, pewność siebie, odwagę, optymizm czy pesymizm. Czynniki zewnętrzne, takie jak dom rodzinny, opiekunowie, którzy nas wychowali, nasze doświadczenia z okresu nastoletniego, dorosłego, także mają na nas wpływ, ale… uwaga! tylko w 10 procentach! \
Często przypisujemy im zbyt dużą wagę. Natomiast 40 procent naszej pewności siebie to nasza praca. Lubię to podkreślać, że można ją budować i wzmacniać na każdym etapie życia. To, czego potrzebujemy, to po pierwsze – decyzja, że chcemy to zrobić, a po drugie – działanie.
Jeśli budowanie pewności siebie porównamy do zasadzenia ziarenka, z którego ma wyrosnąć roślina, to wyobraźmy sobie siebie w roli ogrodnika. Powinnyśmy stworzyć temu ziarenku odpowiednie warunki, dbać o nawilżenie, naświetlenie – i wówczas faktycznie może zakiełkować.
I teraz przekładając to na język rozwoju osobistego – potrzebujemy przepracować schematy, które nam się automatycznie odpalają, czyli to, o czym mówiłyśmy wcześniej – perfekcjonizm, poczucie wstydu, samokrytycyzm. Potrzebujemy wprowadzać nowe nawyki, które nas wspierają, takie jak np. praktyka wdzięczności, praktykowanie czułego dialogu ze sobą.
Ale praca nad sobą to też wychodzenie z dobrze znanego nam obszaru, zrobienie kroku dalej, żeby się rozwinąć, sprawdzić siebie i doświadczyć czegoś nowego. Potrzebujemy więc postawić przed sobą zadania i wyzwania na miarę naszego potencjału.
– Co to znaczy – na miarę naszego potencjału?
– Na przykład jeśli ktoś chciałby nabrać większej pewności siebie w wystąpieniach publicznych, to oczywiście nie może tego zrobić, unikając wystąpień publicznych. Ale nie powinien się rzucać na głęboką wodę i planować wygłoszenia godzinnej prezentacji dla 200 osób. Czułość wobec siebie (nad którą pracuje) podpowie mu, żeby zacząć od małego kroku, np. 10-minutowego wystąpienia przed 5 czy 10 osobami. I to jest zadanie na miarę jego potencjału w tej chwili.
Czyli takie wyzwanie, o którym wiem, że się z nim zmierzę, troszkę ponad to, do czego jestem przyzwyczajona, ale nieprzytłaczające swoją skalą. Ważne jest znajdowanie właściwych proporcji, balansu. A wbrew pozorom nie jest to wcale łatwe. Ponieważ jeśli mamy w sobie tendencję do perfekcjonizmu, to oczywiście chętnie zaplanujemy prezentację dla 200, a najlepiej 500 osób! Kto jak nie ja!
No tak, tylko że jeśli zawiesimy poprzeczkę zbyt wysoko, to choć wykonamy zadanie, może nas ono przytłoczyć. Wycofamy się i znowu będziemy unikać publicznych wystąpień. Czyli wracamy do punktu startowego. A nam chodzi o to, żeby oczywiście był postęp, ale w takim tempie, jakie jest dla nas właściwe.
– Chyba jestem perfekcjonistką – i w dodatku z dużymi pokładami samokrytyki, bo nie wiem, czy zadowoliłby mnie taki mały krok…
– Ach, nie tylko ciebie! Często słyszę to od swoich klientek. I uczę je – dziewczyny, zobaczcie, jak często i z jaką łatwością chwalimy nasze dzieci za małe rzeczy. A w życiu dorosłym nie nadajemy znaczenia różnym naszym osiągnięciom, ani mniejszym, ani większym. Tymczasem sukces to nie musi być zdobycie Mount Everestu!
