Strona główna ZdrowiePsychologia Licz swoje orgazmy – radzi Joanna Keszka

Licz swoje orgazmy – radzi Joanna Keszka

autor: Dorota Mirska Data publikacji: Data aktualizacji:
Data publikacji: Data aktualizacji:

Bądź odważna i bierz swoje sprawy w swoje ręce, także w przestrzeni seksualnej. Ciesz się seksem, kochaj swoją cipkę, korzystaj z zabawek erotycznych. Dążenie do orgazmu wyzwala kobiety, uczy nas być po naszej stronie, okazywać sobie uwagę, czułość i troskę, której wszystkie potrzebujemy do radości z życia i z seksu. Tak radzi na swoim portalu, podcastach, warsztatach i w książkach trenerka kreatywnego seksu, aktywistka i pisarka Joanna Keszka. I jak Wam się podoba takie podejście?

Strona główna ZdrowiePsychologia Licz swoje orgazmy – radzi Joanna Keszka

Pierwszy nakład bestsellera Joanny Keszki „Grzeczna to już byłam. Kobiecy przewodnik po seksualności” rozszedł się błyskawicznie. Nic dziwnego – chyba nikt tak otwarcie jak ona, bez pruderii, z tak szczerą radością i uśmiechem, nie mówi i nie pisze o kobiecym seksie. Uwalnia nas, kobiety, od poczucia winy, wstydu i grzechu. Przekonuje, że mamy absolutne prawo do przyjemności w łóżku, do radości z seksu i do takich samych przywilejów w przestrzeni seksualnej jak nasi partnerzy. Co równie ważne, Joanna rozmawia z nami z ogromną czułością i zrozumieniem tego, co czujemy, tego, czego się obawiamy i wstydzimy. Książka wchodzi do sprzedaży ponownie, a my rozmawiamy z Asią na temat kobiecej seksualności.

Dorota Mirska-Królikowska: Na swoim portalu promujesz hasło: „Licz swoje pieniądze i swoje orgazmy”. Co mają pieniądze do orgazmu???

Joanna Keszka: Bardzo dużo wbrew pozorom. Od dziecka się nam wmawia, że o pieniądzach i seksie kobietom nie wypada rozmawiać. A niby dlaczego nie!? Absolutnie powinnyśmy o nich rozmawiać. Bo to są dwa bardzo silne narzędzia władzy i kontroli. Pieniądze – wiadomo: mogą stać się narzędziem tzw. przemocy ekonomicznej. Jeśli kobieta nie ma swoich pieniędzy albo jeśli nie ma dostępu do (często wspólnego w związku) konta, albo w jakikolwiek inny sposób jest podporządkowana finansowo partnerowi, to zdecydowanie staje się od niego zależna. Podobnie seks – nieustająco w mediach, kościele, w wielu rodzinach słyszymy, że ta sfera życia nie ma dla nas, kobiet, dużego znaczenia. A te kobiety, które otwarcie komunikują, że lubią seks, otrzymują łatkę niewyżytych, puszczalskich lub dziwek.

Uwielbiam słowo „dziwka”. Lubię zaprzyjaźniać się ze słowami, którymi konserwatywne społeczeństwo próbuje nas uciszać. Dziwka to dla mnie kobieta, która chce się zatroszczyć wreszcie o siebie, a nie o wszystkich wokół. Każda z nas ma prawo być na etapie, kiedy chce mieć dużo różnorodnych doświadczeń erotycznych.

Przecież wmawianie nam, że seks nie jest dla nas ważny, to straszne kłamstwo. Wymyślono je zresztą w bardzo konkretnym celu. W przestrzeni seksualnej bowiem zaczynają się negocjacje dotyczące naszych relacji: kto decyduje o tym, co się za chwilę wydarzy, komu wolno troszczyć się o swoją przyjemność, dążyć do swoich orgazmów w taki sposób, w jaki ma ochotę, a kto ma być cicho. Kto ma być ładny, a kto ma być zadowolony. Kto wykorzystuje seksualność, żeby budować związek, a kto do tego, żeby podkreślać swoją władzę i kontrolę. To są przecież bardzo ważne rzeczy.

– Kiedyś powiedziałaś, że „Jeśli my – czyli kobiety i mężczyźni – nie mamy równych praw w łóżku, to nie jesteśmy równi w ogóle”.

