Strona główna ZdrowiePsychologia Naucz się odpuszczać – radzi Agnieszka Maciąg

Naucz się odpuszczać – radzi Agnieszka Maciąg

autor: Dorota Mirska Data publikacji: Data aktualizacji:
Data publikacji: Data aktualizacji:

Chcesz być zawsze naj…? Powtarzasz sobie: „Kto, jak nie ja!”, „Ja nie dam rady? No to patrz!”. – Ale po co? – pyta Agnieszka Maciąg. Czy naprawdę musisz być we wszystkim najlepsza, pierwsza i perfekcyjna? I gdzie w tym wszystkim jesteś naprawdę TY, Twoje potrzeby i szczęście?

Strona główna ZdrowiePsychologia Naucz się odpuszczać – radzi Agnieszka Maciąg

Odpuszczanie – to słowo kojarzy nam się często z czymś negatywnym. Że z czymś nie dałyśmy sobie rady, że coś nas przerosło, że nie stanęłyśmy na wysokości zadania. A to dla nas, kobiet – często perfekcjonistek – brzmi niemal jak obelga. Przecież chcemy być najlepszymi wersjami samych siebie – idealnymi żonami, matkami, pracowniczkami, w kuchni – master chefami, w sypialni – uwodzicielkami, mieć wysportowane ciało itd.

Niby wiemy, że wszystkiego naraz się nie da… ale zaciskamy zęby i walczymy. Zarywamy noce, rezygnujemy z urlopu, sięgamy po różne wspomagacze. Wiele z nas w tym szalonym pędzie, w tym wiecznym „nie mam czasu”, zatrzymuje choroba, czasami depresja, zaburzenia odżywiania, kryzys w związku. Zostajemy zmuszone do tego, żeby stanąć i zadać sobie pytania: „Czy naprawdę muszę być we wszystkim najlepsza? Czy muszę tak dużo pracować? I gdzie w tym wszystkim jestem ja?”.

Jak wynika z dyskusji, jakie prowadzimy na warsztatach naturalnieozdrowiu.pl „Poczuj kobiecą moc”, mnóstwo z nas w trudnych, krytycznych wręcz dla siebie momentach życia trafia na webinary lub książki Agnieszki Maciąg. Niezwykłej kobiety, która 14 lat temu też zderzyła się ze ścianą. I nie pozwoliła się roztrzaskać na kawałki. Po prostu to życie zmieniła. Swoją przemianę opisała w wielu książkach, które stają się najlepszymi przyjaciółkami dla wielu z nas. I te przyjaciółki szepczą do nas: „Zacznij spoglądać na siebie z czułością. Przestań się tak szarpać ze sobą, z życiem – odpuść…”.

Dorota Mirska-Królikowska: Agnieszko, dlaczego umiejętność odpuszczania jest taka ważna?

Agnieszka Maciąg: Od lat obserwuję kobiety wokół mnie. Jestem z nimi blisko, rozmawiam, spotykam się i widzę, jak bardzo są dla siebie surowe, jak ogromne mają wobec siebie (a także innych kobiet) wymagania, jak bardzo potrafią być dla siebie okrutne. Są poddane tak ogromnej presji bycia idealną na wielu „frontach” – w pracy, domu, w macierzyństwie, związku – że w końcu padają z wyczerpania. Mam 53 lata, więc patrzę na życie z perspektywy pół wieku doświadczeń. Sama wiele przeszłam. I wiem, że nasze życie toczy się pewnym rytmem – okoliczności wokół się zmieniają, nasze potrzeby się zmieniają i my się zmieniamy. I to jest niemożliwe, żebyśmy cały czas działały na pełnych obrotach i każdej sferze życia poświęcały tyle samo czasu, uwagi i energii.

Są takie okresy w życiu, kiedy powinnyśmy sobie wiele naszych planów, działań i chęci odpuścić. Na przykład czas, kiedy zostajemy matkami. Przecież to oczywiste, że karmimy dziecko, troszczymy się o nie dniami i nocami, jesteśmy mu potrzebne do przeżycia jak tlen. Tymczasem widzę młode mamy, które mają tak silną presję kariery zawodowej, że każdą wolną chwilę przeznaczają na pracę. Nie dosypiają, nie dojadają – pracują… Wciąż na baczność, wciąż w pełnej gotowości. Dziecko rośnie, ma – zdaniem matek – coraz większe potrzeby, więc te wcale nie zwalniają, nadal pracują ponad siły, żeby zapewnić mu wszystko, czego pragnie. Chcą dla niego jak najlepiej. Tylko że tak naprawdę dziecko wcale nie oczekuje od nas takiego poświęcenia. Ono zapewne wolałoby, żeby mama czy tata mieli dla niego czas. Żeby się z nim pobawili, porozmawiali, razem coś ugotowali. Takie zwykłe, proste rzeczy.

