Są takie obszary naszego życia, na które nie mamy wpływu. To np. rodzina, w której przyszliśmy na świat, ludzie, którzy nas wychowali. Równocześnie ten kawałek naszego istnienia w dużej mierze określa to, kim się staniemy, w jakiego typu relacje wchodzimy w naszym dorosłym życiu czy z jakich wewnętrznych zasobów korzystamy w trudnych sytuacjach. Za to wszystko odpowiada nasze wewnętrzne dziecko. Jak się z nim dogadać?
Spis treści
Wywiad z Joanną Caffo
Joanna Caffo, psycholog i psychoterapeutka pracująca w nurcie psychologii procesu. Współtworzy (prowadząc psychoterapię i warsztaty) Plodnik.pl, wspierający w problemach z trudną płodnością. Praktykuje w Polsce i we Francji.
Dominika Bagińska: Co psychologia wie o rolach w nas ukrytych?
Joanna Caffo: Jest wiele teorii mówiących o naszym bagażu emocji nabytym we wczesnodziecięcych relacjach z rodzicami. Tak czy siak ─ zawsze korzystamy zeń w dorosłym życiu, próbując obsadzić napotkane osoby w kilku głównych, najważniejszych dla naszego bytu, rolach.
W szkole, pracy czy na spotkaniu z przyjaciółmi staramy się przypisać innym cechy postaci: matki, ojca, dziecka czy krytyka. Obrazowo ujął to psychiatra Erick Berne w swojej teorii modelu stosunków międzyludzkich. Podzielił ego człowieka na trzy stany: Dorosłego, Rodzica i Dziecko, odpowiadające różnym stanom emocjonalnym i zestawom przynależnych im zachowań.
– Jak to wygląda w praktyce?
– Kiedy mówimy o znaczeniu kontaktu z wewnętrznym dzieckiem, mamy na myśli tę naturalną, emocjonalną część siebie, cieszącą się światem, odważną, niezależną i chcącą czerpać z życia pełnymi garściami ─ to Dziecko Spontaniczne. W dorosłym życiu możesz reagować z pozycji dziecka, przyjmując też styl Dziecka Zbuntowanego lub Przystosowanego. Reagowanie z pozycji dziecka bywa także niedojrzałe czy lękliwe.
Być może odnajdujesz się w opisie osoby zależnej, źle znoszącej kary czy krytykę, a potrzebującej uwagi, ciągłego potwierdzania, że to, kim jesteś, ma wartość i znaczenie. Taki wzór reakcji wytworzył się u Dziecka Przystosowanego. Z kolei jeśli w dorosłym życiu zdarza ci się tupać nogą, sprzeciwiać zasadom, obrażać czy brać pod uwagę tylko swój punkt widzenia, do głosu dochodzi zapewne Dziecko Zbuntowane.
– Jak nasze wewnętrzne dziecko wpływa na relacje z innymi?
– Na podstawie naszych dziecięcych relacji z opiekunami utworzył się w nas też wewnętrzny obraz Rodzica. W innej teorii psychoterapeutycznej, psychologii procesu, Michał Duda mówi o postaciach Dobrej i Złej Matki lub Pozytywnego i Negatywnego Ojca ─ oraz wewnętrznej postaci Dziecka dobrego lub złego rodzica. Jeśli więc np. nasza mama była zimna, krytyczna i wymagająca, mogliśmy czuć się przy niej jako dziecko niewystarczający, mało istotni. Bycie zauważonym i zadbanym przez rodzica jest niezbędne dziecku do przeżycia.
Robiliśmy więc zapewne wszystko, by zasłużyć na miłość i uwagę mamy. To rosło razem z nami. Ileż energii straciliśmy, próbując zaimponować potem innym, zasłużyć na ich uznanie, dostarczyć im coś, co mogłoby ich usatysfakcjonować, a nam dać prawo istnienia, potwierdzenie, że jesteśmy ok? To studnia bez dna.
– Jakie są dalsze konsekwencje?
– Możesz zdobywać najlepsze oceny, sukcesy, pieniądze, mieć świetne ciało, poprawiony wygląd, karierę, grono wielbicieli i adoratorów – a tej krytycznej postaci rodzica nic nie zadowoli. Z biegiem czasu staje się ona wewnętrzną częścią nas samych.