Joanna Keszka: I absolutnie to podtrzymuję. Czy wiesz, że męskie środki na potencję są dostępne w aptece bez recepty? I reklamuje się je w telewizji w tzw. prime time? Więc facet może sobie przyjść i nakupić niebieskich tabletek do woli. A pigułka „dzień po” – jest dostępna tylko na receptę. A jeśli chcemy ją kupić, to jeszcze musimy znaleźć aptekę, gdzie nie ma klauzuli sumienia. Czyli wbija się nam do głowy, że męskie potrzeby są naturalne, że mężczyzna to ten mądry, odpowiedzialny, który sobie świetnie radzi ze swoją seksualnością. A kobiety trzeba pilnować i ją kontrolować, bo jest nieodpowiedzialna, niewyżyta, głupia i nic nie rozumie. I tak poprzez kreowanie fałszywego wizerunku naszej seksualności uczy się nas myśleć źle o nas samych.

Drugi przykład: ostatnio zobaczyłam reklamę, która, zdaje się, miała być dowcipna – „Jeśli mam wybrać, co sprawi mi większą przyjemność – nowe buty czy seks, to wybieram buty”. I oczywiście te słowa wypowiada kobieta. I to ma być śmieszne??? Naprawdę? Przecież to jest strasznie smutne, że zdaniem twórców takich reklam dla nas, kobiet, wizyta w sklepie obuwniczym jest ważniejsza niż to, co się wkłada do naszych cipek i w jaki sposób się to robi. W polskich rozmowach na temat seksu brakuje miejsca na kobiecą przyjemność. Spotykam kobiety, które przez wiele lat swojego aktywnego seksualnie życia miały co prawda sporo seksu, ale odczuwały mało lub wcale nie odczuwały przyjemności. A dla niektórych zbliżenie oznaczało ból. I myślały, że tak ma być…

Jeśli kobieta zaczyna się przyglądać swojej seksualności, temu, co dzieje się w jej łóżku, związku, to uczy się ufać sobie.

Nie bez powodu kobiety słyszą: „Idź po buty, a w sypialni zaciśnij zęby i wytrzymaj”. W ten sposób nakłania się nas, żebyśmy rezygnowały z siebie. Bo nie jest tak, że jeśli przestajemy się zajmować seksem, to temat znika. Temat pozostaje, tylko że kiedy my nie zajmujemy się potrzebami naszego ciała, naszej seksualności, to inni zajmują się tym za nas. I robią to dla swojej korzyści. Nie ma w tym miejsca dla nas.

Dlatego to jest tak niesłychanie ważne, żebyśmy dla samych siebie, ale także dla swoich partnerów i partnerek i dla tych dziewczyn, które dopiero wchodzą w dorosłość, zaczęły zadawać sobie proste pytanie: „Jeżeli w sypialni nie ma przestrzeni na przyjemność dla mnie, akceptacji dla tego, co ja mogę chcieć, nie czuję się tu bezpieczna, swobodna, akceptowana, muszę ciągle udawać kogoś, kim nie jestem, po to, żeby nie urazić cudzych wyobrażeń na swój temat, to co tu się właściwe odwala?”.

– No odwala się! Jak wykazują badania, co druga z nas udaje w sypialni orgazm. Udajemy, bo chcemy zadowolić partnera? Szybko zakończyć seks, bo jesteśmy zmęczone i chcemy iść spać?

Joanna Keszka: Ja myślę, że te wyniki badań i tak są nadmiernie optymistyczne. Z moich doświadczeń, jako trenerki kreatywnego seksu, seks coacha i osoby, która tematem seksualności kobiet zajmuje się od wielu lat, wynika, że co najmniej 70 proc. kobiet nie idzie do łóżka po orgazm czy dobrą zabawę. Tylko dla świętego spokoju. Wiele kobiet uważa wręcz, że seks jest dobry, jeśli nie boli! Przecież to jest strasznie smutne… Bo wyobraź sobie, co by się stało, gdybyśmy powiedziały mężczyźnie: „Chodź do łóżka. Co prawda nie będziesz miał orgazmu, ale może nie będzie cię bolało”. Przecież on by nie wiedział, o czym my w ogóle mówimy. Po co miałby do tego łóżka iść!

Zresztą uważam, że z udawaniem orgazmu to jest głęboki, oddzielny temat. Mówi się – kobiety kłamią w łóżku. No jasne, bo my jesteśmy takie urodzone kłamczuchy. Budzimy się rano, pijemy kawę i planujemy: „Ale dzisiaj mu nakłamię w łóżku! Wow, będę udawać orgazmy. Ale będę miała frajdę!”. W życiu większej bzdury nie słyszałam. Jak mnie to wkurza! Prawda jest zupełnie inna. Kobiety udają orgazmy, bo po prostu chcą zakończyć jak najszybciej stosunek lub doświadczenie seksualne, które nie jest dla nich przyjemne.

