– Co to właściwie jest to mikroodżywianie?
– To nauka, która analizuje związki między odżywianiem i zdrowiem pacjenta, pokazując, jaka jest rola mikroskładników w utrzymaniu prawidłowej kondycji komórek. Stosowanie mikroodżywiania usprawnia pracę organizmu poprzez uzupełnienie jego niedoborów komórkowych. Jak już dawno temu mówił zdobywca nagrody Nobla Linus Pauling, każdą chorobę da się sprowadzić do deficytów komórkowych. Mikroodżywianie najpierw je ustala, co tam nam dolega, a potem uzupełnia braki, czyli przywraca organizm do formy. Jeśli niedobory są niewielkie, robi to za pomocą diety – dopasowuje się do pacjenta nie tylko grupy produktów, ale nawet pory ich spożywania. A jeśli w organizmie zaczyna się już rozwijać choroba, to stara się ją zduszać w zarodku, włączając suplementy: witaminy, minerały, nienasycone kwasy tłuszczowe, flawonoidy, aminokwasy, probiotyki i prebiotyki…
– Jak się je dobiera?
– Na podstawie badań. Ale nie zwykłych, a tzw. funkcjonalnych. Zleca je specjalista mikroodżywiania – np. we Francji jest ich bardzo dużo, ale i w Polsce coraz więcej, bo przybywa klinik medycyny przeciwstarzeniowej. Taki specjalista najpierw szacuje, na podstawie objawów, które nasze narządy, tzw. „tereny”, mogą pracować słabiej, i zleca dokładne ich zbadanie.
– Jak wyglądają takie badania? Bardzo się różnią od konwencjonalnych?
– Pobiera się krew, mocz, ślinę albo kał, tak jak w każdym innym laboratorium, bada się jednak inne parametry, sprawdza np. poziom zawartości mikroelementów w błonach komórkowych, czy nie ma stanów zapalnych w danym obszarze…
– Czemu sprawdza się tylko fragmenty ciała, nie można przebadać całego organizmu?
– Można, ale tych testów byłoby bardzo dużo. I byłyby kosztowne – badań funkcjonalnych nie refunduje NFZ.
– Mamy wyniki w ręku, co dalej?
– Dalej prosto. Tam gdzie są niedobory – zaleca się dietę uzupełniającą braki i suplementy. Jeśli badania wykazały stany zapalne – podaje się preparaty, które je gaszą. Wszystkie produkty kupuje się w klinikach mikroodżywiania lub w aptekach. I oczywiście stosuje się specjalnie skomponowaną dietę naturalną – wybrane warzywa, owoce, mięsa, ryby, dopasowane oleje.
– Po jakim czasie widać efekty?
– Zależy. Pamiętam trzynastolatkę, która w dwa lata przytyła 20 kilogramów. Nie, nie, żadne lenistwo przed telewizorem z pudłem lodów, dziewczynka ćwiczyła, zdrowo jadła. Lekarze wykryli u niej kłopoty z tarczycą, do obserwacji. Myśmy dodatkowo zwrócili uwagę na skłonność do aft, nieładny zapach z ust, zaawansowaną próchnicę jamy ustnej. Badania wykazały grzybicę przewodu pokarmowego, a przede wszystkim gigantyczny deficyt jodu. W ramach mikroodżywiania dziewczynce została zalecona skrojona na nią dieta bogata w jod, do tego suplementacja jodu naturalnego, plus probiotyk na grzybicę. Po półtora miesiąca terapii miała mniej o 20 cm w pasie.
– Z jakimi problemami ludzie przychodzą najczęściej?
– Najczęściej? Z przewlekłym zmęczeniem, trudnościami ze schudnięciem. Gdy coś im jest, a nie wiadomo co, bo badania w normie. Czasem chcą sprawdzić, czy nie mają skłonności do jakiejś choroby. Albo chcą być w optymalnej formie, mieć mnóstwo energii. I nie być ciężarem dla bliskich w wieku 70 lat. Sporo osób przychodzi z kłopotami z cerą, z włosami. Niedawno była dziewczyna z łysieniem plackowatym. Już przymierzała się do kupna peruki. Poza utratą włosów czuła się coraz gorzej, bolał ją brzuch, nie wiedziała co się z nią dzieje. Badania wykazały m.in. wielkie niedobry ferrytyny. Sama suplementacja żelaza zatrzymała utratę włosów.
– Można mikroodżywianie łączyć z innymi terapiami?
– Nie musi być jedyną deską ratunku – owszem, może stanowić niezależną metodę terapeutyczną, ale też uzupełnienie terapii farmakologicznej.
– Jak to jest, każdy z nas ma niedobory komórkowe? Połowa z nas?
– Oj, nie ma dokładnych badań. Ale sporo z nas może mieć deficyty.
– Mamy przecież świetny dostęp do żywności…
– … Ale paradoksalnie jesteśmy coraz gorzej odżywieni. Nie brakuje nam makroskładników, takich jak białka czy węglowodany, ale współczesne jedzenie, produkowane przemysłowo, jest coraz uboższe w pierwiastki śladowe, kluczowe dla naszej kondycji.
– Gdyby więc jeść zdrowo, z produktów z własnego ogródka czy sklepów organicznych…
– Niestety to nie wystarczy. Na kłopoty z mikroelementami składa się cały nasz zachodni styl życia: stres, nadużywanie leków przeciwbólowych i antybiotyków, nawet promieniowanie elektromagnetyczne czy gotowanie w zbyt wysokich temperaturach. No i oczywiście spora część z nas je głównie produkty fast, niemal pozbawione składników odżywczych. Albo jeszcze gorzej: pełne cukru, do którego przerobienia organizm musi zużyć swoje zapasy np. witamin z grupy B, magnezu czy chromu – czyli traci ważne mikroelementy. A wystarczy jeśli przez dłuższy czas mamy niedobór jednego składnika, a już pojawiają się zaburzenia. Np. zaczyna brakować selenu, i enzymy zwalczające wolne rodniki nie mają jak prawidłowo działać. Zaczynają słabnąć naturalne mechanizmy obronne: przeciwnowotworowe, przeciwzapalne i antyalergiczne… Włączenie mikroodżywiania pozwala zlikwidować niedobory i przywrócić organizm do formy. Pozwala czuć się, ale też wyglądać… optymalnie.
Marta Mieloszyk-Pawelec mikroodżywianiem zajmuje się od 20 lat. Po studiach farmaceutycznych oraz kosmetologicznych w Polsce ukończyła mikroodżywianie i medycynę stylu życia na prestiżowym Uniwersytecie Bourgogne w Dijon we Francji, kolebce tej dziedziny. Prowadzi w Warszawie klinikę zdrowego starzenia się Lifestylemed.