Wystarczy, że wstaniemy rano i uśmiechniemy się do siebie w lustrze, mimo że poprzedni dzień był koszmarnie trudny. Zauważajmy te małe rzeczy. Celebrujmy każdy najmniejszy sukces. Te małe elementy, które wydają się pozornie nieistotne, trywialne, budują nas każdego dnia. To właśnie z nich można zbudować pewność siebie. Zobaczcie, jaki to sukces, gdy po raz pierwszy na posiedzeniu zarządu zamiast siedzieć w kącie, odważycie się i wypowiecie swoje zdanie.
Wielu osobom wydaje się, że pewność siebie to bojowość, nonszalancja, siła, parcie do przodu. A ja często podkreślam, że pewność siebie nie wyklucza delikatności, subtelności i tego, że są momenty, w których w pewnych sferach życia jest nam trudno. Ani tego, że potrafimy poprosić o pomoc. To też jest przejaw pewności siebie – nie wstydzimy się, tylko potrafimy przyznać się przed sobą, że jest nam z czymś trudno, że coś nas przerasta, że potrzebujemy wsparcia.
Kiedy zaczynamy wyrażać siebie, swoje emocje, swoje uczucia, to daje nam to cudowne uczucie – zadowolenie z siebie. To niesamowicie wzmacnia relacje ze sobą. Sprawia, że rośnie w nas siła, przekonanie, że potrafimy stanąć po swojej stronie, że siebie nie ignorujemy, nie stawiamy na końcu kolejki, że zaczynamy być ważne. Nie myślmy, że się położymy i następnego ranka poczujemy, że zalewa nas przypływ pewności siebie. Nie! Budowanie pewności siebie to są malutkie zmiany.
Kiedy patrzymy wstecz – zauważamy, jaką przeszłyśmy drogę, w jakim miejscu dzisiaj jesteśmy. Jak bardzo urosła nasza wewnętrzna pewność siebie. A to największy zasób, jaki możemy sobie same zbudować, którego nikt i nic nam nie zabierze.
7 wskazówek Magdaleny Korczyńskiej: jak wychowywać dziewczynki? (część 2)
Na zakończenie
CO MÓWI O PEWNOŚCI SIEBIE PSYCHOLOGIA?(4)
Pewność siebie jest jednym z 4 elementów budujących naszą odporność psychiczną.
[D.Strycharczyk & P.Clough twórcy modelu 4C]. Bieżące badania identyfikują 2 skale pewności
siebie:
1) WIARA WE WŁASNE UMIEJĘTNOŚCI, czyli…
Wiem, w czym jestem dobra.
Wiem, do czego się nadaję.
Wiem, w czym jestem ekspertem.
Jestem pewna swoich kompetencji.
Nie potrzebuję potwierdzenia swoich umiejętności oraz talentów z zewnątrz.
Angażuję się w cele i działania.
Nie poddaję się.
W porażkach widzę szansę.
Działam.
2) PEWNOŚĆ SIEBIE W RELACJACH INTERPERSONALNYCH, czyli …
Łatwo buduję relacje.
Jestem asertywna.
Chętnie biorę udział w dyskusji.
Nie obawiam się przedstawić swojego zdania.
Umiem sobie radzić z krytyką.
Znam swoje granice i potrafię o nie zadbać w relacjach.
Czuję się bezpiecznie w kontaktach z nowymi ludźmi.
CO NAM DAJE PEWNOŚĆ SIEBIE?
Pozytywne podejście do życia.
Otwartość na zmiany.
Mniejsze koszty emocjonalne (lub ich brak) w obliczu trudnych sytuacji.
Elastyczność.
Nastawienie na działanie.
Duża samoświadomość.
Harmonijne relacje.
Dobrostan.
Źródła:
- materiały prasowe Icode, dla platformy uwierzwsiebie.com.
- dr Mary Welford, autorka książki „Budowanie pewności siebie. Podejście skoncentrowane na współczuciu” wydanej przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.
- Fragment z książki „Niepewność przekleństwem kobiet” autorstwa Helene Lerner wydanej przez PWN.
- Informacje poniżej pochodzą z materiałów przygotowanych przez Kasię Malinowską.