– Ale dlaczego godzimy się na doświadczenia, które nie sprawiają nam przyjemności? Lub wręcz, jak mówisz – sprawiają ból!

Joanna Keszka: Dlatego, że jesteśmy nauczone, wręcz wytresowane, żeby nie traktować swoich potrzeb poważnie. Żeby odpuszczać to, co jest związane z nami. Od dziecka chwali się nas za to, że myślimy o sobie na końcu. Ciągle gdzieś słyszymy – „To taka dobra kobieta, o wszystkich myśli, a o sobie na końcu”. I my idziemy do łóżka z takim przekonaniem, że mamy tysięczny raz zadowalać się zadowalaniem innych. Tylko że to tak nie działa. Głowę okłamiesz, ale cipki nie oszukasz. Seks to jest kontakt z ciałem. Ciało chce przyjemności, zabawy. A jeżeli sobie wmawiasz – „Ja go kocham, ale nie będę mu zawracała głowy swoimi potrzebami” i zmuszasz się do seksu, udajesz, żeby mu nie było przykro, to ciało w końcu się zbuntuje – „Dość tego – powie – ja tego nie kupuję, ja w to nie wchodzę”. I cipka się zamyka, zamraża się, nie czuje. I potem kobiety szukają milion wymówek, by nie iść w seks, odmawiają sobie relaksu, przyjemności, radości, tylko patrzą na niego jak na obowiązek.

Masturbacja

– Co więc zrobić, żeby to zmienić? Żebyśmy zaczęły wreszcie cieszyć się seksem i miały w łóżku frajdę?

Joanna Keszka: Jeśli zastanawiamy się, od czego zacząć zmiany, to przede wszystkim przyjrzyjmy się temu, co nam służy, czego pragniemy. Zastanówmy się nad prostym pytaniem – czego chcę w łóżku więcej, a czego chcę mniej? Tylko żeby to wiedzieć, trzeba zacząć działać w przestrzeni seksualnej. Jeżeli do tej pory nie eksperymentowałyśmy w sypialni, najpierw polecam masturbację. W seksie solo możemy wreszcie uwolnić się od cudzych wyobrażeń, cudzych oczekiwań i skupić się na sobie. Ważna uwaga – żeby cieszyć się masturbacją, musimy ukręcić łeb zimnemu krytykowi, który siedzi w nas i sączy do ucha – „O, masturbujesz się? Jest sobotni wieczór, a ty sama z wibratorem? Coś z tobą jest nie tak! Powinnaś być na randce albo penis męża powinien ci wystarczyć. Wszystkim kobietom penisy wystarczają, tylko ty potrzebujesz wibratora”. I zastanówmy się przez chwilę: czy ten krytyk nam w czymkolwiek pomaga, czy dobrze nam służy? Nie? To ukręć mu łeb. I zadawaj sobie i w seksie, i w życiu takie pytanie – czego ja sama tak naprawdę, naprawdę chcę?

Nam, kobietom, się wmawia, że musimy być miłe, uśmiechnięte i zadowalać innych. Że jakoby w nagrodę ci inni się nami zaopiekują. Tymczasem można urobić się po pachy, zadowalając innych, i niczego w zamian nie dostać. I wiele z nas boleśnie się o tym przekonało. Uczymy się być adwokatkami w swojej własnej sprawie. I obronimy się! Tylko żeby tak było, najpierw musimy wiedzieć, czego my tak naprawdę chcemy.

Warto patrzeć na seksualność jak na element zdrowego, dorosłego życia. I zastanawiać się, co my z tą naszą seksualnością zrobimy. Czy będziemy się starać, żeby to było źródło naszego relaksu, pewności siebie i kontaktu z naszym ciałem? Czy damy sobie wmówić, że to nie jest dla nas ważne, zamieciemy to pod dywan i pozwolimy, żeby temat seksu przesunął się do strefy tabu, zamienił się w coś trudnego, skomplikowanego, drażniącego. Jest wiele osób, które nie lubią, kiedy inni mówią o przyjemności z seksu, bo same sobie nie dały pozwolenia na tę przyjemność. Ta potrzeba w nich tkwi i strasznie je drażni, kiedy spotykają osoby, które sobie to pozwolenie dały. Dlatego ja zachęcam, żeby pozwalać sobie i nie żałować innym. To zdrowe podejście.