W tej codziennej pogoni zapominamy, że jeśli nie spędzimy czasu z dziećmi, kiedy są małe, to on upłynie bezpowrotnie… Wiele matek nastolatków przekonało się o tym. Kiedy w kłótni wyrzucają swojemu synowi czy córce: „Ależ ja dla ciebie całe życie poświęciłam!”, słyszą odpowiedź: „Mamo, ale ja cię wcale o to nie prosiłam/prosiłem”. I to jest kubeł zimnej wody na głowę.

My, kobiety, jesteśmy takie, że dajemy, dajemy, dajemy – do momentu, kiedy poczujemy się kompletnie wyssane. A potem się okazuje, że nikt tego nie chciał, nikt nie docenia, a my jesteśmy nieszczęśliwe, sfrustrowane, wykończone, złe, rozżalone i tę złą energię rozprzestrzeniamy dalej.

Przyjaciółka w drodze – o swojej metodzie „Odkrywanie” mówi Ewelina Stępnicka

– Smutne to jest.

– Smutne, ale bardzo prawdziwe. Ludzie często zachowują się tak, jakby ich praca i pieniądze były najważniejszą rzeczą na świecie. Jest takie ćwiczenie, które przeprowadza się podczas medytacji. Osoba prowadząca medytację prosi, żeby zamknąć oczy, wyobrazić sobie wysoki wieżowiec i na jego dachu przyczepioną kładkę. Nie widać jej końca, tonie we mgle. Pod kładką oczywiście przepaść. Dostajemy polecenie: „Wyobraź sobie, że na końcu tej kładki jest sto dolarów. Poszłabyś po nie?”. Raczej nikt nie ryzykowałby życia dla takiej sumy, więc każdy kręci głową. „OK, a jeśli jest to tysiąc dolarów? A jeśli milion?”. Stawka ciągle rośnie. Nadal niewiele osób weszłoby na tę kładkę, nawet dla tak astronomicznej kwoty.

I wtedy pada pytanie: „A jeśli na końcu tej kładki siedziałoby twoje dziecko?”. I to jest niesamowite, bo w tym momencie wszyscy otwierają oczy – nie mają wątpliwości, pobiegliby po nie bez chwili zastanowienia. Już wiedzą, co jest dla nich najważniejsze. I pada kolejne zdanie: To teraz zastanów się, ile czasu poświęcasz pracy, a ile swojemu dziecku…”.

Znam wiele osób, które robiły oszałamiające kariery i zarabiały mnóstwo pieniędzy. Nieraz widziałam, jak dochodziły do ściany i mówiły: „Po co mi to wszystko było!”. Niektórzy w wyniku splotu okoliczności z dnia na dzień tracili wielkie majątki i nagle zostawali z niczym. Bo nawet nie zauważyli, że po drodze utracili relacje z rodziną, dziećmi, przyjaciółmi.

Zresztą ja wraz z moim mężem Robertem też byliśmy pracoholikami. Przez wiele lat byłam przekonana, że przecież MUSZĘ zrobić i to, i tamto, i siamto. I w takim momencie mojego życia, kiedy uważałam, że praca jest najważniejsza, usłyszałam właśnie to pytanie: „Kiedy weszłabyś na kładkę?”. Ocknęłam się… „O Boże, co ja robię najlepszego!” – dotarło do mnie. I powiedziałam: „Stop – muszę zmienić priorytety. Odpuścić to, co nie służy mnie ani moim bliskim. A zająć się tym, co dla mnie jest w życiu naprawdę ważne”.

– Czyli jeśli rozmawiamy o odpuszczaniu, to tak naprawdę rozmawiamy o wartościach? O ustawieniu priorytetów?