Możliwe, że w naszych późniejszych dorosłych relacjach i my bywamy nad wymiar wymagający i surowi wobec swojego otoczenia i samego siebie. Kiedy tylko sytuacja będzie przypominać choć trochę tę z dzieciństwa, uruchomi się w nas właśnie taki system reakcji i emocji. Staniemy się tym skrytykowanym, niewystarczającym dzieckiem lub ─ tym krytykującym rodzicem…
– Co dalej? Da się z tym coś zrobić?
– Zrób krok w tył i wyjdź z tej sytuacji. Zauważ ten rodzaj dynamiki funkcjonującej w twoim życiu. To już wielka rzecz, uciesz się z tego. Podejmij decyzję, czy chcesz to zmienić i znaleźć inne sposoby zachowania i reagowania? Jako dziecko nie miałeś wyjścia, ale jako dorosły ─ nie jesteś już zależny i możesz o sobie decydować, a twoje dziecięce doświadczenia nie muszą kierować twoim życiem i ciebie określać. Jesteś czymś więcej niż to, czego doświadczałeś w przeszłości. Stań się takim rodzicem swojego wewnętrznego dziecka, jakiego chciałbyś mieć.
Gdy uda ci się opuścić miejsce niewystarczającego dziecka, ale i surowego rodzica, dopiero wtedy możesz zacząć okazywać sobie czułość, ciepło, opiekę. Zadbać sam o siebie, o swoją dziecięcą część. Wesprzeć w sobie dobrego Rodzica. Pogratulować mu sukcesu.
Maria Chyła: dziecko wystarczająco zdolne
Wywiad z Joanną Kot
Dr Joanna Kot, psycholożka i psychoterapeutka, pracująca w nurcie psychologii procesu, tworzy autorski projekt Droga Kobiety, w którym wspiera kobiety w rozwoju i życiowych kryzysach. Prowadzi również psychoterapię i warsztaty w sytuacji trudnej płodności w ramach projektu Płodnik.
Dominika Bagińska: Jakie oblicza ma nasze wewnętrzne dziecko?
Joanna Kot: Wewnętrzne dziecko uosabia energię, spontaniczność, ekspresję uczuć, zachwyt życiem, naturalną uważność, kreatywność i pasję, podążanie za tym, czego się pragnie. Jednocześnie jest impulsywne, jeszcze nie kontroluje swoich emocji i nie przewiduje skutków swoich zachować. To dzięki tej części jako dorosłe osoby możemy czerpać radość z seksu, chodzić na zajęcia z ceramiki czy wygłupiać się z własnymi dziećmi. Ale to tylko jedna ze stron.
W tej części nas umiejscowione są również trudne, a nawet nadużyciowe doświadczenia. To, że być może czuliśmy się niekochani, niedocenieni, krytykowani, surowo traktowani czy stawiani przed nadmiernymi wymaganiami ponad nasze siły. Może bici i opuszczeni. Wewnętrzne dziecko mieści w sobie to wszystko.
Uwaga! Jeśli nasze dzieciństwo to czarna plama wspomnień, może być to sygnał traumatycznych czy nadużyciowych przeżyć. Wówczas bycie dzieckiem emocjonalnie kojarzy nam się z cierpieniem. Odcinamy więc całość emocji. Stajemy się poważnym, bardzo krytycznym wobec siebie dorosłym.
– Niezałatwione sprawy z dzieciństwa ograniczają nas jako dorosłych – w emocjach, odwadze, odruchach. Jak to rozpoznać?
– Jeśli jest w tobie ta dziecięca część, która czuje się zraniona ─ życie w końcu postawi cię w sytuacjach, które będą kierowały twoją uwagę w to bolesne miejsce. By można było je w sobie rozpoznać i uzdrowić. W tych sytuacjach możesz czuć się podobnie, jak podczas konkretnych doświadczeń z dzieciństwa. Poczujesz, że już to znasz.
W psychoanalizie znany jest mechanizm, który nazywa się „przymusem powtarzania”. Powielamy w naszym życiu sytuacje nieprzyjemne, w tym również traumatyczne i przemocowe. Nieświadomie angażujemy się w doświadczenia, które sprawiają, że czujemy się podobnie jak kiedyś.
– Czy jest na to rada?