– No dobrze. Przekonałaś nas, „ukręciłyśmy łeb” krytykom – i temu wewnętrznemu, i tym zewnętrznym. Jesteśmy gotowe na eksperymenty w przestrzeni seksualnej. Od czego je zacząć?

Joanna Keszka: Załatwić sobie wolne mieszkanie, obejrzeć sobie cipki i zaprzyjaźnić się z nimi. W swojej książce cały rozdział zatytułowałam: „Zakochaj się w swojej cipce”. Bo to jest naprawdę poważny problem. Wiele kobiet ma aktywne życie seksualne, mają wielu partnerów, czasami kilkoro dzieci, a nigdy w życiu nie widziały swoich cipek! Zawsze powtarzam, że „przy goleniu” się nie liczy, bo to nie o to chodzi. Jeśli mamy być aktywne w przestrzeni seksualnej, jeśli jesteśmy dorosłe, to powinnyśmy znać swoje ciało. Tymczasem wiele z nas słyszało od dzieciństwa: „Nie wkładaj palców do majtek”, „Nie zaglądaj tam”, „Trzymaj ręce na kołdrze”. Mamy zakodowane, że cipka to jakieś brudne miejsce, że TAM się nie zagląda. Wiele kobiet ma przekonanie, że TO jest jakieś eksterytorium, które należy do facetów… A przecież nasze cipki są piękne, niezwykłe. Z cipkami jak z twarzami – każda jest inna. Ale wiele kobiet o tym nie wie, bo nigdy TAM nie zagląda. A nasze cipki pięknie reagują na dobry dotyk, tylko że wiele z nas nie miało okazji spotkać się z tym dobrym dotykiem. Więc powtarzam: ustawiamy lusterko, oglądamy się i zaprzyjaźniamy ze sobą. Pierwsza sesja może być krępująca, druga mniej, a przy trzeciej będziesz zrelaksowana i odprężona.

Życie seksualne to suma naszych wyborów. Jeśli będziemy ufać sobie, wierzyć, że należy nam się dobre traktowanie, to przekonanie, że jesteśmy ważne, przeniesiemy także do innych sfer życia.

Seksualność to nie jest coś trudnego i skomplikowanego. To dobra energia, zabawa, przyjemność. Co roku prowadzę warsztaty, na które przyjeżdżają kobiety, które chcą poznać i oswoić swoją seksualność. A tym samym wziąć odpowiedzialność za swoje życie i zacząć nim kierować zgodnie z tym, czego same chcą. My się na tych warsztatach wspaniale bawimy! Kiedy nie czujemy się oceniane, czujemy się w gronie innych fajnych kobiet bezpiecznie, to temat seksualności jest wyzwalaczem dobrej energii. Odkrywamy siebie i jest przy tym mnóstwo śmiechu, radości, humoru.

Podczas jednego z warsztatów prosiłam uczestniczki, żeby napisały na tablicy po jednej stronie rzeczy, które im służyły w seksie, a po drugiej te, które im nie służyły. Jedna z kobiet napisała, że najbardziej nie służyło jej przekonanie, że to mężczyzna ma jej dać orgazm. I to było super! My, kobiety, wreszcie zaczynamy czuć, że jeśli my same o siebie nie zadbamy, to nikt nam niczego nie da. Nie dostaniemy tego, co nam się należy –ani w związku, ani w pracy, ani w łóżku, ani w życiu towarzyskim. Musimy zacząć dbać o własne interesy.

Do seksu solo przydadzą się nam gadżety erotyczne. Słynna jest Twoja kolorowa walizeczka pełna różnych wibratorów w różnych kształtach i kolorach 🙂

Joanna Keszka: Gadżety erotyczne przydadzą się do masturbacji i samodzielnego odkrywania przyjemności, ale nie tylko. Znakomicie sprawdzą się także do urozmaicenia seksu w duecie. Prawda jest taka, że penis nie ma wypustek i podczas stosunku nie sięga do naszej łechtaczki. Więc w wielu sytuacjach warto zabrać do sypialni zabawki erotyczne. Jak sama nazwa wskazuje, służą nam do zabawy, mają zintensyfikować przyjemność. W mojej „magicznej walizeczce” znajdują się różnego rodzaju gadżety, o różnych wielkościach, kolorach, kształtach, wyprofilowane tak, żeby dobrze się dopasować do naszego ciała. Matka natura w swojej głębokiej mądrości wyposażyła nas w ogromny organ, jakim jest łechtaczka. Korzystajmy z jej możliwości. Możemy sięgnąć po niewielkie masażery łechtaczkowe, do rozmasowywania pochwy na zewnątrz lub po klasyczne wibratory, trochę większe i grubsze, które mają więcej funkcji – służą do masażu na zewnątrz i wewnątrz ciała. Ogromną popularnością cieszą się wibratory typu królik, ze specjalną wypustką wyglądającą jak uszy. Tego gadżetu używały bohaterki „Seksu w wielkim mieście” i od czasu zdobycia popularności przez serial jest on rozchwytywany. Akurat raczej służy do zabawy solo.