– Dokładnie tak. Moja wielka zmiana w życiu, która nastąpiła w 2006 roku, zaczęła się właśnie od ustalenia priorytetów. Mam wrażenie, że ludzie zbyt rzadko robią takie porządki w sobie. Tymczasem naprawdę warto odpowiedzieć sobie na pytania:

  • Czego ja tak naprawdę chcę od życia?
  • Na czym mi najbardziej zależy?

I kiedy już ustalimy sobie te priorytety, możemy nagle się zorientować, że to, co do niedawna wydawało nam się takie cenne, wcale takie nie jest. Kiedy ja uświadomiłam sobie, że czas spędzony z najbliższymi jest dla mnie najważniejszy, zaczęłam odpuszczać rzeczy, które były mniej ważne.

Kiedy zakładałam blog czy swój profil na Instagramie, przychodziły do mnie dziesiątki listów, próśb, pytań. Bardzo chciałam wszystkim odpisać, ale w końcu musiałam przyznać, że to nie jest możliwe. Mogłam dać od siebie tylko tyle, ile mogłam, odpisać tylu osobom, ilu byłam w stanie. Resztę musiałam odpuścić – wyłączyć telefon, komputer, wylogować się ze świata i zalogować do siebie. Naładować baterie. Mieć czas dla moich dzieci, męża, domu. I dopiero kiedy najważniejsze potrzeby zostaną zaspokojone, mogę działać dalej i dawać siebie innym.

Odpuścić można wiele rzeczy. Może to drobiazg, ale ja w pewnym momencie przestałam malować paznokcie. Bo było to dla mnie nudne i mnie męczyło, i szkoda mi było czasu. Ale są osoby, które to lubią, którym to sprawia przyjemność – i super! Każdy musi sam przyjrzeć się sobie i zadecydować, co może odpuścić, żeby mieć więcej czasu na robienie fajnych, przyjemnych rzeczy.

Czasami spoglądam na konta niektórych osób na Instagramie i widzę, że te dziewczyny po prostu nie rozstają się z telefonem – pokazują swoje jedzenie, kąpiel, to, że biegają, całują się, idą spać. Dokumentują niemal każdą chwilę. I tak myślę sobie: „Odpuść, kobieto. Wyłącz ten telefon. Nie musisz cały czas zdawać relacji z tego, co robisz, jak żyjesz i co jesz”. Dajmy sobie wolność od robienia wrażenia na innych ludziach. A ludzie często tak żyją – kupują za drogi samochód, na który ich nie stać, za drogie torebki, za drogie mieszkania. Biorą kredyty, które potem stają się dla nich niewolą. A wszystko po to, żeby udowodnić sobie i innym, ile jesteśmy warci. I znowu dochodzimy tutaj do sedna – wszystko zaczyna się od siebie, od poczucia własnej wartości. Od tego, jakie my jesteśmy w stosunku do siebie.

My nie jesteśmy na tym świecie po to, żeby cierpieć, żeby komuś coś udowadniać, tylko po to, żeby kochać, być kochanymi i doświadczać pięknych emocji. Tylko to jest ważne. Nie ma znaczenia, co inni o nas myślą. Ważne jest to, co my w środku czujemy do siebie. Nieważne, w jakim świecie żyjesz, ale jaki świat żyje w tobie. Musimy pielęgnować z czułością ten świat, który jest wewnątrz nas.

– Myślę, że takiego podejścia do siebie, odpuszczania, nauczyła nas też pandemia.

– Z duchowego punktu widzenia po to właśnie ta pandemia nam się przytrafiła. Chyba wszyscy zmieniliśmy swój styl życia. Pamiętam dzień, w którym po lockdownie otworzono ogródki przy kawiarniach. Pobiegliśmy z Helenką na lody. Rozmawiałam wówczas z kelnerką, która przyznała, że przez cały ten czas, kiedy kawiarnia była zamknięta, żyła z zasiłku. Była zszokowana, że tak się w ogóle da. Mówiła nam, że to był dla niej niesamowity czas, który wielu rzeczy ją nauczył, np. tego, że nie musi w życiu tak gnać, zarzynać się, że może żyć inaczej.

Myślę, że wielu z nas doceniło ten inny sposób życia. Pandemia przybliżyła nas do naszej duszy, serca, naszych prawdziwych, autentycznych potrzeb, pokazała, co tak naprawdę jest nam potrzebne do życia. Przekonaliśmy się, że możemy przecież żyć bliżej natury, mieć mniejsze domy, ale za to więcej wolności, spokoju.