– Ten mechanizm ma funkcję: pomaga nam dostrzec i dopełnić tamte przeżycia. Podjąć ewentualnie decyzję o zmianie, by nie utrwalało się w nas przekonanie, że wszystko, co najgorsze, spotyka nas. Inni mają lepiej, my na to nie zasługujemy ─ ze swojej winy, bo jesteśmy beznadziejni. To takie typowe przekonania, które należą do tożsamości ofiary.
Jeśli doznaliśmy przemocy i pozostaliśmy wewnętrznie w tamtej sytuacji, to choć jesteśmy dorośli, mamy rodziny i chodzimy do pracy, nadal utożsamiamy się z tamtym skrzywdzonym dzieckiem i z tego miejsca tworzymy swój świat. Zawężony do pewnych schematów, mało wspierający. Potrzebny jest nowy wzorzec, żeby taka osoba mogła realizować swój potencjał i tworzyć życie, jakie wybiera, a nie to, na jakie w swoim poczuciu została skazana.
– Jak dogadanie się ze swoim wewnętrznym dzieckiem wpływa na sukces wychowawczy naszych pociech?
– Jeśli nie mamy kontaktu z dziecięcą częścią w nas, pewnie trudnej nam będzie w pewnych sytuacjach być blisko z naszymi pociechami, zanurzyć się w ich świat, przeżywanie i doświadczanie. A to jest niezbędne, żebyśmy nasze dzieci mogli głębiej zrozumieć, dołączyć do ich przeżywania.
Rodzic bez kontaktu z tą częścią siebie raczej będzie zbywał problem, np. kłótni z koleżanką (którą dziecko silnie przeżywa), mówiąc coś w stylu: „To nie problemy, jak dorośniesz, wtedy dopiero poznasz te prawdziwe”. Taka postawa zatrzymuje dziecko w poczuciu niezrozumienia i osamotnienia. Uczy je, że nie może ufać swojej percepcji i uczuciom (bo przecież przesadza) i że ze swoimi problemami musi radzić sobie samo. My, współczesne 30–40-latki doskonale znamy z naszego życia postawę udręczonej i zadaniowej Zosi Samosi. To pokłosie takich sytuacji.
– A jak zmiana podejścia do naszego wewnętrznego dziecka wpływa na nasze stosunki z matką i ojcem?
– Niepoukładane uczucia związane z jakimiś trudnymi dziecięcymi przeżyciami, które dotyczą również naszych rodziców, sprawiają, że w tej relacji stale coś uwiera. Stoi między nami a nimi. Jakiś potencjał tej relacji nie może się realizować.
Miewamy wtedy poczucie, że niby jest między nami dobrze, ale jakby trochę przez szybę. Wewnętrzne ułożenie się z tym, co ewentualnie było trudne, domknięcie tego, pozwala nam dorosnąć. To bardzo uwalniające, kiedy czujesz, że jesteś młodsza od rodziców, ale dorosła ─ nasza relacja zmienia się w bardziej swobodną i partnerską.
– Czy możemy dać kilka rad naszemu wewnętrznemu dziecku? Zrobić mu prezent na Dzień Dziecka?
– Prawdopodobnie to dziecko mogłoby dać dobrą radę nam ─ dorosłym. Gdybyśmy zrobili mu na chwilę nieco miejsca w sobie, poczuli je trochę, moglibyśmy odkryć to, co jest nam potrzebne, czego brakuje gdzieś w naszym życiu. Jeśli mamy ochotę zrobić mu, czyli tak naprawdę sobie, prezent ─ postarajmy się na chwilę stać tym dzieckiem i posłuchajmy, co ma do powiedzenia.
Ewelina Stępnicka: dziecko jest cudem do odkrycia, a nie problemem do naprawienia
Jak spotkać się ze swoim wewnętrznym dzieckiem?
Dbaj o kontakt z różnymi jakościami, które płyną z tej części ciebie. Pozwól sobie na:
- spontaniczny taniec przy gotowaniu
- swobodne śpiewanie pod prysznicem
- rysowanie z dziećmi
- zjedzenie rurki z kremem bez myśli o kaloriach
- przygotowanie sobie ulubionego dania z dzieciństwa
- oglądanie albumów ze zdjęciami i wspominanie zabawnych anegdot
- pohuśtanie się z dziećmi, kiedy jesteś z nimi na placu zabaw
To wszystko drobne działania, które często intuicyjnie podejmujemy, nie zdając sobie sprawy, że płyną z tego ważnego i czułego miejsca w nas.