Co ważne przy masturbacji wibratorem – poprzez masaż dopompowujemy krew do łechtaczki, a im więcej krwi na dole, tym większa przyjemność. Ale masując się, nie wywierajmy na siebie presji, nie „wyciskajmy na siłę” z siebie orgazmu. Zawsze zaczynajmy od najniższych wibracji, dajmy sobie czas, zawsze zdążymy zintensyfikować sobie przyjemność. Jestem naprawdę wielką fanką orgazmu, ale ważne, żeby nie traktować go jako jedyny cel pieszczot. Szukajmy przyjemności, odprężenia, wsłuchajmy się w siebie. Skupmy się na tym, co naprawdę czujemy. Nazywam to „waginowy mindfulness”. Zaufajmy sobie. I dopiero kiedy poczujemy, że chcemy więcej, że jesteśmy gotowe na mocniejsze doznania, idźmy na całość. Nie ograniczajmy się. Przestrzeń seksualna nie jest po to, żeby się ograniczać, tylko żeby się nią cieszyć.

A potem… „ciało raz puszczone w ruch samo puszcza się dalej” – jak często powtarzasz.

Joanna Keszka: Kobiety lub pary, które raz pozwolą sobie na zabawę, wygłupy, otworzenie się na siebie, rozmawianie o seksie, niespodziewanie odkrywają ze zdziwieniem, że to jest fajne, przyjemne, naturalne. Dziwią się, z czym właściwie do tej pory miały taki problem. Seks to taki plac zabaw dla dorosłych. Natura mądrze to wymyśliła, my też potrzebujemy przestrzeni, gdzie możemy odreagować codzienne stresy, trochę się zrelaksować, trochę mieć orgazm 🙂 Żartuję! Żadne tam trochę! Miejmy go pełną cipką i piersią. Jeszcze raz powtarzam – seks nie jest niczym skomplikowanym. To jest kontakt z ciałem, czysta fizjologia. I jeśli ciało jest w dobrej kondycji, to będzie otwarte na przygody i doznania seksualne. Często zachęcam do szybkiej terapii seksualnej: 4 x S, czyli – sen, słońce, sport, śmiech. Wyspać się, wyjść z domu, dobrze się bawić. I ciało zaczyna lepiej funkcjonować. My mamy ochotę, żeby zrobić z nim coś więcej. I ludzie są zachwyceni. Puszczają się na całego 🙂

– Co masz na myśli, mówiąc, że dążenie do orgazmu wyzwala kobiety?

Joanna Keszka: Uczy nas być po naszej stronie, być dobrą dla siebie. Przypomina, że obok penisa jest też nasza cipka i jest tak samo ważna. Danie sobie przyzwolenia na dążenie do orgazmu, do przyjemności, do frajdy w łóżku to po prostu danie sobie pozwolenia na wolność od cudzych opinii. Postawienie na siebie. Najlepszy komplement, jaki otrzymałam, to recenzja mojej książki „Grzeczna to już byłam”, w której jedna z czytelniczek napisała: „Miałam orgazmy z kobietami, z mężczyznami, ale najlepsze mam z Keszką”. Bo ja w tej książce namawiam, żeby seksualność wykorzystać do tego, żeby zatroszczyć się o siebie. To jest najważniejsze.

– Dziękuję za rozmowę.

Zaprzyjaźnienie się ze swoją seksualnością jest jak pisanie listu miłosnego do siebie: ja się liczę, moje potrzeby są ważne, zasługuję na rzeczy dobre i na dobre traktowanie. Ta cudowna umiejętność wnosi w życie ogromną radość i stanowi źródło pewności siebie, której tak bardzo brakuje w życiu wielu kobiet*.

* Cytat pochodzi z książki Joanny Keszki „Grzeczna to już byłam. Kobiecy przewodnik po seksualności”.

Zobacz także: Orgazm czy… oszustwo? Dlaczego udajemy w łóżku?

Czy ten artykuł był pomocny?
TakNie