Nie chodzi też o to, żeby żyć w pokucie i samowyrzeczeniu, tylko żeby pewne rzeczy odpuścić. Czy ja rzeczywiście muszę mieć takie drogie auto po to, żeby mi inni zazdrościli? Czy rzeczywiście muszę mieć takie drogie torebki? Czy muszę kupować tyle ubrań? No nie muszę! Pandemia rozpoczęła głęboką przemianę świata, który nadal będzie się zmieniał – naszego postrzegania pieniędzy, wartości, świata materii. Będziemy się uczyli, że ważniejsze od dóbr materialnych są emocje i bliskość.

Joanna Kozłowska: jestem wysoko wrażliwa, a jaka jest twoja supermoc?

– A uroda? To coś, co dla nas, kobiet, jest szczególnie ważne.

– I niestety przysparza nam też wiele cierpień. Bo to kolejny bat, jaki sobie ukręciłyśmy. Kobiety są wiecznie niezadowolone ze swego wyglądu. A to mają piersi za małe albo za duże, kiepskie biodra albo brzuch, uszy czy usta, za dużo ważą albo mają rozstępy… Zawsze coś. Całe życie dążą do ideału, katują się dietami, spędzają godziny na siłowni i są wiecznie niezadowolone. Ja to bardzo dobrze rozumiem. Przez wiele lat byłam modelką. Mnóstwo osób komplementowało moją figurę i urodę. A ja… wiecznie się sobie nie podobałam. Widziałam w sobie tyle wad. Byłam nieszczęśliwa i czułam się wewnętrznie pusta. W końcu odpuściłam. Zdecydowałam się odejść z tego zawodu.

Ustaliłam sobie priorytety. Czy ja rzeczywiście muszę tak idealnie wyglądać, być wiecznie młoda i chuda? No nie! W ogóle nie na tym mi zależało. Ja chciałam dobrze się ze sobą czuć, być szczęśliwa i uśmiechnięta. Postanowiłam spojrzeć na siebie, na swoje ciało, z czułością, życzliwością. Nasze kochane ciała – ileż one dla nas robią! Noszą nas tam, gdzie chcemy pójść, troszczą się o nas, rodzą dzieci. Ciała się zmieniają: przed okresem, po okresie, wraz z upływem lat, raz ważymy więcej, raz mniej, skóra staje się coraz mniej jędrna. To jest naturalne!

Musimy nauczyć się akceptować te zmiany i odpuszczać sobie. Oczywiście dbajmy o nasze ciała, chodźmy na spacery, praktykujmy jogę i oddech, karmmy je zdrowym jedzeniem. Przecież nasze ciało to jedyny dom, jaki mamy na całe życie. Więc poświęcajmy mu czas i uwagę. Ale róbmy to z czułością i akceptacją.

– Co jeszcze warto odpuścić w tym nowym świecie?

Krytykę i surowość. Zauważyłam, że odkąd więcej rzeczy odpuszczam sobie, odkąd nie oczekuję, że będę idealna, akceptuję siebie taką, jaką jestem – bardziej też akceptuję innych ludzi, mocniej ich lubię i kocham. Bowiem jeśli jesteśmy łagodni, kochający i akceptujący w środku, to jesteśmy też tacy dla świata. I na tym korzystają wszyscy. 

I nie chodzi o to, że my się nie chcemy rozwijać – jaką mnie, Panie Boże, stworzyłeś, to taką mnie masz. Absolutnie nie! Nie chodzi o lenistwo i nierealizowanie marzeń! My chcemy ewoluować, pracować nad sobą. Ale w sposób łagodny i czuły wobec siebie. I w związku z tym także czuły wobec innych ludzi, wobec swojego partnera, dziecka, zwierząt. I ta bliskość, to zrozumienie dla siebie i innych sprawia, że nam jest po prostu lżej i lepiej.

Pamiętaj – odpuszczasz sobie, to odpuść też temu drugiemu człowiekowi. Kompletnie nie tracę czasu, żeby siedzieć gdzieś w mediach i kogoś krytykować czy pouczać. W ogóle nie koncentruję się na tym, co mi się nie podoba. Ja się koncentruję tylko na tym, co wzbogaca moje życie. I wszystkim nam tego z całego serca życzę.

Czy ten artykuł był pomocny?
TakNie